Hubert Kostka: Z przepustką na trening

Rozmowa z Hubertem Kostką, byłym bramkarzem i trenerem Górnika Zabrze, a także m.in. szkoleniowcem Szombierek Bytom.


Gdzie zastało pana wprowadzenie stanu wojennego?

Hubert KOSTKA: – Za granicą. Odwiedzałem akurat rodzinę w RFN, konkretnie w Dusseldorfie. Byliśmy w kościele i gdy z niego wychodziliśmy, dowiedzieliśmy sie o wypadkach w Polsce. Nie miałem wtedy pojęcia o co chodzi, z czym się wiąże stan wojenny… Do Niemiec pojechałem z Jurkiem Bieńkiem. Był moim asystentem kiedy byłem w Górniku i tam pracował, a ja w tym czasie trenowałem Szombierki. Stan wojenny wprowadzono w niedzielę, a Jurek zatelefonował do mnie w poniedziałek i poinformował, że nie wraca do kraju.

A pan?

Hubert KOSTKA: – Nie myślałem, żeby zostać za granicą. Mój kolega, lekarz Maciej Okrolewski, który też był w odwiedzinach u mojej mamy, kupił tam samochód i ruszyliśmy w drogę.

Jak wyglądał ten powrót?

Hubert KOSTKA: – Katastrofalnie. Podjechaliśmy pod granicę, a tam pustka, nie było nikogo. Była wtedy ogromna śnieżyca. Cała autostrada do granicy była zasypana, podobnie jak droga do Legnicy. Dojechaliśmy do Wrocławia, gdzie nas zatrzymano do kontroli. Kazano pokazać dokumenty i przepustki. Odpowiedziałem, że nie mamy przepustek, tylko paszporty. W odpowiedzi kazano nam wracać kilkaset kilometrów na granicę, po przepustkę. Poprosiłem o rozmowę z oficerem, którym okazał się „Kasza” Kaszyński, koszykarz Śląska Wrocław. Znaliśmy się, bo działał nie tylko w sekcji koszykówki, ale też piłki nożnej. Wystawił nam przepustkę i 22 grudnia, w dniu urodzin mojego syna, wróciliśmy do domu.

Co było dalej? Przygotowania do rundy wiosennej z Szombierkami były przecież za pasem…

Hubert KOSTKA: – Nie wiedziałem za bardzo, co się dzieje. Skontaktowałem się z działaczami, żeby się zastanowić co robić. Wtedy, żeby przemieścić się z miasta do miasta, trzeba było mieć przepustkę i klub takową mi wystawił.

Kiedy ruszyliście z treningami?

Hubert KOSTKA: – Ja zawsze przygotowania rozpoczynałem krótko przed Sylwestrem badaniami. Nie pamiętam czy wtedy je zrobiliśmy, ale od stycznia trenowaliśmy. Mieliśmy do dyspozycji ośrodek w Wiśle, a w czasie stanu wojennego miejscowość ta była pusta. Pojechaliśmy tam i przygotowywaliśmy się do rozgrywek. Zima była wtedy sroga; tęgi mróz, mnóstwo śniegu…

Marek Koniarek, który zimą 1981/82 trafiał do Szombierek, opowiadał mi, że musiał się przekradać, żeby być na treningach…

Hubert KOSTKA: – Mieszkał w Małej Dąbrówce i na pewno potrzebował odpowiednich przepustek. To był dziwny czas. Parę dni temu oglądałem program, gdzie pokazano film, w którym Adam Michnik fraternizował się z Wojciechem Jaruzelskim. „Ja ciebie kocham! Ty jesteś patriotą!” – mówił. Jak to zobaczyłem, to krew mnie zalała. To zdrada Polski, tych którzy stanęli po drugiej stronie barykady. Z jednej strony ten, który tworzył III Rzeczpospolitą, a z drugiej generał, który wypowiedział narodowi stan wojenny. To coś niesamowitego, że tacy ludzie stanęli potem na czele odbudowującego się kraju, a Michnik nadal jest naczelnym redaktorem „Gazety Wyborczej”. To jeden wielki skandal.

A jak to wtedy wyglądało na Szombierkach?

Hubert KOSTKA: – Nie spotkałem tam żadnego człowieka, który popierałby stan wojenny. Oczywiście, byli tacy, którzy nie zabierali głosu, ale jak teraz się dowiaduję, że 20 lat po wprowadzeniu stanu wojennego Michnik ściskał się z Jaruzelskim, to mówię, że to jeden wielki skandal. Ktoś się jednak bał i pokazane to zostało dopiero teraz, po kolejnych 20 latach. To coś niesamowitego!

Jakie ma pan wspomnienia z sezonu 1981/82?

Hubert KOSTKA: – W 1980 roku byliśmy mistrzem, rok później zdobyliśmy brązowy medal i graliśmy w pucharach, a potem już tak dobrze nie było, bo zajęliśmy 10. miejsce. Wielu najlepszych odeszło, jak Nagiel, Ogaza, Janik, Wojtowicz, który został na Zachodzie, Wieczorek. Za granicę wyjechało z 6-7 zawodników. Ta mistrzowska drużyna praktycznie przestała istnieć. Budowaliśmy nowy zespół, sprowadzając nowych zawodników, w tym między innymi wspomnianego Marka Koniarka.


Na zdjęciu: Stan wojenny przyniósł wiele ofiar. To zdjęcie przedstawia wydarzenia z 16 stycznia 1981 roku spod KWK „Wujek”.

Fot. autor nieznany/archiwum Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności


Zginęli też piłkarze…

Wśród 9 górników którzy zginęli podczas pacyfikacji kopalni „Wujek” było też dwóch piłkarzy…

W poniedziałek 40 rocznica wprowadzenia w Polsce stanu wojennego przez komunistyczną dyktaturę kierowaną przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Jednym z głównych symboli tego mrocznego czasu w historii Polski jest to, co wydarzyło się podczas pacyfikacji Kopalni Węgla Kamiennego Wujek w Katowicach-Brynowie 16 grudnia 1981 roku.

Bardzo cierpiał

Nie mogąc sobie poradzić z determinacją i odwagą strajkujących górników, rządząca junta Jaruzelskiego użyła w stosunku do bezbronnych górników ostrej amunicji. W wyniku strzałów plutonu specjalnego ZOMO śmierć poniosło 9 górników, a 23 zostało rannych. Wśród zabitych byli też i tacy, co kopali w piłkę.

Jednym z nich był Zbigniew Wilk, rocznik 1951, urodzony w Dzierdziówce koło Stalowej Woli. Do Katowic przyjechał w połowie lat 60.

Zbigniew Wilk miał za sobą grę w Rozwoju Katowice. Fot. Archiwum Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności

Skończył Technikum Górnicze i rozpoczął pracę na KWK „Wujek”. Robotę pod ziemią łączył z grą w piłkę. Grał ze związanym z „Wujkiem” Rozwoju. Było to w latach 1972-79. Klub z Brynowa walczył wtedy na szczeblu wojewódzkim, w okręgówce, terenówce, żeby w sezonie 1978/79 wywalczyć awans na szczebel centralny, do III ligi.

W grudniu 1981 roku miał 30 lat. Sebastian Reńca, ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach, tak pisał o nim: „Namawiany przez żonę do rezygnacji ze strajku, do opuszczenia kopalni, odpowiedział, że nie mógłby wtedy spojrzeć kolegom w oczy: „Zobacz, cała Polska walczy, a ja mam stchórzyć?”. Podczas pacyfikacji został śmiertelnie postrzelony z broni maszynowej, jedna kula trafiła w plecy, dwie od tyłu w okolicę lędźwiową. Zostawił żonę Elżbietę oraz 5-letnią córkę Magdę oraz 3-letniego syna Marcina”. (Czasypismo, „Kopalnia strajkuje…”, IPN Katowice, nr 2, 2013 r.).

Jego żona Elżbieta tak mówiła o mężu. „Na Oddziale Medycyny Sądowej ciała męża mi nie pokazano. Mogłam zobaczyć go dopiero w dniu pogrzebu na cmentarzu, dokąd dowieziono je milicyjnym samochodem. Nie widziałam ran. Podobno jedna kula trafiła w serce, druga w nogi. Mówiono mi, że zmarł w pozycji kucznej. Musiał bardzo cierpieć”.

Innym z dziewięciu zabitych górników z Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek”, który też, podobnie jak Zbigniew Wilk kopał piłkę był Józef Krzysztof Giza. W grudniu 1981 roku miał 24 lata. Pochodził z miasteczka Tarnogród, województwo lubelskie, gdzie grał w miejscowym klubie. Do Katowic przyjechał jako dwudziestolatek. Był członkiem NSZZ „Solidarność”.




W piłkę kopał też Józef Krzysztof Giza. Fot. Archiwum Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności

„Zginął postrzelony z broni maszynowej. Jeden pocisk trafił go w rękę, a drugi w szyję. Pochodził z wielodzietnej rodziny, miał dwie siostry i trzech braci. Był najmłodszy z rodzeństwa. Jego pasję stanowiły szachy i piłka nożna.

Magdalena Giza (siostra): Dopiero 19 grudnia po południu zobaczyłam w drzwiach mojego drugiego brata, Andrzeja. Nie musiał nic mówić. Już wiedziałam wszystko. Mojego bólu i rozpaczy nie można opisać żadnymi słowami. Krzysio był moim ulubieńcem. Ponieważ był o dziesięć lat młodszy, był prawie moim wychowankiem. To ja uczyłam go chodzić i mówić, to ja uczyłam go pierwszych literek. I po co? Po to, żeby w wieku 24 latach zginął?” (Sebastian Reńca, „Kopalnia strajkuje…”, Czasypismo, IPN Katowice, nr 2, 2013 r.).     

Pośmiertne odznaczenia

Obaj w 1990 roku zostali pośmiertnie odznaczeni Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami przez prezydenta RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, a dwa lata później Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta RP Lecha Wałęsę. W 2015 roku zostali pośmiertnie otrzymali Krzyż Wolności i Solidarności.

Od kilku lat młodzież Rozwoju Katowice, klubu w którym występowa Zbigniew Wilk, składa wieniec na cmentarzu w Katowicach-Piotrowicach, a następnie bierze udział w „Biegu 9 Górników”. Z kolei od nazwiska Józefa Krzysztofa Gizy nosi nazwę jedna z ulic w Tarnogrodzie.