Hokej. Zagadki do rozwiązania

Im bliżej mistrzostw świata, tym temperatura w kadrze wzrasta.


Bartłomiej Jeziorski 4 lata temu obchodził swoje 20. urodziny w znacznie mniejszym gronie i pragnął, by mieć stałe miejsce w macierzystym GKS-ie Tychy. O kadrze seniorów jeszcze nie marzył. Wczoraj 24. urodziny obchodził wraz z kolegami z kadry na finiszu przygotowań do mistrzostw świata Dywizji IB, które już we wtorek rozpoczynają się w Tychach. Jednak jubilat chodził dziwnie markotny i nie był sobą.

Zdąży czy nie…

Początkowo jego zachowanie tłumaczyliśmy rywalizacją sportową o miejsce w reprezentacji na MŚ.

– Kolegom już dzień wcześniej postawiłem po piwie, bo takie obowiązują rytuały – uśmiecha się „Jezior”. – Wczoraj przed śniadaniem otrzymałem jeszcze raz życzenia i wszystko byłoby fajnie, ale mam powody do zdenerwowania, bowiem międzynarodowa federacja wymaga, by podczas turnieju legitymować się paszportami. A ja takowego nie mam, bo nigdy nie wyjeżdżałem na podstawie tego dokumentu. Teraz nerwowo nasłuchuję wieści z urzędu, czy otrzymam paszport przed oficjalnym zgłoszeniem składu nau turniej. Oczywiście, po warunkiem, że trener będzie mnie widział w składzie.

Ta sytuacja może stresować nie tylko zawodnika, ale również sztab szkoleniowy.

Zmiana przepisów

Trener Robert Kalaber wraz z współpracownikami ma do rozwiązania kilka zagadek personalnych. Marcin Kolusz nie otrzymał powołania do kadry, bo nie jest zaszczepiony. Grzegorz Pasiut, o tym również informowaliśmy, ma problemy osobiste i musiał zrezygnować z gry. Występy Arona Chmielewskiego (Ocelarzi Trzyniec) i Kamila Wałęgi (Liptovsky Mikulasz) stoją pod znakiem zapytania. Ten pierwszy walczy o mistrzostw Czech, zaś drugi jest zaangażowany w baraże o utrzymanie się w ekstralidze słowackiej.

– Z przepisami międzynarodowymi jest trochę zamieszania – tłumaczy słowacki szkoleniowiec. – Podczas finałowego turnieju kwalifikacji olimpijskiej nie wymagano paszportu covidowego i jedynie zawodnicy niezaszczepieni przechodzili dodatkowe testy. Teraz przepisy zostały zmienione i po części rozumiem działaczy międzynarodowej federacji, bo chcą, by wszystkie turnieje zostały rozegrane bez zakłóceń. To naturalne, że przed takimi turniejami pojawiają się różne problemy kadrowe, ale trzeba je na bieżąco rozwiązywać.

Nie wracajmy…

22 kwietnia to nie tylko święto „Jeziora”, ale pierwszy dzień wstydliwego turnieju MŚ 2018 w Budapeszcie. Wówczas biało-czerwoni pod kierunkiem Teda Nolana, ku rozpaczy kibiców, opuścili szeregi Dywizji IA. Polacy przegrali na inaugurację z Włochami 1:3, wygrali ze Słowenią 4:2 i ponieśli porażki z Wlk. Brytanią 3:5, Węgrami 2:3 i Kazachstanem 1:6. Zaangażowanie kanadyjskiego szkoleniowca z bogatym stażem w NHL okazało się nietrafionym pomysłem ówczesnego prezesa związku. Ten niechlubny czas pamięta 9 kadrowiczów (łącznie z Chmielewskim).

– Byłem na tym turnieju i nie chcę do niego wracać – uśmiecha się doświadczony obrońca, Mateusz Bryk. – Przez dwa lata odwoływano mistrzostwa z powodu pandemii i sportowo dreptaliśmy w miejscu. Teraz jest odpowiedni czas i miejsce ku temu, by odzyskać pozycję w wyższej dywizji. Mistrzostwa świata oczywiście różnią się od towarzyskich turniejów EIHC, ale mam nadzieję, że trema nas ominie.

– Rok później w Tallinie mieliśmy odzyskać wyższą dywizję, ale tak się nie stało – przypomina napastnik Filip Komorski. – To tylko dowodzi, że imprezy mistrzowskie to zupełnie inne rozdanie. W Tallinie wygrywaliśmy wysoko i nadszedł mecz z Rumunami. Jeden błąd sprawił, że wszystko legło w gruzach. Jesteśmy mądrzejsi o kolejne smutne doświadczenie. Teraz już nie możemy się potknąć, bo pod względem sportowym jesteśmy na innym etapie wtajemniczenia niż rywale.

Na razie dmuchajmy na zimne, by przypadkiem nie wydarzył się wypadek przy pracy.


Na zdjęciu: Bartłomiej Jeziorski marzy o grze przed własną publicznością.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus