Incydent godny pożałowania

Dwaj piłkarze Pniówka 74 Pawłowice po meczu z MKS-em Kluczbork urządzili sobie „dogrywkę” w szatni.


Otoczka towarzysząca meczowi Pniówka 74 Pawłowice z MKS-em Kluczbork była niestandardowa. Bezpośrednia transmisja na antenie TVP3 z Opola, 24-osobowa ekipa obsługująca spotkanie, 7 kamer. I były piłkarz Pniówka, Sławomir Szary, w roli eksperta. To mogła być znakomita reklama futbolu w III-ligowym wydaniu, promocja dla obu walczących drużyn, klubów.

Niestety, spektakl zakończył się incydentem, który de facto nie powinien się zdarzyć. Mało powiedziane – nie miał prawa się wydarzyć! W trakcie spotkania na boisku cały czas iskrzyło pomiędzy piłkarzami obu drużyn, żółte kartki sypały się niczym z rogu obfitości. Ale między nimi nie zdarzyło się nic, co można uznać za wysoce niesportowe zachowanie. Do agresji doszło między zawodnikami jednego zespołu, Pniówka Pawłowice.

Nie będę roztrząsał, komu pierwszemu puściły nerwy. Fakt faktem, że już na boisku doszło do „wymiany poglądów”, głównie słownej. Ale to było tylko małe piwo przed śniadaniem w kontekście „dogrywki”, która miała miejsce w szatni po zakończeniu meczu. Tam obaj zwaśnieni zawodnicy nie poprzestali na słownej agresji, doszło do rękoczynów.

Niestety, tego żałosnego „spektaklu” nie dało się zatuszować, bo droga do szatni gospodarzy w lwiej części jest przeszklona, a otwarte okno w szatni nie wytłumi odgłosów zeń dochodzących. Zresztą obaj „panowie piłkarze” nie zamierzali ściszać głosu, a wręcz przeciwnie. Kolegów próbował rozdzielić rezerwowy bramkarz Patryk Zapała, ale teraz pewnie żałuje, że się wtrącił.

Jestem w tej komfortowej sytuacji, że oba koguciki nie są moimi podwładnymi, więc nie muszę wyciągać wobec nich konsekwencji. Nie wyobrażam sobie jednak, by ten atak agresji uszedł im płazem. Na co zdecydują się władze Pniówka, to już ich problem.

Brak reakcji na naganne zachowanie zawodników może zostać odebrany jako słabość, albo nawet jeszcze gorzej – jako przyzwolenie na podobne „wyskoki” w przyszłości. Zresztą działacze z Pawłowic już najedli się wstydu, bo przecież dziennikarze i kamerzyści z Opola nie są ani ślepi, ani głusi.


P.S. Personaliów naszych „bohaterów” nie ujawniłem, bo kibice obecni na sobotnim meczu w Pawłowicach doskonale wiedzą, o kogo chodzi. Ale niech winowajcy nie traktują mojej wstrzemięźliwości jako słabości, bo w przypadku recydywy będę bezwzględny niczym rekin młot.


Fot. gkspniowek74.com.pl