IO w Tokio. Klucz do medalu… siatkarzy

Rozmowa z Radosławem Panasem, byłym reprezentantem kraju, dyrektorem sportowym klubu Exact System Norwid Częstochowa, ekspertem TVP Sport.


Kilka razy mieliśmy okazję rozmawiać o potencjalnym składzie olimpijskim, ale takiego nie braliśmy pod uwagę. Czy to niespodzianka?

Radosław PANAS: – Absolutnie nie! Nie mogliśmy przewidzieć takiego składu, bo przecież igrzyska są spóźnione o rok. A któż taki scenariusz brał pod uwagę. Rok temu na miesiąc przed wyjazdem do Tokio typowalibyśmy Macieja Muzaja w ataku, zaś przyjmującym byłby ktoś z duetu Bartosz Kwolek – Artur Szalpuk. W sporcie rok czasu to dużo i wiele się zmieniło. Awans Kamila Semeniuka czy Łukasza Kaczmarka do olimpijskiej drużyny nie jest przypadkowy.

Ten pierwszy ledwo co debiutował w reprezentacji i wniósł do niej spore ożywienie. Ten wyjazd do Tokio nie jest wcale przypadkowy, bo swoją postawą w ciągu całego sezonu ligowego oraz w Lidze Mistrzów obaj zasłużyli na nominację. Pewnie gdyby olimpiada odbywałaby się w ustalonym terminie obaj by ją oglądali przed telewizorem. Semeniuk oraz Kaczmarek są największymi wygranymi zmiany terminu igrzysk. Trzeba mieć szczęście, ale też trzeba jemu pomóc. Obaj będą wielce przydatni w tej drużynie i o tym jestem przekonany.

Trener Vital Heynen Ligę Narodów traktował szkoleniowo, ale zależało mu na dobrym wyniku. Podziela pan tę opinię?

Radosław PANAS: – Każdemu sportowcowi, który przystępuje do rywalizacji zależy na zwycięstwie i tak też było z kilkoma reprezentacjami, które grały w turnieju w Rimini. Obojętnie jakie były założenia szkoleniowe, nieważne w jakim składzie przyszło nam grać to zawodnicy wychodząc na parkiet chcieli wygrywać. Siatkarze na pewno byli znużeni czy zmęczeni wyczerpującymi treningami.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus

Najlepsze drużyny Brazylia, Polska, USA czy Francja podeszły solidnie do tego turnieju, choć, oczywiście, miały swoje założenia treningowe. Tylko Włosi, nasi grupowi rywale, potraktowali ten turniej niezwykle ulgowo. Która droga była najlepsza? O tym przekonamy się 7 sierpnia podczas finałowego meczu. Włochom brakuje meczów kontrolnych i umówili się z Argentyną na towarzyskie granie. My podczas Ligi Narodów byliśmy wręcz komfortowej sytuacji, bo dysponowaliśmy szerokim składem i mogliśmy sobie pozwolić na rotację.

To było bardzo dobre podejście, bo szkoleniowcy mieli przegląd sytuacji, przeanalizowali postawę zawodników i dokonali sprawiedliwego wyboru. I tak też było.

Czy pan w swojej głowie na swój sposób rozegrał już turniej olimpijski?

Radosław PANAS: – Oj, tak (śmiech). Wiele o nim rozmyślałem i analizowałem kilka ciekawych wariantów. Oczywiście, nie będę odkrywcą skoro wszyscy do znudzenia powtarzają, że kluczowym meczem jest ćwierćfinał. Ciągle się zastanawiam czy mamy się cieszyć, że mamy taką łatwą grupę eliminacyjną (Iran, Włoch, Japonia, Wenezuela i Kanada – przyp.red.).

Nie sposób z niej nie awansować do ćwierćfinału. A może byłoby lepiej trafić do mocnej grupy (Brazylia, USA, Rosja, Francja, Argentyna i Tunezja – przyp.red.) i zająć w niej 3. czy nawet 4. miejsce, by trafić na słabszego rywala. A my, wygrywając grupę – tak zakładam – trafiamy na jedną z czołowych drużyn świata. A z drugiej strony chcesz zdobyć medal czy też w niego celujesz musi wygrywać z każdym.

W kilku poprzednich turniejach kończyliśmy udział na ćwierćfinałowej potyczce. Teraz wszystko, moim zdaniem, się odwróci. Wiele mówi się o złocie, ale dla mnie każdy medal będzie sukcesem reprezentacji i jednocześnie potwierdzeniem przynależności do światowej elity.

Zaczynamy turniej od teoretycznie silniejszych rywali: Iranu i zagadkowej reprezentacji Włoch. Dobrze czy źle?

Radosław PANAS: – Dobrze się stało, bo – mam nadzieję – że po zwycięstwach w kolejnych meczach będzie możliwości rotacji w składzie. Liderzy reprezentacji będą mogli spokojnie odpocząć i przygotować się do kluczowej, ćwierćfinałowej potyczki. Na pewno nie będą wyeksploatowani. Nie przypuszczam, by Japonia, Wenezuela czy Kanada stanowiły trudną przeszkodę. Na pewno nie będzie „leniwie”, ale raczej spokój mamy zapewniony. W drugiej grupie już tak nie będzie, bo każdy mecz będzie o przetrwanie w turnieju.

Chciałbym zwrócić uwagę na niedocenianą Argentynę, która zaprezentowała się w Rimini nieźle, ale może grać jeszcze lepiej. Ona może sprawić niespodziankę i awansować jako 4. zespół z tej niezwykle silnej grupy. Oczywiście, Brazylia, USA, Rosja i Francja są faworytami, bo tak wynika choćby ze światowego rankingu. Ale…

Z kim najlepiej byłoby spotkać się w ćwierćfinale?

Radosław PANAS: – Każdy rywal jest trudny oraz wymagający i trzeba wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Na pewno nie chcielibyśmy trafić na Brazylijczyków, ale trudno sobie wyobrazić, by zajęli ostatnie czy przedostatnie miejsce w grupie. Brazylia pokazała w Rimini z bardzo dobrej strony i niezwykłą moc. Mocno nas zdominowali, ale zespół było na innym etapie przygotowań. Mimo wszystko wolałbym z Brazylią spotkać się w strefie medalowej, a najlepiej w finale.

Warto też zwrócić uwagę, że podczas turnieju nikt od początku nie będzie kalkulował i o żadnej „układance” nie może być mowy. Nie będzie też taryfy ulgowej jakimś meczu, bo tu trzeba grać na maksa i nie zastanawiać się z kim przyjdzie dalej. Najpierw trzeba wygrać, awansować i ułożyć taktykę na kolejny zespół. A tak na marginesie: mnie wychodzi, że Francja jako drużyna nam odpowiada i potrafiliśmy w poprzednich latach z nimi wygrywać w turniejach mistrzowskich.

Wszyscy mówią o złocie. Czy balonik nie został mocno nadmuchany?

Radosław PANAS: – Presja czy stres są nieodłącznym elementem rywalizacji sportowej. Bez tych dwóch elementów nie ma sportu. Tylko ci którzy są znakomicie przygotowani fizycznie oraz mentalnie potrafią sobie poradzić. Tak było, jest i będzie – nad tym nie możemy nawet dyskutować, bo to jest oczywiste. Nasz zespół jest, moim zdaniem, u szczytu swoich możliwości.

Proszę spojrzeć na skład, a w nim mamy doświadczonych zawodników jak Kubiak, Kurek, Nowakowski, Drzyzga, Łomacz czy Zatorski. Ale są i młodsi Leon, Bieniek, Kochanowski, Semeniuk, Śliwka czy Kaczmarek. Trener Heynen ułożył tę grupę znakomicie – to moja opinia. Gdyby te igrzyska zostały odwołane to śmiem twierdzić, że ten zespół przestałby istnieć. Dla większości chłopaków to kluczowa impreza i oni doskonale o tym wiedzą. I dlatego będą chcieli to wykorzystać i będą maksymalnie skoncentrowani oraz zmobilizowani – jestem o tym mocno przekonany.

Przepraszam, czyli medal murowany?…

– Mistrzami już byli i niektórzy nawet podwójnymi, a przed nimi gra o olimpijski medal. Na razie był jeden i to dawno temu. Nadszedł ten czas, by w końcu to zmienić. Może nie mówmy o złocie, bo ja – powtarzam – każdy medal biorę w ciemno. Na zakończenie memoriału Huberta Wagnera była miła i symboliczna uroczystość, bo mistrzowie olimpijscy z Montrealu oraz sławy tamtego okresu z całego serca życzyli swoim młodszym kolegom sukcesu. Niech ten podniosły nastrój towarzyszy nam po zakończeniu turnieju olimpijskiego.


Na zdjęciu: Nadszedł już czas na kolejny olimpijski medal olimpijski – tak panuje powszechna opinia nie tylko wśród kibiców.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus