Horngacher ma sposób na drużynę

Niedawno minęły dwa lata, kiedy po raz pierwszy w historii polscy skoczkowie triumfowali drużynowo – było to w Klingenthal w 2016 roku. Na najwyższy stopień podium wskoczyła „żelazna czwórka” , jak się o nich mawiało – Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Maciej Kot.

To był sezon Polaków

Stefan Horngacher działał chyba w myśl zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia, bowiem już do końca sezonu ani razu w rywalizacji zespołowej nie postawił na nikogo innego. Drużynowy triumf jego ekipa powtórzyła jeszcze w czasie styczniowych zawodów w Willingen. W każdym z przeprowadzonych konkursów drużynowych stawali na podium. Dwa razy znaleźli się na drugim stopniu (Zakopane i Vikersund) i dwa razy na najniższym – w Oslo i Planicy na koniec sezonu. A w mistrzostwach świata w Lahti wywalczyli złoty medal. To był sezon Polaków, bo ostatecznie wygrali też klasyfikację Pucharu Narodów.

W następnym sezonie (2017/18) austriacki trener rotował składem. W każdym konkursie w drużynie pewne miejsce mieli Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Przed rokiem, na inaugurację Pucharu Świata w Wiśle jeszcze postawił na nich oraz Macieja Kota i Piotra Żyłę, a ci uplasowali się na drugim miejscu (ex aequo z Austrią), za Norwegami.

Zabrakło szczęścia

Tydzień później w fińskiej Ruce Polacy nie mieli tyle szczęścia, bowiem kontroli kombinezonu nie przeszedł pomyślnie Piotr Żyła i w efekcie został zdyskwalifikowany. Awansowali co prawda do drugiej serii zawodów, jednak zajęli ostatecznie szóstą lokatę, a triumfowali niezwykle mocni w tamtym sezonie Norwegowie. Żyła, Kot, Kubacki i Stoch wspólnie na podium dolecieli jeszcze tylko raz, w Titisee-Neustadt.

Ale już w czasie mistrzostw świata w lotach do drużyny, kosztem Kota, dołączył dobrze skaczący Stefan Hula i to jemu przypadł drużynowy brąz tej imprezy. I odtąd, już do końca sezonu Hula nie wypuścił szansy z rąk, a o miejsce w składzie walczyli między sobą Kot i Żyła.

Trzecie drużynowe zwycięstwo w konkursie Pucharu Świata pod wodzą Stefana Horngachera przydarzyło się Polakom w Zakopanem. Wtedy ze składu wypadł Żyła, a radość tysiącom zgromadzonych pod skocznią kibiców dali Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Maciej Kot i Stefan Hula. Ten sam skład z Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu przywiózł brązowe medale i dwukrotnie wskakiwał na podium zawodów Pucharu Świata – w Lahti i Oslo. Ale podczas konkursów w lotach narciarskich w Vikersund i Planicy, Horngacher znów rotował składem. Wrócił Żyła, zastępując Kota. Na norweskim mamucie polska drużyna znów stanęła na drugim stopniu podium, ale ta sztuka w ostatniej „drużynówce” już im się nie udała.

Horngacher miał dobre przeczucie

Ale nowy sezon, to nowa i czysta karta do zapisania. W Wiśle, podczas inauguracji sezonu 2018/19 biało-czerwoni zaczęli od zwycięstwa, czwartego w historii. Pokonali Niemców i Austriaków. Trener znów postawił na Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyłę, a skład uzupełnił wspomniany Wolny. 23-letni skoczek od lat wymieniany był w gronie największych polskich talentów. Ale Horngacher postawił na niego pierwszy raz, odkąd pracuje z Polakami i jak się okazało przeczucie go nie myliło.

A może to nie przeczucie? W końcu to on wie najlepiej, w jakiej formie znajdują się aktualnie jego podopieczni. Dzięki austriackiemu szkoleniowcowi, CV Kuby Wolnego wzbogaciło się o kolejny sukces. Bo kilka na swoim koncie już ma – złoto mistrzostw świata juniorów w 2014 roku, indywidualnie i drużynowo.

Potem wiodło mu się różnie. W Wiśle zaufał mu Stefan Horngacher, a on w końcu złapał wiatr… pod narty. Tydzień później w fińskim Kuusamo osiągnął najlepszy w startach w Pucharze Świata indywidualny wynik w karierze – jedenaste miejsce. Potwierdził, że może być silnym punktem drużyny.

 

Aleksandra Pieprzyca