Hokej. Wykonać i zapomnieć!

Nie ma znaczenia z kim przyjdzie nam się zmierzyć w półfinale, bo z każdym rywalem trzeba wygrać – tak twierdzi kapitan tyskiego GKS-u, Michał Kotlorz.


Zrobić, co zrobić i mieć spokój – powtarzała przy każdej okazji babcia Marynia i miała świętą rację, ale to stwierdzenie doceniam po latach. Z takiego założenia najwyraźniej wychodzą też hokeiści GKS-u Tychy oraz ich trener Krzysztof Majkowski, bowiem w ćwierćfinale play offu zwyciężyli Ciarko STS Sanok w serii 4-0. Jednak słowa pochwały należą się pokonanym – za ambicję, choć z góry ich skazywano na porażkę.

Trochę emocji…

Tyski zespół w tym sezonie ma kłopoty bogactwa, bowiem dysponuje prawie 6 formacjami (wliczając młodzież) i zawsze ktoś znajduje się poza składem. Ostatnio poza nim znaleźli się: Ladislav Havlik, Jakub Witecki oraz Patryk Kogut, zaś młodzi już na finiszu sezonu zasadniczego nie byli brani pod uwagę. Zespół jest odpowiednio zbilansowany, ale trener Majkowski woli dmuchać na zimne, bo przecież w swojej karierze był świadkiem wielu nieprzewidzianych wydarzeń w play offie.

– Jeżeli jest okazja, to trzeba wygrywać jak najszybciej i nie stwarzać sobie żadnych problemów – twierdzi szkoleniowiec.

– Przede wszystkim unikać jak ognia urazów, bo przed nami jeszcze sporo meczów. Wygraliśmy serię bez porażki, ale emocji trochę było.

…i szarpaniny

Mecze z Sanokiem do efektownych nie należały, choć dominacja tyszan, zwłaszcza w inauguracyjnym spotkaniu, była wyraźna. Jednak w zespole rywali między słupkami stanął Patrik Speszny, który w 4 potyczkach obronił 139 strzałów, puszczając 14 bramek. Bronił z ponad 91% skutecznością.

– W trzech, poza pierwszym, spotkaniach było trochę szarpaniny, bo rywale przyjęli defensywny styl gry – mówi kapitan GKS-u, Michał Kotlorz.

– Myśmy sobie sami stwarzali problemy, przez naszą skuteczność. Owszem, Speszny to dobry fachowiec, ale trochę go wykreowaliśmy. W tercji rywala nie byliśmy do końca efektywni i stąd też gra do końca nas nie zadowalała. Dobrze się stało, że I runda za nami, bo w niej zawsze jest nerwowo.

Bez znaczenia

W sezonie covidowym było wiele zakrętów i nieprzewidzianych wydarzeń, ale teraz rozgrywki toczą się utartym rytmem i niech tak już zostanie.W półfinale skala trudności na pewno wzrośnie, bo przeciwnik na pewno będzie z wyższej półki niż drużyna z Sanoka. Tyszanie, wedle regulaminu, trafią na zespół najniżej sklasyfikowany po rundzie zasadniczej.

– Owszem, obserwuję rywalizację w pozostałych parach ćwierćfinałowych, ale nie stawiam żadnych prognoz – dodaje Kotlorz.

– Nie ma znaczenia na kogo trafimy, bo wiemy, że musimy wygrać, by bronić złota. Jeżeli poznamy rywala, wówczas zapewne trenerzy będą przygotowywali odpowiednią taktykę. Wiemy, że musimy podczas zajęć pracować nad skutecznością, ale to nie tylko nasz problem.


Czytaj jeszcze: Cenna wygrana GieKSy!

W poniedziałek hokeiści mieli wolne i regenerowali się po ćwierćfinałowej rywalizacji. Wczoraj po południu przystąpili do zajęć oraz przygotowań do kolejnej rundy. Pod koniec tyszanie rozegrają mecz kontrolny z Zagłębiem Sosnowiec. Czyżby w półfinale doszło do „klasyki” i spotkań z Comarch Cracovią?

– Na razie nie zaprzątajmy sobie tym głowy – mówi na pożegnanie kapitan GKS-u Tychy. Może i racja, poczekajmy do końcowych rozstrzygnięć…


Na zdjęciu: Tyszanie szybko awansowali do półfinału, do którego rozpoczęli przygotowania, choć jeszcze nie wiedzą z kim zagrają.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus