Hokej. Tylko zwycięstwo cieszy…

 

Polscy hokeiści udanie rozpoczęli turniej Euro Ice Hockey Challenge o Puchar Niepodległości w Gdańsku, wygrywając z Japonią 3:2. Zwycięstwo cieszy, ale gra, poza II tercją, zupełnie nie zachwyciła. Nasi hokeiści są liderami, ale przed nimi w sobotę oraz w niedzielę znacznie trudniejsze zadania, bo zagrają przeciwko Włochom oraz Węgrom.

Japończycy to stali rywale naszych hokeistów, bo obie reprezentację rywalizują w tej samej Dywizji IB. Ambicje biało-czerwonych są zdecydowanie większe, choć i Azjatom marzy się coś więcej niż występy w III lidze. W minionych mistrzostwach wygraliśmy dość pewnie 7:4, choć zawodnicy musieli się pozbierać po przykrej porażce z Rumunią.

W Gdańsku trener Tomasz Valtonen ma okazję sprawdzić kilku zawodników aspirujących do stałego miejsca w reprezentacji. 18-letni Sebastian Brynkus miał okazję zadebiutować i wystąpił w ataku z doświadczonymi napastnikami: Krystian Dziubińskim i Martinem Przygodzkim. Drugi z debiutantów, Dariusz Wanat, był w protokole, ale nie miał okazji pokazać się na lodzie.

Trener Valtonen hołduje zasadzie, że gra na trzy pary obrońców i stąd też Bartosz Ciura również pozostał w boksie.
Nasi hokeiści rozpoczęli ostrożnie i zbyt asekuracyjnie i dopiero w 8 min Marcin Kolusz uderzył mocno, ale krążek poszybował nad poprzeczką. Oba zespoły miały okazje grać w przewadze, ale również nie potrafiły tego wykorzystać. Bamkarze nie mieli w tym okresie wiele pracy. Ospałe tempo, niewiele sytuacji podbramkowych, a czas płynął i byliśmy rozczarowani postawą obu drużyn.

Straciliśmy gola w najmniej oczekiwanym momencie. Oskar Jaśkiewicz zbyt słabo wybijał krążek, który trafił do Keigo Minoshimy. Japoński obrońca mógł spokojnie przymierzyć i trafił pod poprzeczkę. Ondrej Raszka nie miał szans na obronę. Strata gola podziałała mobilizująco. Aron Chmielewski był jednym z bardziej aktywnych zawodników i potwierdził, że jest w dobrej formie.

Wychowanek Stoczniowca, występujący w Ocelarzi Trzyniec, wyrównał po ładnej akcji i precyzyjnym uderzeniu. Pod koniec tercji do boksu kar powędrował Damian Kapica i znów trzeba było się bronić. Japończycy, mimo remisu, sprawiali lepsze wrażenie. Przede wszystkim więcej strzelali i również wygrywali większość wznowień.

W polskiej szatni musiało być gorąco, bo nasi hokeiści wyszli na drugą odsłonę skupieni i zdecydowanie agresywniejsi. Tuż po wznowieniu Dziubiński strzelił w słupek i dał wyraźny sygnał, że tym razem będzie zupełnie inaczej. I rzeczywiście było, bo biało-czerwoni zepchnęli rywali do obrony i bramkarz Yotaka Fukufuji miał zdecydowanie więcej pracy. Jednak na bramkę trzeba było poczekać. Mateusz Bryk zdecydował się na uderzenie z dalszej odległości, krążek odbił się od golkipera i wpadł do siatki. Gola można zapisać na jego konto, bo nie oczekiwał uderzenia i źle zareagował.

Szymon Marzec, napastnik miejscowego Lotosu, miał w reprezentacji jednego gola, którego zdobył podczas MŚ w Tallinie w meczu z… Japonią. Ten wyczyn skopiował w 36 min i podwoił swój reprezentacyjny dorobek. Przechwycił krążek przed bramką i nie miał żadnych kłopotów z umieszczeniem go w siatce. Biało-czerwoni wyraźnie podkręcili tempo i sytuacji było jeszcze kilka, ale skończyło się tylko na dwóch trafieniach. Japończycy wyraźnie opadli z sił i już nie byli tak szybcy jak w I tercji. Nasi hokeiści oddali 22 strzały, zaś rywale tylko 9. Z nadziejami czekaliśmy na ostatnią tercję, bo nasi odzyskali właściwy rytm.

– Chyba powinienem zawsze grać z Japończykami, bo strzelam im gole – mówił pół żartem, pół serio napastnik z Gdańska. – Takie bramki przed własną publicznością cieszą podwójnie. Graliśmy już zdecydowanie lepiej i przyniosło to wymierne efekty.

A tymczasem Japończycy się ocknęli i odzyskali siły. Dominik Paś niemal dwa razy z rzędu trafił na ławkę. Jednak podczas drugiej kary siedział zaledwie 16 sek. i rywale zdobyli kontaktowego gola. Japończycy wyraźnie przejęli inicjatywę i dążyli do wyrównania. Raszka był w poważnych opałach, ale wyszedł obronną ręką.

Na pewno nie było to dobre spotkanie biało-czerwonych, a mogło się podobać jedynie w II tercji. Skala trudności w kolejnych spotkaniach z Włochami oraz Węgrami na pewno wzrośnie. Chcąc myśleć o korzystnym wyniku trzeba grać zdecydowanie lepiej. Trener Valtonen pewnie dokona gruntownej analizy i wprowadzi zmiany w składzie.

 

POLSKA – JAPONIA 3:2 (1:1, 2:0, 0:1)

0:1 – Minoshima (15:59), 1:1 – Chmielewski – Wajda – Urbanowicz (18:46), 2:1 – Bryk – Dziubiński (33:24), 3:1 – Marzec – Bychawski – Zygmunt (35:16), 3:2 – Nakajima – Minoshima – Takahashi (50:46).
Sędziowali: Marco Pinie (Włochy) i Gabor Juhasz (Węgry) – Wiktor Zień i Paweł Kosidło. Widzów 500.

POLSKA: Raszka; Bryk (2) – Jaśkiewicz, Dronia (2) – Bychawski, Wajda – Kolusz; Przygodzki – Dziubiński – Brynkus, Urbanowicz – Paś (4) – Chmielewski, Kapica (2) – Neupauer – Jeziorski, Marzec – Starzyński – Zygmunt. Trener Tomasz VALTONEN.

JAPONIA: Fukufuji; Minoshima – Yamada, Hashimoto – Sato, Denis – Hayaja, Y. Otsu; Tagai – Osawa – Nakayashiki, Ikeda – Fukuhashi – Terao, Takahashi – Nakajima – Y. Suzuki (4), K. Otsu – Irikura – K. Suzuki. Trener Yuji IWAMOTO.
Kary: Polska – 10 min, Japonia – 4 min.

W pierwszym meczu Włochy pokonały Węgry 4:3 (1:1, 0:1, 2:1, 1:0) po dogrywce.

1. Polska 1 3 3:2
2. Włochy 1 2 4:3
3. Węgry 1 1 3:4
4. Japonia 1 0 2:3

Liczby
35.
ZWYCIĘSTWO odnieśli biało-czerwoni w meczu z Japonią w 40. spotkaniu obu zespołów.
29
STRZAŁÓW oddali polscy hokeiści, Japończycy oddali 7 uderzeń więcej.

Na zdjęciu: Szymon Marzec lubi grać przeciwko Japonii i po raz drugi trafił od ich bramki.