Hokej. Z daleka lepiej widać…

Miejsce biało-czerwonych jest na zapleczu elity i należy tylko żałować, że turniej w katowickim „Spodku” został odwołany – twierdzi były selekcjoner reprezentacji.


Jeszcze do niedawna Jacek Płachta dzielił czas między Polskę i Niemcy, bo tutaj pracował, a tam mieszkał od 1990 r. Tutaj przez 5 lat związany był z reprezentacją, najpierw jako asystent Igora Zacharkina, a potem trzy sezony sam był selekcjonerem biało-czerwonych.

W maju 2019 r. był blisko podpisania kontraktu jako trener GKS-u Katowice, który wczesniej prowadził w różnych okresach, ale działacze klubowi w ostatniej chwili wycofali się.

W Niemczech przez sezon był asystentem trenera w Eispiraten Crimmitschau na zapleczu DEL, a w ostatnich dwóch odpowiada za wyniki Crocodiles Hamburg w oberlidze północnej (III poziom).

Długofalowy plan

Płachta w Hamburgu jest dobrze znany i ma ugruntowaną pozycję, wszak w miejscowych Freezers występował przez 5 sezonów w ówczesnej Bunedslidze, zdobywając w 2004 r. brązowy medal mistrzostw Niemiec. Później klub splajtował, ale miejscowi działacze postanowili odbudować firmę, już pod nowym szyldem „Krokodyli”, z pomocą trenera Płachty.

– Wspólnie z działaczami stworzyliśmy długofalowy plan i staramy się zbudować drużynę na miarę możliwości i w perspektywie awansować na zaplecze DEL-u – mówi były selekcjoner biało-czerwonych.

– Klubowy budżet głównie opiera się na prywatnych sponosorach oraz na dochodach z biletów, wpływy z transmisji telewizyjnych są znikome. Tylko zespoły z DEL-u mogą liczyć na większe profity z TV, ale i tak są one nieporównywalne z piłkarskimi.

W minionym niedokończonym sezonie zajęliśmy trzecie miejsce i mieliśmy w play offie grać z 6. zespołem grupy południowej. Naszą grupę wygrał holenderski Tilburg, w którym wystepuje prawie cała reprezentacja „Pomarańczowych”. Jednak plany zostały pokrzyżowane i teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania.

Na razie chcemy stworzyć solidne podstawy, by w przyszłości starać się awansować do DEL2. Oczywiście, można byłoby wykupić miejsce, ale wówczas nie bylibyśmy konkurencyjni dla pozostałych zespołów, które mają ugruntowaną pozycję zarówno sportową, jak i finansową.

Na razie nie wiemy jak będzie wyglądał budżet, bo przecież nasz główny sponsor mógł mocno odczuć skutki kryzysu. Mieliśmy w planie dokonać korekt w składzie i nieco go wzmocnić, ale w tej sytuacji trzeba postawić kolejny znak zapytania.

Trenera obowiązuje jeszcze rok kontraktu i pewnie chciałby, w miarę możliwości, stworzyć zespół rywalizujący w czołówce tych rozgrywek.

Stabilna sytuacja

W poniedziałek obchodził 51. urodziny i była okazja do złożenia życzeń, ale również do wspomnień związanych z reprezentacją oraz prowadzeniem GKS-u Katowice. Śmiemy twierdzić, że gdyby dalej prowadził reprezentację nie opuścilibyśmy Dywizji IA.

– Nie gdybajmy, bo już nie odwrócićmy biegu wydarzeń – wpada w słowo były selekcjoner. A po chwili namysłu dodaje: – To nie był na pewno stracony czas, ale niektórzy mogą być zawiedzeni, że nie awansowaliśmy do elity.

Nasza grupa średniaków miała wyrównany poziom i każdy mógł wygrać z każdym. Jednak reprezentacja miała ugruntowaną, stabilną pozycję i należy tylko żałować, że wszystko poszło w zupełnie innym kierunku.

Uważam, że zespół podczas turnieju w Budapeszcie nie powinien opuścić tej grupy, zaś w następnym sezonie powinien odzyskać miejsce w gronie średniaków. Trzeba cierpliwie pracować, by odbudować tę pozycję.

Biało-czerwoni po odwołaniu mistrzostw w katowickim „Spodku” na kolejny sezon pozostaną w Dywizji IB i to jest poważna strata.

Kibicuję biało-czerwonym

Płachta 2-krotnie uczestniczył w finałowym turnieju kwalifikacji olimpijskiej. Raz w 2005 r. w Rydze jako zawodnik, zaś jako trener w 2016 r. w Mińsku. W lutym biało-czerwoni pod kierunkiem Tomasza Valtonena w Nur-Sułtanie pokonali Kazachstan 3:2 i awansowali do następnej rundy. Turniej miał być rozegrany w sierpniu w Bratysławie, ale został przełożony na termin późniejszy.

– Ucieszyłem się z tego zwycięstwa i awansu do finału – podkreśla nasz rozmówca. – To tylko potwierdza, że naszą drużynę stać na grę z teoretycznie silniejszymi rywalami. To również dowodzi, że miejsce naszej reprezentacji powinno być na zapleczu elity.

W Nur-Sułtanie po wygranej z Holandią oraz Ukrainą z Kazachami wznieśliśmy się na wyżyny umiejętności. I można tylko żałować, że mistrzostwa w „Spodku” zostały odwołane, bo mieliśmy spore szanse awansu. Tylko proszę pamiętać, że nasi rywale też pracują i mają ambicje sportowe.


Czytaj też: Liczenie strat


Otwarta polska liga z większą liczbą obcokrajowców była atrakcyjna i poziom był wyższy. A to również miało wpływ na grę reprezentacji.

Plachta w 2019 r. był bliski ponownej pracy w GKS-ie Katowice, ale ostatecznie nie doszło do podpisania umowy.

– Już nie chcę tego roztrząsać i mówić o szczegółach – mocno akcentuje. – Powiem tylko, że trzeba działać profesjonalnie, a tego zabrakło działaczom GKS-u i to mocno rozczarowało.

Nie obraziłem się, że ktoś inny dostał tę posadę, ale dziwi mnie takie amatorskie postępowanie. To była anormalna sytuacja. Dość! Ostatni raz mówię o tym publicznie.

Płachta pracuje w Hamburgu, ale pilnie obserwuje co się dzieje w naszym hokeju, bo może kiedyś znów przyjdzie mu pracować w kraju.

Na zdjęciu: Jacek Plachta nieźle sobie radził w boksie biało-czerwonych.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus