Hubert Kostka: Idźmy argentyńską drogą!

Rozmowa z Hubertem Kostką, złotym medalistą olimpijskim z 1972 roku, wybitnym bramkarzem i trenerem, 11-krotnym mistrzem Polski jako zawodnik oraz szkoleniowiec.


Jak się panu podobał mundial w Katarze?

Hubert KOSTKA: – Powiem, że jestem trochę zmęczony oglądaniem tej ogromnej liczby spotkań. Właściwie obejrzałem wszystkie mecze. Poziom? Był ogromnie wysoki. Finał to coś fantastycznego, takiego meczu sobie nie przypominam. Trudno też teraz mówić, że był to najlepszy finał w historii światowego piłkarstwa, natomiast niesamowity był poziom, niesamowita dramaturgia, Piłka na tych mistrzostwach w Katarze na pewno się obroniła.

Myśli pan, że pomógł w tym wszystkim niecodzienny termin katarskiego mundialu? Że piłkarze nie są zmęczeni, sezon jest w pełni i dlatego łatwiej było o bardzo dobrą formę?

Hubert KOSTKA: – Mistrzostwa świata rozgrywane w listopadzie i grudniu – zwłaszcza gdy u nas spadnie trochę śniegu – to taki dziwny termin. Zawsze grało się w czerwcu i lipcu. Nie chciałbym, żeby jeszcze kiedyś grano o tej porze. Na pewno ten termin pomógł jednak w tym, że było tyle niespodzianek. Pokazało się kilka reprezentacji, jak choćby Maroko, na które patrzyło się z wielką przyjemnością. Przed mistrzostwami w ogóle się o nim nie myślało. A potem, to chciałem, żeby zostało mistrzem świata! Trochę jednak brakowało .

Po tytuł zasłużenie sięgnęła Argentyna?

Hubert KOSTKA: – Ten zespół był dla innych za silny. Było widać, że to jest drużyna, która to mistrzostwo świata naprawdę chce zdobyć. Dawno nie widziałem tak grającego zespołu. Francja również imponowała, ale w finale trochę zawiodła. Coś u nich musiało być nie tak z tymi chorobami, z wirusami – bo to aż niemożliwe, żeby takiego zespołu przez 80 minut w ogóle nie było widać w meczu. Argentyna dominowała, prowadziła 2:0, ale wtedy przypomniałem sobie jej mecz z Holandią, w którym też tak było, a rywal w końcówce wyrównał.

Co powie pan o Szymonie Marciniaku?

Hubert KOSTKA: – Nigdy nie myślałem, że powiem cokolwiek dobrego o polskich sędziach, ale w finale spisywał się znakomicie. Ciężki mecz miał od 80 minuty, bo wcześniej nie było jakichś problemów. Schody zaczęły się potem. Nie przypominam sobie, żeby w spotkaniu takiej wagi arbiter podyktował trzy karne, ale wszystkie jego decyzje były słuszne. Nie podbiegał też cały czas, jak inni, do monitora, nie korzystał z VAR, a sam podejmował decyzje. Te mistrzostwa świata zakończyły się naprawdę fantastycznie.

Grał pan w czasach króla futbolu Pele, trzykrotnego mistrza świata. Nieraz oglądał go pan w akcji. Co pan powie tym, którzy mówią teraz, że Lionel Messi to najlepszy piłkarz w historii futbolu?

Hubert KOSTKA: – Strasznie ciężko powiedzieć, kto faktycznie był najlepszym zawodnikiem w historii piłki. Na pewno w tej grupie można wymienić Pele, na pewno Messiego. Czy Pele był lepszy? Tego nie da się stwierdzić, w każdym razie ja na pewno nie podjąłbym się takiej oceny. To jednak, co Messi zaprezentował na tych mistrzostwach świata… Czapki z głów. Przypominam sobie poprzednie mistrzostwa w Rosji, kiedy grał przeciętnie. Teraz życzyłem mu tego tytułu. W ostatnich 20 latach był to najlepszy piłkarz na świecie i to dla mnie nie ulega wątpliwości. Podporządkował się zespołowi. To dowód na to, że jak wybitna indywidualność podporządkuje się drużynie, to pomaga. Tak grał właśnie Messi.

Co może pan powiedzieć ze swojego doświadczenia, jeżeli chodzi o argentyński futbol?

Hubert KOSTKA: – Dosyć często tam jeździliśmy grać. Tam już wtedy, w tych moich zawodniczo-trenerskich czasach, poziom był niesamowity. Zresztą gdziekolwiek graliśmy wtedy w Ameryce Południowej – czy to w Peru czy w Kolumbii – to w tych czołowych klubowych drużynach występowali piłkarze z Argentyny. Na mundial w tym kraju w 1978 roku pojechałem jako obserwator i trener bramkarzy. Gdy teraz czytam, że oni wtedy „kupili” mistrzostwo, to śmiać mi się chce i mogę powiedzieć, że to są bzdury. To była tak wtedy, jak i teraz, najlepsza drużyna na świecie!

Dochodzimy do reprezentacji Polski. Jak biało-czerwonych ocenić za występ w Katarze?

Hubert KOSTKA: – Na pewno nie zawiedli. Wyszliśmy z grupy, ale – z drugiej strony – na pewno nie zaprezentowaliśmy jakiegoś wielkiego poziomu. Mogliśmy grać lepiej, z tym się zgadzam, lecz nie można wieszać psów na tej reprezentacji, bo cel został osiągnięty. W fazie pucharowej grając z Francją niewiele byliśmy w stanie zdziałać, nie dała nam szans, ale trzeba w tym wszystkim mieć trochę realizmu. Ta dyskusja, ta taka totalna krytyka, jest moim zdaniem niepotrzebna w tym momencie.

Dyskusja dotyczy głównie selekcjonera Michniewicza i tego, czy powinien zostać, choć jego los jest raczej przesądzony. Jak pan na to patrzy?

Hubert KOSTKA: – Powinniśmy się w końcu zdecydować na jakąś drogę z selekcjonerami. Pamiętamy, jak to w tym ostatnim czasie wyglądało z Jurkiem Brzęczkiem, potem z Paulo Sousą, a wreszcie z Czesiem Michniewiczem. To jest niepotrzebne. Powinniśmy się zdecydować na coś, co chcemy robić, a najlepiej iść argentyńską ścieżką. Oni postawili tam na młodego trenera. Jeśli już, to też na takiego się zdecydujmy i niech gra nie tylko od jednych mistrzostw do drugich, ale pełni swoją rolę przez dłuży okres. Na pewno nie jestem zwolennikiem ciągłych zmian, bo nie robi to dobrze polskiej piłce i reprezentacji.

Preferuje pan zdecydowanie selekcjonera z kraju, a nie zagranicznego?

Hubert KOSTKA: – Tak. Zdecydowanie jestem zwolennikiem tego, żeby kadrę prowadził polski szkoleniowiec. Skoro PZPN ma dużo pieniędzy, to niech zatrudnia kogoś z nazwiskiem, ale to do niczego nie prowadzi. Powinno się postawić na młodego i polskiego trenera, jak w przypadku Argentyny i Scaloniego.


Na zdjęciu: Lionel Messi to bez dwóch zdań jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.
Fot. Grzegorz Wajda