Idzie w ślady ojca, ale już pracuje na swoje

Szymon Włodarczyk, jak swój ojciec strzela bramki na ekstraklasowych boiskach.


W ostatniej kolejce zabrzanie sromotnie przegrali we Wrocławiu ze Śląskiem aż 1:4. Jeśli któryś z zawodników górniczego zespołu mógł zapisać ten mecz na mały plusik przy swojej sobie, to był to 19-letni Szymon Włodarczyk.

Pracuje na swoje

Po jego wejściu na boisko w drugiej połowie coś drgnęło w grze zabrzan, którzy do przerwy tyko statystowali. Młody napastnik zdobył też gola, pewnie wykorzystując karnego. Było to dla niego trafienie numer 3 w bieżących rozgrywkach i razem z Robertem Dadokiem jest najskuteczniejszym zawodnikiem swojej drużyny, a nie jest przecież do końca podstawowym zawodnikiem zespołu, bo na 11 ligowych gier, to zagrał w dziewięciu, z czego pięć w podstawowym składzie.

W bieżącym sezonie uzbierał póki co 403 minuty w ekstraklasie. Niewiele. – Nie ma jakiejś niecierpliwość, ale dalsza ciężka praca – mówi o swojej grze w Górniku Szymon Włodarczyk. Młody napastnik dodaje.

– Są różne założenia trenera. Teraz grałem mniej, wcześniej więcej. Dla mnie najważniejsze jest to, że jestem brany pod uwagę czy pod wybieranie składu czy pod wejście na boisko, jak na Koronie, gdzie trzeba było wejść i dać więcej, żeby utrzymać wynik czy nawet samemu trafić do siatki – podkreśla.

Konkretne podpowiedzi

Podobną drogę jak młody napastnik przechodził kiedyś jego ojciec Piotr Włodarczyk. Choć szybko zadebiutował w Legii, jeszcze przed 20 urodzinami wiosną 1997 roku, to łatwo w warszawskim zespole przebić się nie było, bo grali tam tacy zawodnicy, jak Cezary Kucharski czy Ryszard Staniek. Co ciekawe Piotr Włodarczyk zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w meczu przeciwko… Górnikowi Zabrze.

Było to 5 marca 1997 roku, legioniści wygrali 2:0, a on w samej końcówce zmienił Jacka Kacprzaka. Potem trafił na Górny Śląsk do Ruchu Chorzów, gdzie zaczął grać i regularnie trafiać do siatki rywali. W sezonie 1997/98 w 24 meczach zdobył dla „Niebieskich” 6 bramek.

Wrócił do Legii i w 15 grach, ani razu nie pokonał bramkarza. Potem znowu był pobyt na Cichej i pół tuzina bramek wiosną 1999 roku, a w kolejnym sezonie 11 bramek dla chorzowian. W zespole, który skończył wtedy rozgrywki na 3 miejscu był razem z Krzysztofem Bizackim najlepszym strzelcem drużyny. „Bizak” miał na koncie 14 trafień, a on o trzy mniej.

Z Ruchu Piotr Włodarczyk trafił nawet do reprezentacji Polski, debiutując w meczu w Warszawie z Hiszpanią w sierpniu 1999 roku. W przegranym 1:2 spotkaniu selekcjoner Janusz Wójcik dał mu szansę w samej końcówce, kiedy zastąpił Artura Wichniarka. Potem strzelał jeszcze dla Śląska Wrocław, ponownie Legii i Zagłębia Lubin. Gdyby nie zagraniczne wojaże i występy w Auxerre czy OFI Kreta, to byłyby w „Klubie 100”, a tak ma na koncie 92 ekstraklasowe gole.

Jego syn tych trafień ma póki co na koncie 3. Dwa razy trafił w meczu z Radomiakiem na wyjeździe, który zresztą jego ojciec oglądał na żywo i teraz ostatnio we Wrocławiu.

– Zawsze po meczach rozmawiamy i słucham się jego rad, bo to dla mnie ważna, jak nie najważniejsza postać, która swoje w życiu osiągnęła. Słucham jego uwag i podpowiedzi. Tata jest konkretny – podkreśla Szymon Włodarczyk, który z pewnością dostanie swoją szansę w niedzielnej ligowej grze z Lechem Poznań.


Na zdjęciu: Szymon Włodarczyk skutecznie egzekwuje karnego w meczu ze Śląskiem.

Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus