Ireneusz Mamrot: O Piasta jestem dziwnie spokojny

Rozmowa z byłym trenerem Jagiellonii Białystok, Arki Gdynia, ŁKS-u Łódź.


Ponarzekałbym na starcie – najlepszy strzelec ligi, Davo z Wisły Płock, został ot tak sprzedany do ligi belgijskiej, klubowi, którego nazwa jednym uchem wlatuje, a drugim wylatuje. Kolejny dowód na miejsce w szeregu naszej ligi?

Ireneusz MAMRTOT: – Zawsze lubimy z niej szydzić, jest wiele sarkazmu, ale spójrzmy na to z drugiej strony. Raków czy Pogoń nie osłabiają się, Lech latem stracił tylko Kamińskiego i od razu były efekty. Gra w Europie do dzisiaj, Raków pechowo odpadł, a też mógł być w grupie. Ale nie ma co ukrywać – wystarczy w tej lidze lekko się wyróżniać i zawodnik wyjeżdża. Nie ma stabilizacji. Gdyby kibic danej drużyny wyemigrował, nie śledził informacji i wrócił po dwóch latach – to zastałby w jedenastce może 2-3 znanych sobie zawodników. Tak to wygląda, futbol wszędzie jest dynamiczny, ale u najlepszych trzon jest jednak stabilniejszy. Trzeba też zrozumieć, że kluby z tego żyją. Przykład Davo – przyszedł do Płocka za darmo, został sprzedany, nie jest to już piłkarz najmłodszy. Rozumiem tu klub. Bardziej boli, że tak szybko wyjeżdżają młodzi. Masz 17 lat, kilka razy wejdziesz z ławki, coś strzelisz – i lądujesz w zagranicznej lidze. Wyjechało wielu, potem idą z jednego zagranicznego klubu do drugiego, finalnie niewielu się tam udaje. Wolałbym, by młodzież dłużej grała w naszej ekstraklasie, była stąd sprzedawana jako zawodnicy bardziej wartościowi.


Siedem punktów przewagi, jakie ma dziś Raków nad Legią, to na tym etapie dużo, bardzo dużo, czy niedużo?

Ireneusz MAMRTOT:
– Wygląda na to, że dużo, ale tak naprawdę to dosłownie 2-3 mecze. Weźmy pod uwagę, że te zespoły będą jeszcze grały między sobą, a kolejek do końca sezonu zostało sporo. Oczywiście, wszyscy patrzą też na sposób gry Rakowa i on powoduje wrażenie, że zbyt wielu punktów już nie zgubi. Ale nasza liga jest szalenie wyrównana, sporo drużyn jest zamieszanych w grę o utrzymanie, one nie sprzedają tanio skóry. Twardo walczy się o każdy punkt, widać to już w tym roku choćby po Miedzi Legnica. Różnie może być, nic nie jest rozstrzygnięte, ale nie da się widzieć faworyta w kimś innym niż Raków. Może mu zagrozić już tylko Legia. Nie przesądzam, że zostanie na drugim miejscu, ale patrząc po stracie pozostałych zespołów, to walka o mistrzostwo rozstrzygnąć się powinna między Rakowem i Legią.

Dziewiątą Wartę od trzeciego Widzewa dzielą ledwie 4 „oczka”. Patrząc na podstawie pierwszych tegorocznych spotkań, w kim upatruje pan kandydata do uzupełnienia podium?

Ireneusz MAMRTOT:
– Nie chcę nikomu odbierać szans, ale odpowiem, że w Lechu albo Pogoni. Widzew jest bardzo groźny na swoim stadionie, który niesie tę drużynę, lecz na wyjazdach punktuje z większym trudem. W Poznaniu czy Szczecinie potencjał jest po prostu większy.

Lech zagrał dwa mecze i oba zremisował. To falstart?

Ireneusz MAMRTOT:
– Punktowo – tak, ale spójrzmy szerzej, jak wiele sytuacji wykreował. Zwłaszcza w pierwszej połowie w Mielcu miał bardzo dobre, a na koniec mógł jeszcze przegrać, bo to Stal w 90 minucie stworzyła swoją okazję. W Legnicy poznaniacy byli bardzo nieskuteczni, w odróżnieniu od Miedzi, która co miała – to zamieniła na gola. Nie można powiedzieć, że Lech gra źle, lecz musi poprawić skuteczność.

W dole tabeli Górnik i Piast. Na miejscu Ślązaków drżałby pan o utrzymanie?

Ireneusz MAMRTOT:
– O Piasta jestem dziwnie spokojny. Ten zespół będzie wiosną punktował, jest stabilny, ma w kadrze dobrych piłkarzy, w pierwszym meczu z Jagiellonią, choć zremisowanym, zaprezentował się pozytywnie. Widać, że Piast jest do wiosny przygotowany, ale trochę brakuje mu punktów. Kibicom z Zabrza nie chcę się narażać, lecz Górnik ma niezbyt szeroką kadrę. Przed meczem z Cracovią wypadło dwóch stoperów i od razu było to widać. W części zespołów jest inaczej, mają do dyspozycji i po 20 równorzędnych zawodników. Jeśli kontuzje będą omijać, Górnik się utrzyma, lecz one i pauzy mogą okazać się wrogiem. Na pewno w następnych meczach Górnik zaprezentuje się dużo lepiej niż w Krakowie, ale trzeba dziś powiedzieć sobie jasno, że będzie uwikłany w walkę o utrzymanie.

Tuż nad „kreską” – Jagiellonia, walcząca o spokojny byt już drugi sezon z rzędu. Czy – mimo wszystko – daje to cichą satysfakcję, zważywszy na pańskie dość niespodziewane zwolnienie stamtąd 14 miesięcy temu?

Ireneusz MAMRTOT:
– W ostatnich czterech latach Jagiellonii zmiany trenerów kompletnie nic nie dały. Nie ma tego co ukrywać. Podczas swojej drugiej kadencji w Białymstoku nie punktowałem nie wiadomo jak dobrze, ale i tak minimalnie lepiej od pozostałych trenerów. To pokazuje, że problem leży nie w nich, a gdzieś indziej. Patrzę teraz na kadrę Jagiellonii i widzę, że jest przebudowana na tyle, by utrzymując się w tym sezonie, w przyszłym grać w czołówce. Widać pracę dyrektora Masłowskiego, który musiał pozmieniać pewne rzeczy w drużynie, dać tej szatni impuls. Niektórzy zawodnicy byli w klubie bardzo długo, teraz o takim stażu jest ich coraz mniej. Trzeba innych, zdeterminowanych na grę o wyższe cele. Nikomu niczego nie zarzucam, ta grupa była fajna do pracy, niestwarzająca problemów, ale czasem zmiana bywa dobra zarówno dla piłkarza, jak i klubu. Dyrektor Masłowski w pierwszym wywiadzie powiedział, że potrzebuje na zmiany trzech okienek. Patrząc na transfery, latem Jagiellonia na pewno będzie mocniejsza.

Tak na koniec, czy telefon Ireneusza Mamrota czasami dzwoni?

Ireneusz MAMRTOT:
– W grudniu zadzwonił, potem była przerwa w rozgrywkach i nic się nie wydarzyło, trzeba było wypatrywać, aż się rozpoczną. Ruszyła ekstraklasa, za chwilę pierwsza liga… Cieszę się, bo gdy nie pracujesz, z tym większą chęcią oglądasz mecze. Czekam na to, co się wydarzy.


Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot (na małym zdjęciu) przewiduje, że gliwiczanie wykaraskają się ze strefy spadkowej, a Jagiellonia – jeśli tylko się utrzyma – w przyszłym sezonie będzie już w czołówce.
Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus