Jankowski to introwertyk, nie killer

Kiedyś uznawany za ogromny talent, miewał dobre momenty, ale ostatnio częściej rozczarowywał. Z tego powodu w marcu zamienił Piasta na Arkę.

Papiery na granie „Jankes” miał od samego początku, bo zapowiadał się na naprawdę klasowego piłkarza w polskiej lidze. Po latach okazało się, że najlepszy był jego początek z ekstraklasą. To w Ruchu błyszczał, ale wszystko zaczęło się stopniowo psuć już pod koniec przygody z „Niebieskimi”. Potem była Wisła Kraków, Piast Gliwice, a obecnie jest Arka Gdynia i schemat jest taki sam. Napastnik ma dobre mecze lub nawet fragmenty meczów, ale miewa także okresy, gdzie jest kompletnie niewidoczny i bezproduktywny. Przez to nie grywa regularnie.

Zbyt duże oczekiwania?

Trenerzy, którzy pracowali z Jankowskim podkreślali, że wszystko może tkwić w psychice piłkarza, który jest bardzo wrażliwy i mocno przeżywa niepowodzenia. Jego cichy i spokojny charakter w przypadku napastnika jest bardziej przeszkodą do pokazania pełni umiejętności. – Maciek powinien być większym egoistą na boisku, według mnie jest za grzeczny i ma za dużo pokory. Nie jest takim wojownikiem, trochę wariatem, jakim powinni być napastnicy – przyznaje słowacki trener Jan Kocian, który trenował Ruch w latach 2013-14. O zdanie pytamy innego szkoleniowca, który pracował z Jankowski. – Nie trenowałem go aż tak długo, ale miał lepsze i gorsze momenty. Trudno powiedzieć z czego to wynika – mówi Dariusz Wdowczyk. – Od napastnika trzeba wymagać bramek. Nie wiem czy to kwestia charakteru, czy cech przywódczych. Maciek nie jest już młody, psychikę trudno już zmienić. Młodego piłkarza można jeszcze nakierunkować, potem to bardzo trudne. Być może nie jest to ta klasa, jakiej wszyscy od niego oczekiwali. Może powinien zrobić sobie rachunek sumienia i zastanowić się dlaczego jest tak, a nie inaczej – dodaje były trener m.in. Wisły i Piasta.

„Jankes” ma jednak swój świat i nie zamierza go zmieniać. Nie przepada za udzielaniem wywiadów, jest bardzo rodzinny, ma dwie córki i trudno u niego o ekspresyjne zachowanie. Gdy grał w Wiśle do Krakowa dojeżdżał z Chorzowa, gdzie ma dom. Można odnieść wrażenie, że świat piłki nie jest jego ulubionym środowiskiem. – Jeśli miałbym syna, to nie chciałbym, aby grał w piłkę. Dlaczego? Kariera piłkarza wcale nie jest tak usłana różami, jak myśli większość ludzi – przyznał niedawno w jednym z wywiadów.

Trudny okres

Być może przemawiało wówczas przez niego rozgoryczenie ostatnim fragmentem pobytu w Piaście. Mówiąc delikatnie – kibice przy Okrzei nie przepadali za nim. Choć w poprzednim sezonie dołożył solidną cegiełkę do utrzymania Piasta (7 goli), a trener Dariusz Wdowczyk cieszył się z odblokowania napastnika, to na uwielbienie ze strony fanów nie mógł liczyć. A gdy przyszły gorsze momenty i jesienią obecnego sezonu mimo licznych szans u trenera Waldemara Fornalika nie strzelał goli, kibice często dawali wyrazy dezaprobaty. Jesienią „Jankes” zdobył tylko jedną bramkę dla Piasta, zapewniając 3 punkty w listopadowym meczu z Cracovią. Wtedy po golu zamiast radości, przyłożył palec do ust i uciszał… młyn kibiców Piasta. – Myślę, że wszyscy wiedzą, co to oznaczało. Dużo słów krytyki pada pod moim adresem. Ciężko to znosiłem i cieszę się, że udało mi się pokazać, że potrafię grać i strzelać – tłumaczył.

Wiosną spadł w hierarchii napastników i jego dni w gliwickim klubie były już policzone. Piast dogadał się w sprawie transferu z Sandecją, ale sam zawodnik zrezygnował z tych przenosin. Wybrał Gdynię, gdzie dziś będzie miał okazję zagrać przeciwko byłym kolegom. – Nie chcę w żaden sposób czegoś udowadniać, bo to nie ma żadnego znaczenia. Już trochę w tej lidze spotkań rozegrałem i gdybym musiał każdemu coś udowadniać, to byłoby to bez sensu. Natomiast, faktycznie, ostatnie pół roku w Gliwicach było dla mnie chyba najtrudniejsze w karierze. Jestem teraz w Gdyni i to się liczy – mówi Maciej Jankowski.