Hubert Kostka o Górniku, lidze i Kazimierzu Górskim

Rozmowa z Hubertem Kostką, byłym bramkarzem i trenerem klubu z Zabrza, legendą polskiej piłki.


Górnik w pierwszych pięciu tegorocznych meczach zdobył ledwie cztery punkty, a tuż przed końcem 2020 roku poniósł dwie porażki. Kibice w Zabrzu mają powody do niepokoju?

Hubert KOSTKA: – Tak to bywa w piłce nożnej, skoro bez przerwy zmienia się skład i cały czas odchodzą czołowi piłkarze. Coś się już zbudowało, a znowu ktoś wyciąga najlepszego zawodnika i trzeba sprowadzić na jego miejsce innego. W takiej właśnie sytuacji jest trener Brosz. Należy pamiętać, ze wkomponowanie takiego nowego gracza to nie jest łatwy proces.

Dla mnie te wyniki nie są jakimś wielkim zaskoczeniem. Całe szczęście, że mówimy o sezonie, w którym spada tylko jedna drużyna. Choć o grze o spadek nie ma tutaj co mówić… Tak czy inaczej liczyłem, że wyniki będą lepsze. Mecze, które drużyna przegrała ostatnio – z Podbeskidziem czy Legią – to były porażki w ostatnich minutach. Szkoda że tak się stało. Na wielkie wyniki Górnika trzeba jeszcze poczekać.

Hubert Kostka
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Przede wszystkim trzeba ustabilizować skład i tym składem grać. Jest niesamowicie ciężko, kiedy nie ma się odpowiednich środków, żeby ściągnąć tych zawodników, których by się chciało. Nie jest jednak tak, że Górnik mnie rozczarowuje. Przecież wciąż jest wysoko w tabeli.

Czyli nie ma powodów do wielkiego zmartwienia?

Hubert KOSTKA: – Dla mnie problematyczne jest to, że znowu za mało w zespole jest naszych zawodników. Był taki okres, że było to zrobione z dobrym skutkiem. Teraz widzę, że klub odszedł od tej drogi. Trudno mi powiedzieć dlaczego, bo nie jestem na tyle blisko.

Dlaczego tak się dzieje?

Hubert KOSTKA: – Nie mówię, że to jest błąd – skoro widać, że obecnie w polskim futbolu jest taka tendencja… Ja zawsze byłem jednak zwolennikiem wprowadzania do zespołu graczy swojego chowu. Jeżeli był jakiś talent, to dawało mu się szansę. Co ma zrobić taki Hajda, jeśli teraz już chyba trzeci raz jest wypożyczony (w końcówce zimowego okienka Wojciech Hajda przeszedł do pierwszoligowej Sandecji – przyp. red.). Na rozwój tego piłkarza dobrze to raczej nie wpływa.

Tak jest zresztą z wieloma innymi zawodnikami. Wydawało się, że bracia Wolsztyńscy przez kilka lat stanowić będą o sile Górnika, a też już ich przecież w Zabrzu nie ma. Sprowadzono z kolei zawodnika, który miał być wielkim odkryciem (chodzi o Richmonda Boakye – przyp. red.), ale czy to będzie wzmocnienie? Ja współczuję trenerowi Broszowi, bo takie ciągłe zmiany, wprowadzanie nowych zawodników, jeszcze z innych futbolowych kultur, nie jest łatwe, a wiem co mówię, bo też w swojej trenerskiej pracy mierzyłem się z takim zadaniem.

Po świetnym starcie sezonu i kilku kolejnych zwycięstwa były aspiracje gry o miejsce w europejskich pucharach. Teraz to się oddala i jest chyba mało realne, prawda?

Hubert KOSTKA: – W naszej lidze wszystko jest możliwe. Przed rozpoczęciem drugiej części sezonu Górnik zajmował czwartą pozycję. Teraz, mimo nie najlepszych wyników, jest szósty. Wiadomo, że tabela jest spłaszczona. Kolejna porażka może sprawić, że wyląduje w środku. Górnika nie stać teraz na grę w pucharach, a o utrzymanie może być spokojny.

Rywalom zaczyna odjeżdżać Legia. To główny kandydat do mistrzostwa czy ktoś gp powstrzyma?

Hubert KOSTKA: – Od początku było wiadomo, że to główny faworyt. Wcześniejsze perturbacje sprawiły, że było kilka zespołów, które wydawało się, że mogą ograć Legię w walce o mistrzostwo. W tej pierwszej części sezonu taką drużyną był Raków. W zeszłym roku grał na naprawdę dobrym poziomie.

Teraz ma problem i nie reprezentuje tego poziomu, co wcześniej, jesienią. Była też Pogoń, ale ma teraz zadyszkę, bo przecież zaliczyła dwie przegrane z rzędu. Nie ma specjalnie kandydata, który mógłby Legii zagrozić. Legia ma najlepszych skład, najlepszych zawodników u siebie, to obrońca tytułu. Byłaby to niespodzianka, gdyby na koniec sezonu któryś z zespołów ograł ją w walce o tytuł.

Rozmawiamy 2 marca, w setną rocznice urodzin Kazimierza Górskiego, któremu pomagał pan w przygotowaniach do mistrzostw świata w RFN w 1974 roku. Dla pana był to początek bogatej szkoleniowej drogi. Jak pan wspomina tamten okres?

Hubert KOSTKA: – To był absolutnie początek mojej „trenerki”. Trener Górski oddał mi do szkolenia bramkarzy przed wyjazdem na mundial. To było podczas czterotygodniowego zgrupowania w Zakopanem. Dodajmy, że wtedy jeszcze w polskich klubach nikt nie myślał o trenerach szkolących bramkarzy.

Nie przypominam sobie, by Górski proponując mi to mówił, jak mam to wszystko prowadzić. Powiedział tyle: „Będziesz trenował bramkarzy!”. Tak jeszcze dodam, że ostatnio gdzieś przeczytałem, iż prowadziliśmy te treningi bramkarskie – dla Tomaszewskiego, Kalinowskiego i Fischera – razem z Andrzejem Strejlauem. To nie jest prawda. Strejlau ani przez minutę nie prowadził wtedy żadnego treningu.

Jak to wyglądało na miejscu?

Hubert KOSTKA: – Dojechałem tam i zajmowałem się tylko bramkarzami, nawet nie byłem członkiem sztabu. Z zawodnikami z pola pracował trener Górski, wraz ze swoimi asystentami, Strejlauem i Gmochem, a ja się bawiłem z trójką bramkarzy. Teraz słyszę i czytam, że byli jeszcze jacyś inni kandydaci do bramki, a ja powiem, że Górski rozmawiając wtedy ze mną powiedział tak: „Hubert, bardzo bym chciał, żebyś przygotował dobrze Janka”. Tomaszewski wtedy, z powodu kontuzji, przez dłuższy okres nie bronił.


Czytaj jeszcze: Tracą dystans

Po Wembley to był zdecydowany numer 1. Po dwóch tygodniach treningów Górski pytał: „I jak sytuacja?”. Powiedziałem mu wtedy, że Tomaszewski będzie na mistrzostwa odpowiednio przygotowany. On tam na tym długim kilkutygodniowym zgrupowaniu wykonał niesamowitą pracę. Jasiu był trudny w prowadzeniu, bo to taka osoba, która najpierw mówi, a potem myśli, ale jeśli chodziło o trening, to dawał z siebie naprawdę wszystko, będąc też świadomym, że miał zaległości.

Pamiętam doskonale, jak Kazimierz Górski odetchnął: „Kamień spadł mi z serca”, gdy zapewniłem go, że Tomaszewski będzie przygotowany do bronienia na wysokim poziomie. To się potwierdziło na turnieju, na którym bronił rewelacyjnie i został najlepszym brakarzem mistrzostw, broniąc między innymi dwa rzuty karne. To była podstawa w grze obronnej naszej reprezentacji.

Czyli Górski dała panu zupełne carte blanche przy prowadzeniu bramkarzy?

Hubert KOSTKA: – Z jednej strony tak, ale potem przylgnęła do mnie taka łatka, że jestem trenerem bramkarzy, przed czym broniłem się z całych sił rękami i nogami! Oczywiście, sam trenowałem bramkarzy w każdym klubie, w którym potem pracowałem. Nie miałem specjalisty od takich treningów, ale chciano mnie zaszufladkować.

Osobowość trenera Górskiego wpłynęła na pana trenerską drogę?

Hubert KOSTKA: – To był, jeśli chodzi o reprezentację, najlepszy trener. Od niego wzięły się przecież te wszystkie sukces. Nie wynikało to może z jego szkolenia, przecież selekcjoner to nie jest ktoś, kto – jak trener w klubie – ma uczyć zawodników grania. On ma decydować o odpowiednim doborze zawodników; o tym, jaka jest atmosfera. Na tamte zgrupowania jeździło się z wielką przyjemnością, bo było naprawdę miło i sympatycznie.

Kiedy jeszcze grałem u niego jako zawodnik, to należałem do grupy, którą prosił o opinię. Należał do niej Włodzimierz Lubański, czasem Kaziu Deyna i ja. Nie że pytał nas o to, jaki ma wystawić skład, ale o to, co myślimy o takim czy innym rozwiązaniu. On się tego nie bał. Tego uczyłem się od niego. Gdy następuje zmiana selekcjonera w reprezentacji, a ludzie pytają, co zrobić, aby kadra grała, to odpowiadam wtedy, że trzeba poszukać kogoś takiego jak Kazimierz Górski. Jeżeli się znajdzie, to będzie bardzo dobrze, ale na razie jeszcze ktoś taki nie został znaleziony.



Na zdjęciu: Hubert Kostka przyznaje, że ciągłe zmiany w górniczej kadrze nie pomagają trenerowi Marcinowi Broszowi.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus