Hokej. Turbulencje zostały opanowane?
Po reprezentacyjnej przerwie dowiemy się jak ten okres przepracowały zespoły ligowe.
Hokeiści GKS-u Tychy i JKH GKS-u Jastrzębie będą mieli wyjątkowo spokojny okres świąteczny. Wprawdzie 22 grudnia rozegrają jeszcze ostatnią kolejkę ligową, a kolejna jest wyznaczona na 4 stycznia. Można będzie odpocząć i nawet po biesiadować w rodzinnym gronie. A to wszystko jest efektem braku kwalifikacji do finałowego turniej Pucharu Polski, który rozegrany zostanie tuż po świętach w Bytomiu. Oba zespoły to niemal stali uczestnicy imprezy, zaś jastrzębianie ostatnio 3 razy z rzędu zdobywali to trofeum. Do czołowego kwartetu zabrakło im zaledwie punktu. Czy turbulencje w obu drużynach zostały opanowane? Dzisiaj, przynajmniej w części, znajdziemy odpowiedź.
Trudne chwile
GKS Tychy ma grać o mistrzostwo Polski – z takiego założenia wychodzą działacze oraz fani tej drużyny. Każda starta punktów czy też potknięcie jest analizowane na każdą modłę i szeroko komentowane. Ot, taka rola faworyta… Niemniej tyszanie w tym sezonie przeżywali trudne chwile, bo nie wszystko im się tak układało jakby chcieli. Na pewno kontuzje Jamesa Dupuy oraz Filipa Starzyńskiego im pokrzyżowały im plany. Zawirowanie z bramkarzem Ondrejem Raszką i w konsekwencji rozwiązanie z nim kontraktu dolało oliwy do ognia. Po kątach szeptano, że lada chwila nastąpi rozstanie ze szkoleniowcami. W rezultacie rozwiązano umowę z trenerem bramkarzy Arkadiuszem Sobeckim, zrzucając niejako winę w całości na niego. Co oczywiście, naszym zdaniem, nie jest prawdą, bo on sam nie podjął decyzji o rezygnacji z Johna Murraya.
Czy kłopoty zostały już opanowane? Oby, ale o tym przekonamy się niebawem podczas meczów ligowych. Atmosfera w szatni, wedle zawodników, jest dobra, ale by była jeszcze potrzebna jest seria zwycięstw z czołowymi drużynami.
Wymagający rywal
Po przerwie jest okazja do zaprezentowania się kibicom w meczu z Jastrzębiem.
– Dla mnie to najbardziej wymagający rywal, potrafiący w każdej chwili odwrócić losy spotkania – mówi obrońca GKS-u, Olaf Bizacki, który wrócił w dobrym nastroju po udanych występach w reprezentacji. – Do takiego spotkania nie trzeba nikogo motywować i jestem przekonany, że staniemy na wysokości zadania. Najważniejsze, by dobrze zacząć mecz i utrzymać grę na wysokim poziomie przez 60 minut. Duża odpowiedzialność spada na defensorach. Gra całej drużyny we własnej strefie musi być twarda, odpowiedzialna i cały czas musimy wspierać Kamila (Lewartowskiego – przy.red.) w bramce. A z kolei w ataku częściej musimy się decydować na strzały z dalszej odległości. A my czasami w ostatnim czasie chcemy wjechać z krążkiem do bramki lub „dłubiemy” go przed nosem bramkarz.
Dupuy, kanadyjski napastnik, pewnie będzie brany przy ustaleniu składu, zaś Starzyński wrócił do treningu, ale gry będzie gotowy w przyszłym tygodniu. Tyszanie poszukują golkipera, by wzmocnić rywalizację na tej pozycji. Oferty, podobno spływają do klubu, ale są, na razie, są analizowane. Wspierajmy Lewartowskiego i Jakuba Zawalskiego, bo to wychowankowie klubu – takie jest nasze zdanie.
Koniec sezonu?
Dla hokeistów JKH GKS Jastrzębie ostatnie niespełna 3 miesiące były niezwykle intensywne, bo co rusz grali o stawkę i na dodatek jeszcze podróżowali w Lidze Mistrzów. Zmęczenie mentalne i, w dużej mierze, też fizyczne dało o sobie znać. W jastrzębskiej ekipie wszyscy z utęsknieniem wypatrywali reprezentacyjnej przerwy. W niej można był złapać oddech, wyleczyć urazy oraz poprawić niedostatki jakie towarzyszyły w dotychczasowych występach.
Niedziela 3 października okazałą się niezwykle pechowa dla solidnego łotewskiego obrońcy Marisa Jassa. Pod koniec meczu w Sosnowcu (4:2 dla JKH) zderzył się przy bandzie z jednym z zawodników gospodarzy, upadł na lód i już nie zjechał z niego o własnych siłach. Załamał kości w stopie i długo paradował w gipsie.
– Nie mam dobrych wieści o Marisie, bo jest wielce prawdopodobne, że w piątek będzie operowany – informuje dyrektor sportowy JKH GKS-u, Leszek Laszkiewicz. – Kto wie czy sezon dla niego już się nie skończył. Dla nas to poważne osłabienie, bo przecież należał do czołówki defensorów w naszej lidze. Natomiast szybko po operacji kolana pozbierał się Mateusz Bryk, który już trenuje i pewnie niebawem dołączy do kolegów. Kilku zawodników narzeka na drobne urazy m.in. Martinowi Kasperlikowi doskwiera uraz łydki, a Maciek Urbanowicz ma kłopoty z dłonią. Mam jednak, że limit pecha już wyczerpaliśmy do końca sezonu, choć jest on długi.
Rola bramkarzy…
W ostatnich sezonach mecze zespołów z Tychów i Jastrzębia są wyrównane i o wygranej często decydował gol lub dwa. W tym sezonie górą jastrzębianie, bo na wyjeździe wygrali 3:1, zaś u siebie 3:2.
– Trochę to trwało nim dołączyliśmy do tyszan, ale teraz jesteśmy równorzędnymi partnerami – uśmiecha „Laszka”. – Kolejna odsłona tej rywalizacji zapowiada się się ciekawie i, moim zdaniem, wszystko się rozstrzygnie w grze obronnej oraz jak najmniejszej ilości wykluczeń. Te dwa elementy będą miały kluczowe znaczenie. No i nie można zapominać o roli bramkarzy. Mamy dwóch solidnych zawodników na tej pozycji. Patrik Nechvatal poprzedni sezon miał wręcz rewelacyjny, a Michał Kieler podjął z nim rywalizację i dobrze na tym wychodzi. Michał udanie zaprezentował się w Tallinie i z meczu na mecz nabiera pewności siebie. To cieszy w kontekście reprezentacji, bo jest Murray, zaś Raszka chyba zakończy karierę i otwiera się szansa przed Michałem.
W Jastrzębiu od lat jest niepisana tradycja, że o tym kto wystąpi w bramce decyduje się na 2. godziny przed meczem. Trener Robert Kalaber wyznaje taką zasadę: wszyscy mentalnie muszą być przygotowani do wyjścia na taflę. Dzisiaj między słupkami pojawi się Nechvatal – tak przynajmniej nam się wydaje.
Rywalizacja w tym sezonie jest jeszcze bardziej wyrównana, ale to – jak twierdzi nasz rozmówca – efekt pewnej stabilizacji klubów. To sprawia, że działacze tworzą kadry na miarę swoich możliwości i stąd też więcej wyrównanych meczów. Dominacja Cracovii i Tychów minęła i już bezpowrotnie nie wróci.
Polska Hokej Liga
Czwartek, 18 listopada
TYCHY, 18.00: GKS – JKH GKS Jastrzębie (bezpłatna transmisja polskihohej.tv)
Na zdjęciu: Kamila Lewartowskiego trzeba wspierać, bo w tym sezonie po raz pierwszy przychodzi mu bronić niemal „od deski do deski”.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus