Ireneusz Mamrot: To jest najsilniejsza Legia

Rozmowa z Ireneuszem Mamrotem, trenerem Arki Gdynia.

Ma pan mocny początek kadencji w Arce. 3:4 w derbach z Lechią po rzucie karnym w doliczonym czasie gry – a potem 2:1 ze Śląskiem po rzucie karnym w doliczonym czasie gry. Jak tętno?
Ireneusz MAMROT
: – Na pewno wyższe niż zwykle… Emocje były spore. Miewałem takie pojedyncze mecze, ale nie przypominam sobie, by wcześniej zdarzyły się takie dwa z rzędu.

Nie chcę narzekać, lecz było też trochę kontrowersji na naszą niekorzyść, co delikatnie mówiąc nam nie pomagało. Cieszy to, że potrafiliśmy zareagować. W przerwie meczu ze Śląskiem skupiliśmy się na tym, by po prostu grać dalej i nie roztrząsać tego, co było w pierwszej połowie (Arka straciła gola z wątpliwego karnego – dop. red.).

Przez 20 minut po przerwie Śląsk kontrolował grę, nie mogliśmy nic zrobić, ale wierzyliśmy do samego końca, a przy stanie 1:1 kapitalną interwencję zanotował jeszcze Pavels Steinbors. Tego łutu szczęścia brakło w Gdańsku.

Podniesienie zespołu po tych derbach było sztuką?
Ireneusz MAMROT
: – Drużyna zareagowała fajnie. Po Gdańsku była straszna złość, dawno takiej nie widziałem ani po sobie, ani po zespole. Nie trzeba było nikogo podnosić. Bardziej zaniepokoiła mnie sytuacja boiskowa, bo w Gdańsku skończyło się karnym, a ze Śląskiem – zaczęło. Nigdy nie wiesz, jak to wpłynie na zawodników, ale szczęście, że do przerwy było tylko 0:1, bo mogliśmy jakoś zareagować.

Szanse na utrzymanie ocenia pan teraz wyżej niż w momencie, gdy obejmował pan Arkę?
Ireneusz MAMROT
: – Podobnie, choć wiadomo, że mamy 3 punkty więcej i szansę, by straty nie tyle zredukować, co nawet wyrównać. Dla nas kluczowe mecze zaczynają się nie w fazie finałowej, a już kolejkę wcześniej – w pierwszym z dwóch spotkań z Wisłą. Nie ma co ukrywać, że gdybyśmy przegrali ze Śląskiem, sytuacja byłaby trudna.

6 punktów jeszcze da się odrobić, a równie dobrze mogło poukładać się tak, że ta strata byłaby 9-punktowa. Wtedy już byłoby trudno, zwłaszcza mentalnie, bo to nadal dystans do odrobienia, tyle że trzeba w to uwierzyć. Nie mamy jednak ani 9, ani 6 punktów do wyjścia ze strefy spadkowej, a 3. Dlatego tak ważne zwycięstwo odnieśliśmy w niedzielę.

Nie można się jednak nie wiadomo jak cieszyć, bo tu każda kolejka będzie pisała jakiś nowy scenariusz. Myślę, że walka o utrzymanie będzie się toczyć do ostatniego dnia sezonu.

Wiadomo, że jest pan spadkobiercą tej sytuacji, ale pierwszy raz pański zespół jest tak bardzo zaangażowany w walkę o utrzymanie. W takich momentach trener lepiej poznaje samego siebie?
Ireneusz MAMROT
: – Walczyliśmy już o utrzymanie w Głogowie, ale tam sytuacja nie była aż tak trudna, bo w strefie spadkowej znajdowaliśmy się wcześniej, a nie na tak zaawansowanym etapie sezonu jak teraz. To coś innego.

Z każdym rokiem przybywa doświadczenia każdemu trenerowi, ale ja tu nie przyjechałem łapać doświadczenia, a wywalczyć z Arką utrzymanie. Stresu jest sporo. Gdy nie zdobędziesz mistrzostwa, nie dostaniesz się do europejskich pucharów, to jest czasem ogromne rozczarowanie, ale życie toczy się dalej i nie ma takich konsekwencji dla całego klubu jak w przypadku spadku.

Pod tym względem presja jest większa. Mamy jednak w składzie grupę zawodników, którzy o taki cel już grali, jakieś doświadczenie w tym względzie posiadają. Wierzę, że to też nam w najbliższych tygodniach pomoże.

Jaki ma pan kontakt z nowymi właścicielami?
Ireneusz MAMROT
: – Częsty, bo przyjeżdżają do Gdyni, a poza tym są telefony.

Rozmawiacie więcej niż za czasów Jagiellonii z prezesem Kuleszą?
Ireneusz MAMROT
: – Też było dużo rozmów. Zwykle przez telefon, ale gdy działo się coś ważniejszego, to też się spotykaliśmy. Prezes przecież też żył klubem tak mocno, jak teraz właściciele Arki.

Wygraną ze Śląskiem z trybun oglądał Kamil Glik. Mieliście okazję się spotkać?
Ireneusz MAMROT
: – Tak, porozmawialiśmy i cieszę się z tego. Ale w szczegóły nie chcę wchodzić…

W kwietniu łączono pana z Miedzią Legnica, ale powiedział pan wprost, że nawet jeśli, to nie interesuje teraz pana pierwsza liga. Lepiej walczyć o utrzymanie w ekstraklasie niż awans do niej?
Ireneusz MAMROT
: – Nie chcę o tym rozmawiać, bo to takie niepotrzebne kuszenie losu. Liczy się ten sezon, zobaczymy, co będzie w następnym. Nie mówmy o pierwszej lidze, interesuje mnie to, co dzieje się w ekstraklasie.

Jest o co walczyć i póki będą matematyczne szanse, to będziemy wierzyć. Możemy porozmawiać za kilka tygodni, ale liczę, że nie będę musiał na to pytanie odpowiadać, bo wyjdziemy z tego trudnego położenia.

Skoro w niedzielę gracie z Wisłą, to nie korci, by wszystkie siły rzucić na ten mecz, a w starciu z Legią jednak coś wkalkulować…?
Ireneusz MAMROT
: – Nie, nie, nie, nie. Kompletnie nie. Nie ma w ogóle takiego myślenia. Wiele już razy ktoś tak czynił – a potem przegrywał oba mecze. Tu nie ma co kombinować, trzeba walczyć i myśleć o meczu z Legią, a nie już teraz skupiać się na Wiśle.


Czytaj jeszcze: Bolesne korepetycje


Wiadomo, że będzie to konfrontacja z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, ale zapewniam, że nie ma żadnych kalkulacji. Podchodzimy do wyjazdu do Warszawy na 100 procent i wystawimy tam najsilniejszy skład, na jaki możemy sobie pozwolić. Nie będzie żadnego oszczędzania się.

Czym najbardziej imponuje Legia?
Ireneusz MAMROT
: – Wiele meczów z nią już rozegrałem. Jest coraz mocniejsza pod względem organizacji gry, przygotowania fizycznego. Trener Vuković zbudował zespół, który nie tylko ma dużą jakość piłkarską, ale potrafi też zostawić na boisku zdrowie. Umie to, co jest potrzebne w naszej lidze – dokładać w meczu intensywność.

Nie chcę przesadzać, bo powiedzą, że nazbyt kadzę, ale jestem w ekstraklasie trzy lata i w tym sezonie to najsilniejsza Legia. To chyba nie tylko moja opinia.




Na zdjęciu: Szkoleniowiec Arki przewiduje, że walka o utrzymanie w ekstraklasie będzie się toczyć aż do ostatniego dnia sezonu.
Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus