Hokejowe małżeństwo pozytywnie zakręcone

Sportową pasją są zauroczeni, ale na wszystkie dokonania patrzą z dystansem.


Poznali się przy kawie, zaś inicjatorem spotkania w 2018 r. był ówczesny kierownik kadry hokeistek, i miło spędzili ze sobą czas. Później były smsy oraz rozmowy telefoniczne, bo obowiązki zawodowe nie pozwalały na bezpośrednie spotkania. Ona w Gdańsku, zaś on w Jastrzębiu, choć stale mieszkający w Sosnowcu.

– Przez jakiś czas byliśmy parą na odległość, ale ten sympatyczny wesołek tak zbałamucił mnie, że w końcu doprowadził przed oblicze urzędnika stanu cywilnego – chichotała nasza bohaterka, opowiadając tę historię. Zaiskrzyło między nimi, miłość kwitła, zaś hokej, oczywiście, miał wpływ na ich życiowe wybory. Agata Kosińska, bramkarka Stoczniowca Gdańsk i reprezentacji kraju, oraz Marcin Horzelski, obrońca JKH GKS-u Jastrzębie i również ostatnio kadrowicz, 9 lipca ubiegłego roku powiedzieli sobie sakramentalne: tak! I tak oto mamy pierwsze hokejowe małżeństwo, choć par jest znacznie więcej.

Spacer z happy endem

Agata reprezentuje Stoczniowca, ale od pewnego czasu zamieszkała z Marcinem w Sosnowcu i przed weekendem pakowała ogromną hokejową torbę i wsiadała do pociągu zmierzającego do Gdańska. Z kolei Marcin wsiadał w samochód i pędził do Jastrzębia na trening lub mecz. Jednak kiedy w minionym roku skończył się sezon, dla niej kolejnym srebrny medalem, zaś dla niego złotym, mieli czas dla siebie. Pewnego słonecznego majowego przedpołudnia postanowili odwiedzić sosnowiecki Pałac Ślubów.

– A kiedy chcielibyście wziąć ślub – zapytała pani z Urzędu Stanu Cywilnego. W odpowiedzi usłyszała: – Prosimy o pierwszy wolny termin, byle było ciepło. Ustalono, że 9 lipca to właściwa data. – Czasami bywa, że się przekomarzamy, ale tym razem byliśmy zgodni: nie chcieliśmy weseliska z całą tą celebrą jakie je otacza. Skromnie z uroczystym obiadem w gronie rodziny oraz najbliższych przyjaciół.

Było tak, jak zaplanowaliśmy i niezwykle sympatycznie, bo w tym towarzystwie najlepiej się czujemy. Brrr, nie lubimy sztywniactwa, a przecież podczas takich dużych wesel część ludzi spotyka się po raz pierwszy i nim się to wszystko rozkręci, to ho, ho, ho – śmieje się Agata.

Odmienne decyzje

Agata trafiła do hokeja dość późno i przez przypadek, natomiast Marcin dokonał świadomego wyboru, bo jego brat już wcześniej trenował, a poza tym z domu na lodowisko było niespełna 10 minut.

– Interesowałam się sportem i w szkole nie stroniłam od niego – wspomina Agata. – Hokej kobiecy ledwie co raczkował i istniało kilka zespołów. Moja przyjaciółka, Karolina Skoczeń, dzisiaj Radomska, wpadła na pomysł, by w moim rodzinnym Jastrzębiu założyć drużynę. Entuzjazmu nam nie brakowało, dostaliśmy przyzwolenie oraz finansowe wsparcie z miasta.

Agata Horzelska

Kandydatek do zespołu zgłosiło się, o dziwo, znacznie więcej niż mogliśmy przypuszczać. I tak oto rozpoczęła się moja hokejowa przygoda, która już trwa kilkanaście lat i końca nie widać – wyjaśnia zawodniczka niezwykle optymistycznie nastawiona do życia.

Białe Jastrzębie pod kierunkiem trenera Marka Kozyry najpierw uczestniczyły w towarzyskich turniejach, zaś potem utworzono rozgrywki ligowe.

– W moim przypadku było zdecydowanie inaczej, bo mój brat był bramkarzem, przynosił do domu sprzęt, zakładał go, a ja mu strzelałem piłką tenisową – mówi Marcin. – Byłem zafascynowany i chciałem pójść jego śladem, ale skutecznie mi odradzał tę pozycję. I wiedział co mówi, bo to pozycja niewdzięczna i daje się wszystkim we znaki. Tak więc zostałem obrońcą i przed golkiperem bronię dostępu do bramki. Wyboru nie żałuję.

– Nim zostałam bramkarką, przez trzy sezony grałam na obronie – wpada w słowo Agata. – Jednak zawsze chciałam spróbować jako bramkarka i tak marudziłam trenerowi Kozyrze, że w końcu machnął ręką i powiedział: spróbuj. Spróbowałam i tak już zostało. Też niczego nie żałuje, choć kobietom w naszym kraju jest zdecydowanie trudniej. Dyscyplina nie należy do możnych, ale my jesteśmy amatorkami. Przecież na co dzień część z nas pracuje, zaś młodsze się uczą. Trzeba mieć serducho, by trenować wieczorami i wracać do domu po 23.00. A w kolejnym dniu znów czekają obowiązki zawodowe.

Zmiany otoczenia

Białe Jastrzębie miały problemy finansowe i zespół przestał istnieć. Wówczas Marta Bigos wpadła na pomysł, by wybrać się do Gdańska i reprezentować barwy Stoczniowca, który dysponował silną drużyną. I tak też się stało.

– Dostałyśmy mieszkanie i to było dla nas spore wsparcie, a ponadto stypendium oraz działacze poszukali nam pracy. To było ogromne wydarzenie. Szybko zaaklimatyzowałam się w drużynie i miałam dobry kontakt z trenerem Henrykiem Zabrockim. Zdobycie tytułu mistrzowskiego w sezonie 2014/15 i pokonanie Unii Oświęcim to było niebywałe wydarzenie. Oj, świętowałyśmy (śmiech). I już w tym klubie spędziłam 9 lat, a odkąd zamieszaliśmy razem z Marcinem, to sporo czasu spędzam na trasie Sosnowiec – Gdańsk. Trenuję jednak najczęściej z młodzieżą w Sosnowcu, występującą w I lidze. Miałam okazję w ubiegłym roku ćwiczyć również z JKH GKS-em, gdy zespół był w okresie roztrenowania i byłam na lodzie wspólnie z Marcinem.

Z kolei Marcin, wychowanek Zagłębia oraz absolwent SMS-u wówczas jeszcze w Sosnowcu, zaczynał w seniorach macierzystego klubu, a potem występował w Tychach, w Naprzodzie Janów, krótko w Jastrzębiu, znów w Zagłębiu, zaś od 2020 r. ponownie z Jastrzębiu.

Marcin Horzelski

Chyba znalazł się we właściwym miejscu, bo jak sam twierdzi, w JKH GKS-ie ma okazję realizować swoje marzenia. Z tą drużyną zdobył mistrzostwo kraju, Puchar Polski i 2 razy Superpuchar oraz występował w Lidze Mistrzów. Te miłe chwile zostaną w pamięci do końca życia…ia…

Sezon i poza nim

Przez kilka miesięcy u Agaty i Marcina niemal wszystko kręci się wokół hokeja i to zrozumiałe, bo sezon w pełni. Ona jeździ na mecze w Gdańsku lub też w Europejskiej Lidze Kobiet, zaś on pochłonięty jest rywalizacją w PHL, zaś w grudniu miał okazję grać w biało-czerwonych barwach w turnieju EIHC w Bytomiu. Agata już od lat ma stałe miejsce w reprezentacji i kilka razy miała okazję grać w mistrzostwach świata.

Reprezentacja w październiku ubiegłego roku awansowała do turnieju finałowego kwalifikacji olimpijskiej w Bytomiu. Potem była impreza w Chomutovie i święto dla ambitnych hokeistek. Dostały solidną lekcję i uświadomiły sobie w jakim miejscu się znajdują. Trudno amatorkom równać się z zawodowcami. W zespole narodowym przeszła solidny szlak sportowy i teraz być może będzie miała okazję występować w kwietniowym turnieju MŚ Dywizji IB w Katowicach-Janowie.

– W sezonie sporo rozmawiamy o meczach czy treningach, ale to zrozumiałe – wyjawia Agata. – Marcin znajduje się w lepszej sytuacji niż ja, bo ma za sobą jeszcze bramkarza. Jestem ostatnią instancją i niefortunna interwencja sprawia, że krążek wpada do siatki. Czasami bywało i bywa, że trzeba zjechać do boksu. Swego czasu Kamil Kosowski (były bramkarz JKH GKS-u i reprezentacji – przyp. red.) radził, bym po straconym golu nie dawała poznać, że jestem kłębkiem nerwów.

Oczywiście, staram się być spokojna, ale z tym różnie bywa. Gdy oglądam mecze z udziałem Marcina, staram się patrzeć na zachowania obrońców oraz bramkarzy. Po meczu zamęczam go licznymi pytaniami, a on cierpliwie wyjaśnia. Gdy jednak sezon już za nami, wówczas staramy się hokejowych spraw nie poruszać, bo mamy inne rzeczy na głowie, które zwykle odkładamy na później, a ponadto wiosna w pełnej krasie.

Wegetarianie z wyboru

Agata już od kilku lat jest wegetarianką z wyboru i z kilkoma koleżankami z reprezentacji trzymają twardy kurs. W jej ślady poszedł Marcin, choć jego staż jest zdecydowanie krótszy.

– Nie, wcale nie nakłaniałam go do takiej decyzji i sam do niej dojrzał – mocno akcentuje Agata. – A mówię to dlatego, że był obiektem żartów; koledzy trochę z niego drwili. Teraz już mniej się dziwią i niektórzy nawet przyglądają mu się z zaciekawieniem.

– Do takiego wyboru trzeba dojrzeć i teraz już wiem, że był słuszny – dodaje Marcin. – Zdecydowanie lepiej teraz się czuję i zwiększyłem swoją wydolność. Mam więcej energii. A ponadto dodajemy własną drobinę, by ten świat był lepszy, choć brzmi to może górnolotnie.

Kuchnia to miejsce gdzie można kulinarnie eksperymentować. O dziwo, przewagę, choć nieznaczną, ma Marcin, który uwielbia mieszać w garnku – przyprawia, dosypuje, próbuje i w końcu wychodzi smakowite danie.

– Podczas gotowania również nieźle się uzupełniamy – przekonuje Marcin. – W okresie letnim lubimy wyjeżdżać w góry i uskuteczniamy piesze wędrówki. Mamy owczarka niemieckiego, często wybieramy się na długie spacery i to kolejna okazja, by wypoczywać na łonie przyrody.

Oboje wcale nie ukrywają, że są solidnie zakręceni, ale szybko dodają: pozytywnie! I trudno się z tym nie zgodzić, skoro sporo czasu poświęcają swojej sportowej pasji, ale patrzą na wszystkie dokonania z dystansem.


Na zdjęciu: Agata i Marcin wolny czas lubią spędzać na łonie natury.

Fot. Rodzinne archiwum