Hokej. Sztuka wygrywania…

Przegrywasz na wyjeździe 2-3 trafieniami, by pokonać rywali jednym – to tajemnica tyskiej kuchni.


Prawdziwego hokeistę poznaje się jak kończy, a nie jak zaczyna – sparafrazowane słowa pewnego polityka pasują jak ulał do GKS-u Tychy. Obrońcom tytułu mistrzowskiego w kilku meczach nie było łatwo, ale w konkretnych trzech utrudnili sobie życie szczególnie. Przegrywając dwa razy po 0:2 i raz 0:3, potrafili raz wygrać w regulaminowym czasie, zaś dwa razy karnych, a grali z silnymi rywalami i to na ich lodzie. Trudno więc się dziwić, że ta parafraza ma swoje uzasadnienie.

Najpierw fakty

* 16 października. Re-Plast Unia Oświęcim do 50 min prowadzi z Tychami 2:0 i nic nie wskazuje, by losy meczu się odwróciły. A tymczasem tyszanie w niespełna 2 min wyrównują i w karnych Komorski zdobywa decydującego gola. 3:2 dla Tychów!

* Dwa tygodnie później. „Pasy” pod Wawelem prowadzą z Tychami 2:0 po I tercji. W II odsłonie tyszanie zdobywają kontaktowego gola (Cichy), a w III trzy kolejne (Komorski, Mroczkowski i Marzec). 4:2 dla Tychów.

* 11 grudnia znów w Krakowie. Tychy po niespełna kwadransie przegrywają 0:3 i zmieniają bramkarza. Jeszcze w I tercji Pociecha zdobywa gola, a w II – padają kolejne dwa (Bizacki i Gościński), ale tracą jednego. Do wyrównania doprowadza Mroczkowski, zaś decydującego karnego strzela – któż by inny? – Komorski. 5:4 dla Tychów.

Nierozwiązana zagadka

– Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak koszmarnie zaczęliśmy ostatni mecz z Cracovią, bo przecież mogło być… jeszcze gorzej – uśmiecha się napastnik GKS-u, Szymon Marzec. – Fatalne błędy w grze obronnej sprawiły, że mogliśmy się już nie podnieść. Trener szybko zareagował, zmienił bramkarza i może wtedy przejrzeliśmy na oczy. W ostatnim czasie mieliśmy spore problemy we własnej strefie, a wszystko zaczęło od straty czterech goli w III tercji w Sosnowcu (mecz wygrany 8:5 – przyp. red.). A potem przyszła mało oczekiwana porażka w Sanoku i zaczęliśmy pikować. Ostatnią wygraną w Krakowie chyba przezwyciężyliśmy nasze słabości i teraz tylko od nas wszystko będzie zależało.

– Ostatni mecz pokazał, że trzeba zaczynać tercję skoncentrowanym, bo w przeciwnym razie każdą najdrobniejszą słabość rywal wykorzystuje – dodaje trener GKS-u, Krzysztof Majkowski, który już realizuje plan zajęć, przygotowując zespół do półfinałowego starcia w Pucharze Polski z Unią Oświęcim.

– Brak Cichego, Szczechury i Rzeszutki to poważne osłabienie, które również miało wpływ na postawę drużyny – uzupełnia Arkadiusz Sobecki odpowiadający za szkolenie bramkarzy.

Dobre wytłumaczenie

Hokeiści to jedna z wielu grup sportowych, która łatwo może wyłgać się z obowiązków przedświątecznych. Jedni na zgrupowani kadry, zaś inni przygotowują się do meczu pucharowego (28.12.) – tak właśnie jest w przypadku GKS-u Tychy. Sprzątanie, sprzątaniem, ale najgorsze, że nie będzie czasu na biesiadowanie przy świątecznym stole. A tu tyle smakołyków…

Te zdecydowanie powinien odłożyć John Murray, bo gdy zobaczyliśmy go na zgrupowaniu bez „mundurku”, to… nieźle wygląda. Jest szybki w bramce, ale mógłby być dwa razy szybszy – to dla nas nie ulega wątpliwości. A ponadto do tej pory nie imponuje formą i może już czuje oddech zmiennika, Kamila Lewartowskiego.

Tyszanie nie ukrywają wysokich aspiracji pucharowych, wszak swego czasu zdobywali to trofeum kilka razy z rzędu. Ostatnio te rozgrywki stały się domeną zespołu z Jastrzębia. Na świętowanie będą mieli 1,5 dnia, bo 2 dni przed Wigilią planowany jest mecz kontrolny, zaś w drugi dzień świąt trening, a w poniedziałek mecz z sąsiadami z Oświęcimia.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus