Hubert Kostka. 3000 odbić Wieśka i… zazdrość o Igora

Medaliści w… stylu retro? Hubert Kostka – choć nie bez trudu – dał się namówić na porównanie jego „złotej” ekipy Szombierek z 1980 roku z obecnym teamem Marcina Brosza.

Kończące ekstraklasową jesień 0:4 z Cracovią, a także 2:4 w Płocku na inaugurację wiosny okazało się „zimnym prysznicem” na rozgrzane głowy kibiców z Roosevelta. Ale przecież nie „skasowało” ich nadziei to, że obecny sezon Górnik zakończy wynikiem wyjątkowym. – Jakby w Zabrzu nie powiedziano głośno, nie postanowiono jasnego celu: „gramy o mistrzostwo”, to by znaczyło, że ja… naprawdę świata nie rozumiem! – mówił nam niedawno [Hubert Kostka]. To jeden z tych „górników”, dla których w przeszłości nie było rzeczy niemożliwych: zarówno na boisku, jak i na trenerskiej ławce. 40 lat temu pan Hubert objął zajmującą po rundzie jesiennej spadkowe miejsce w tabeli ekstraklasy drużynę Szombierek. I nie tylko ocalił ją przed degradacją, ale w dwa i pół roku wspiął się z nią na sam szczyt polskiej piłki.

Bytomianie – zdobywcy mistrzostwa Polski w roku 1980 – do dziś uchodzą za najbardziej sensacyjnego triumfatora rozgrywek ligowych. Nikt nie dawał im na to szans, sezon zaczęli od… 0:4 z krakowską Wisłą, w końcówce jesieni doznali identycznej klęski we Wrocławiu, pierwsze wiosenne zwycięstwo zaliczyli dopiero w trzeciej kolejce. W całym sezonie przegrali aż 7 z 30 meczów. A jednak piłkarze, z których właściwie żaden nie miał statusu gwiazdy rodzimej piłki, zdobyli „złoto”. Może więc dobry to moment, by z Hubertem Kostką – w końcu legendą przede wszystkim zabrzańskiego futbolu – o podobieństwach i różnicach między Szombierkami’1980 a Górnikiem’2018 porozmawiać? Nawet jeśli punkt wyjścia jest cokolwiek karkołomny, to przynajmniej parę ciekawych historyjek i refleksji z naszego spotkania wypłynęło.

Bramkarze

SZOMBIERKI: – Miałem między słupkami Wieśka Surlita, który przychodził do nas jako… czwarty bramkarz Widzewa! Szukałem golkipera, ówczesny kierownik łodzian, Stefań Wroński, „podrzucił” mi właśnie tę kandydaturę. Przyjechał do nas na zgrupowanie do Kokotka. Już na pierwszym treningu pomyślałem: „Ten chłopak umie (prawie) wszystko”. Dwa dni później zagraliśmy sparing z Górnikiem. Wygraliśmy 1:0, a ja zapowiedziałem działaczom: „Nie szukamy już bramkarza”. Wiesiek szedł między słupki i został między nimi… na pięć lat. Nie opuścił żadnego meczu ligowego!

Był świetnie wyszkolony technicznie, tylko… chwytu nie miał. Wyskakiwały mu piłki z rąk. Ale zaczął nad tym pracować. Przed każdym treningiem wykonywał… trzy tysiące chwytów! Stawał naprzeciw ściany i łapał odbijaną od niej piłkę. Oburącz, prawa ręka, lewa… Ze 100 odbić na minutę! Po trzech miesiącach chwytał futbolówkę jak w imadle. Profesjonalista w każdym calu: zjawiał się na treningu godzinę przed jego rozpoczęciem, zaczynał od czyszczenia butów. Pół godziny później pukał do mojego pokoju. „Gdzie dziś trenujemy? Bo muszę siatki powiesić” – pytał. Gdybyśmy go nie mieli, nie moglibyśmy myśleć o mistrzostwie Polski. Trenowałem paru reprezentantów: Wandzika, Cebrata. Ale Wiesiek był od nich lepszy!

GÓRNIK: – Surlit co miał puścić – puszczał, ale nie popełniał wyraźnych błędów, kosztujących nas punkty. Tomek Loska dziś jest taki sam; parę meczów jesienią Górnikowi wybronił. A dobry bramkarz musi w sezonie kilka punktów zdobyć dla drużyny w pojedynkę. Oczywiście zdarzały mu się drobne kiksy – to normalne u golkipera w jego wieku – ale na pewno jest najlepszym na tej pozycji w Górniku od czasu wyjazdu Łukasza Skorupskiego do Włoch.

Stoperzy

SZOMBIERKI: – Na początku miałem trochę kłopotów ze stoperami. Pewniakiem był Andrzej Mierzwiak. Szybki – na dystansie trudno było go gonić – ale mało zwrotny, jak każdy dryblas. Kiedy rywal zaczynał „klepać”, zaczynały się kłopoty. Zacząłem mu szukać partnera. I znalazłem Grzegorza Skibę, który przyszedł do nas z III ligi i niemal „z marszu” został podstawowym zawodnikiem. Solidny duet, dla którego konkurencją był najmłodszy w tym gronie Wenanty Fuhl. Duży talent, juniorski reprezentant Polski. Wielka szkoda, że wybrał pozostanie na Zachodzie. Cóż, takie czasy były…

GÓRNIK: – Mogę oceniać dwójkę Mateusz Wieteska – Dani Suarez, bo to oni grali całą jesień. Mimo sporej liczby bramek straconych przez Górnik – całkiem niezła para stoperów. Oczywiście stoperzy są przede wszystkim od bronienia, ale mają też zadania ofensywne. A obaj panowie jesienią w tym zakresie byli skuteczni. Skuteczniejsi od tych bytomskich.

Boczni obrońcy

SZOMBIERKI: – Od zawodników na tej pozycji wymaga się żelaznych płuc, by biegali do ataku. Ja na lewej stronie miałem takiego człowieka: Janusza Srokę (na zdjęciu głównym). Przekwalifikowałem go na defensora z… napastnika, więc niejako „we krwi” miał włączanie się w akcje ofensywne. Miał zdrowie do biegania. Po lewej stronie grał Henryk Sośnica. Nie miał może wielkiego talentu, ale był strasznie ambitny w treningu.

GÓRNIK: – Lepiej znam Michała Koja, bo oglądałem go przez parę lat w barwach Ruchu. Wtedy nie zyskał u mnie uznania, ale w Górniku jest bardzo solidny. Idzie do przodu, szuka okazji do strzału, ale… wciąż mam kłopot z jego jednoznaczną oceną. Prawa obrona?

Zabrzańscy odpowiednicy Janusza Sroki i Rudolfa Wójtowicza – Rafał Kurzawa i Michał Koj – dopiero o najwyższe zaszczyty walczą.

Mam wrażenie, że to wciąż ogniwo, które w drużynie wymaga wzmocnienia. Zwłaszcza w kontekście walki o najwyższe laury.

Druga linia – „żelazne płuca”

SZOMBIERKI: – Nie wyobrażałem sobie mojej drużyny bez Janka Bysia. Prawy pomocnik z niespożytymi siłami. Mógł dwa mecze z rzędu zagrać i nawet by tego nie poczuł.

„Żelazne płuca” Szombierek – Jan Byś

Brał udział w każdej akcji ofensywnej, by zaraz po niej sprintem wracać pod własną bramkę, albo gonić rywala w środku pola, asekurując kolegę.

GÓRNIK: – Szymon Żurkowski rolę ma inną niż Byś; interesuje go środek pola, a nie skrzydło. Ale biega równie dużo, a przewyższa Janka warunkami fizycznymi.

Odpowiednik Jana Bysia w Górniku – Szymon Żurkowski.

Jest wyższy, silniejszy, twardszy w walce „barkiem w bark”. Moim zdaniem już od pół roku powinien być w kadrze u Adama Nawałki!

Druga linia – lider

SZOMBIERKI: – Rudolf Wojtowicz – chyba najlepszy technicznie w drużynie. Umiał mnóstwo, ale… trudny – bardzo trudny! – do prowadzenia; wiele rozmów „w cztery oczy” z nim odbyłem. Również ze względu na grę obronną, której bardzo nie lubił. Za to w grze do przodu widział bardzo dużo. No i miał świetne „walnięcie” z lewej nogi. Nic dziwnego, że był w orbicie zainteresowań trenera pierwszej reprezentacji.

GÓRNIK: – Wiele zdań z powyższej charakterystyki „Rudiego” pasuje do Rafała Kurzawy. Też świetna lewa noga, też dobre czucie piłki – choć tak naprawdę prezentował dobrą formę dopiero w zeszłym, wcześniej nie robił na mnie wielkiego wrażenia. Też aspiruje do kadry, ale – moim zdaniem – Wojtowiczowi jednak ustępuje. Nie tylko warunkami fizycznymi…

Druga linia – „czarna robota”

SZOMBIERKI: – Od „czarnej roboty” miałem w Bytomiu Pawła Janika. Przy czym on ją wykonywał głównie dzięki… boiskowej inteligencji. Niekoniecznie „się szarpał”; miał duże możliwości techniczne, ale i dobrze „czytał” grę rywali.

GÓRNIK: – Mam wrażenie, że – mimo kapitańskiej opaski na ramieniu – Szymon Matuszek wciąż bywa niedoceniany w obecnej drużynie z Roosevelta. Wykonuje wiele tej nieefektownej, ale efektywnej pracy, sporo biegając przez cały mecz. Natomiast umiejętnościami technicznymi jednak trochę Pawłowi ustępuje.

Napastnicy

SZOMBIERKI: – Niedoceniany w tamtych czasach był w mojej drużynie Eugeniusz Nagiel. Bardzo dobrze wyszkolony technicznie, ze świetnym zwodem i doskonałym uderzeniem z dystansu. Jeżeli czegoś mu brakowało, to może nieco szybkości; nie był sprinterem. Świetnie za to – zwłaszcza w grze kombinacyjnej – współpracował z Romanem Ogazą. Romek nie był klasycznym łowcą goli, czasami wolał pracować na innych. Dzięki temu już po mistrzowskim sezonie Grzegorz Kapica mógł zostać królem strzelców ekstraklasy.

GÓRNIK: – Trudno porównywać duet Igor Angulo – Łukasz Wolsztyński z wyżej wymienionymi graczami Szombierek. To zupełnie inna charakterystyka każdego z nich osobna i obu w duecie. Hiszpana w składzie naprawdę trzeba Marcinowi Broszowi zazdrościć. To klasyczny łowca goli. Ja w swej trenerskiej karierze miałem tylko dwóch takich podopiecznych – i niewiele się nimi nacieszyłem. Jednym był Andrzej Szarmach, drugim – Wynton Rufer. Kiedy objąłem Aarau, odchodzący do Grashoppersu Zurych niejaki Ottmar Hitzfeld zabrał go, niestety, ze sobą… Takich ludzi nie sposób zastąpić z dnia na dzień. Tak naprawdę Górnik ma szansę na mistrzostwo Polski… tylko z Angulo, i w to jego optymalnej formie.

* * *
Wnioski? W zasadzie… żadne. Podobieństwa między drużynami sprowadzają się głównie do faktu, iż zbudowano je z graczy, do których miano „wirtuozów” raczej nie pasowało; potrafili jednak – jako drużyna – zaskoczyć rywali. No i „głód sukcesu” – na razie na arenie krajowej. Różnice? Na pewno większe doświadczenie ligowe bytomskich podopiecznych trenera Kostki; w Szombierkach dominowali zawodnicy „w okolicach” 30. roku życia. Futbol od tamtej pory – na przestrzeni czterech dekad – zmienił się oczywiście kolosalnie, ale przecież nie stracił całkowicie swego najważniejszego atutu: nieobliczalności. Może dlatego na koniec raz jeszcze za panem Hubertem trzeba powtórzyć: – W Zabrzu powinno się powiedzieć jasno: „Gramy o mistrzostwo”…