Iskierki nadziei

Biało-czerwoni zaimponowali dojrzałą i konsekwentną grą w każdym elemencie i odnieśli trzy zwycięstwa.


Polscy hokeiści udanie zaprezentowali się w turnieju o Puchar Trójmorza i na lodowisku „Jantor” pokonali wszystkich rywali. Z Estonią oraz Litwą zwycięstwa były obowiązkowe, zaś z rezerwami Łotwy niekoniecznie. A tymczasem biało-czerwoni w ostatnim zaimponowali swoją dojrzałością oraz konsekwencją. Wygrana 4:1 ma swoją wymowę i jest ona iskierkami nadziei na lepsze jutro. Chyba trener Robert Kalaber wraz ze swoimi współpracownikami jest na dobrej drodze, by stworzyć drużynę na miarę oczekiwań kibiców.

Przed ostatnim meczem trener Robert Kalaber dokonał kilka roszad w składzie, ale część z nich została wymuszona. Oskara Jaśkiewicza wyeliminowała kontuzja obojczyka i czeka go operacja. Natomiast Martin Przygodzki i Filip Starzyński narzekali na drobne urazy i nie było potrzeby, by narażać ich zdrowie. W obronie kolejną szansę dostał Olaf Bizacki, do ataku powrócili Szymon Marzec i Radosław Sawicki.

Rywal był ze znacznie wyższej półki i stąd też na początku I tercji Łotysze mieli sporo okazji do strzelenia goli. John Murray jednak stanął na wysokości zadania, a goście też mieli problemy ze skutecznością. Raimonds Witolias (4 i 15 min) miał świetną sytuację i za drugim razem nie potrafił posłać krążek niemal do pustej bramki. Kiedy w 5 min Christian Mroczkowski znalazł się w boksie kar, goście niemal przez cały czas grali w naszej strefie obronnej. Jednak biało-czerwoni stanęli na wysokości i potrafili utrzymać zerowe konto. A potem mieliśmy swoje szanse, ale w 13 min Damian Kapica nie wykorzystał sytuacji sam na sam z utalentowanym Janisem Worisem. Chwilę potem umiejętności łotewskiego golkipera sprawdził, Dominik Paś. I odsłona, takie odnieśliśmy wrażenie, była rozpoznawcza, choć wszystkie akcje były prowadzone we właściwym rytmie.

Po przerwie zaczęło się wielce obiecująco, bo Paś niemal tuż po wznowieniu trafił w poprzeczkę. Jednak Łotysze szybko otrząsnęli się i szukali swoich szans. W 26 min po raz kolejny na wysokości zadania stanął Murray, który w sytuacji sam na sam okazał się lepszy od Rudolfsa Polcsa. A potem nastąpił koncert biało-czerwonych. Do boksu kar za spowodowanie upadku przeciwnika powędrował Mateusz Bryk i mieliśmy obawy, czy goście nie wykorzystają takiej sytuacji. A tymczasem rolę się odwróciły, bo Paś popisał się bilardowym zagraniem, zaś jego kolega klubowy wyskoczył z boksu kar i znalazł się w sytuacji sam na sam z Worisem. Obrońca z Jastrzębia zachował się jak rasowy napastnik i posłał krążek obok, rozpaczliwie interweniują cego Worisa. To nie było ostatnie słowa Bryka, który zdobył również ostatniego gola, pieczętującego zwycięstwo. Upłynęło zaledwie 36 sek. Gdy nasi hokeiści świętowali kolejnego gola. Tym razem Olaf Bizacki we własnej strefie podał do Bartosza Ciury, a przez ponad połowę lodowiska skierował krążek do Patryka Wronki. I jemu (7 asyst na koncie) w końcu w tej dogodnej sytuacji udało się zdobyć cenną bramkę. Te dwie akcje na pewno były ćwiczone podczas treningów i nie były dziełem przypadku. Łotysze byli zszokowani, bo przecież nie przypuszczali, że w tak krótkim czasie stracą 2 gole.

Pod koniec II tercji na ławkę kar powędrował Arkadiusz Kostek i Łotysze za sprawą Nikolajsa Jelisejewsa zdobyli kontaktową bramkę. Trudno winić w tej sytuacji Murraya, bowiem napastnik gości miał ułatwione, gdyż przez nikogo nie był pilnowany. Jednak biało-czerwoni się zmobilizowali i aktywny Paś strzelał w kierunku bramki, a Damian Kapica przekierował krążek do siatki. A dzieła dokonal wspomniany Bryk.

Biało-czerwoni byli drużyną, grającą konsekwentnie i, co najważniejsze, ani przez moment nie wpadli w panikę. Osobny rozdziałem jest Murray, który sezon ligowy miał przeciętny, a tym razem zademonstrował wysokie umiejętności. Amerykanin, z polskim paszportem, z wymagającymi rywalami potrafi się maksymalnie skoncentrować. Jeżeli ktoś już skreślił „Jaśka Murarza”, ten musi swoją opinię chyba zmienić.


POLSKA – ŁOTWA „B” 4:1 (0:0, 2:0, 2:1)

1:0 – Bryk – Paś (29:27), 2:0 – Wronka – Bizacki – Ciura (30:03), 2:1 – Jelisejews – Razgals – Ozols (41:14, w przewadze), 3:1 – Kapica – Paś – Górny (47:42, w przewadze), 4:1 – Bryk – Pasiut (49:21)

Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Laurynas Stepankevicius – Andrzej Nenko i Rafał Noworyta.

POLSKA: Murray; Bryk (2) – Górny, Bizacki – Ciura, Kostek (2) – Wanacki, Kamieniew – Horzelski; Kapica – Paś – Urbanowicz, Zygmunt – Pasiut – Wronka, Mroczkowski (2) – Komorski (2) – Marzec, Michalski – Wałęga – Sawicki. Trener Robert KALABER.

ŁOTWA „B”: Woris; Ozols – Skworcows, Gorsanows (2) – Tumanows, Ornins – Mateiko (2); Jelisejews – Fjodorows – Razgals, Andresons (2) – Witolins (2) – Skrastins, Petrwics – Polcs – Puide, Millers (2). Trener Atwaras TRIBUNCOWS.

Kary: Polska – 8 min, Łotwa „B” – 10 min.


ESTONIA – LITWA 6:5 (3:4, 0:1, 2:0, 1:0) po dogrywce

0:1 – Cetvertak – Grinius – Silinas (0:30), 0:2 – Grinius – Cypas – Bendzius (1:23), 0:3 – Bendzius – Grinius (8:58), 1:3 – Aleksandrow – Laosma – Hast (9:10), 1:4 – Grinius – Silinas (11:55, w osłabieniu), 2:4 – Kiik – Swartbro – Puzakow (14:36), 3:4 – Linde – Hast (19:29, w przewadze), 3:5 – Mukowoz – Bacewicius – Binkulins (28:51), 4:5 – Puzakow – Swartbro (45:34), 5:5 – Viitanen (49:16, w przewadze), 6:5 – Viitaen – Wasjonkin – Anufrijew (60:23).

Kary: Estonia – 12 min, Litwa – 20 min.

1. Polska 3 9 18:3
2. Łotwa 3 6 20:4
3. Estonia 3 2 7:25
4. Litwa 3 1 6:19


Na zdjęciu: Mateusz Bryk (z prawej) popisał się dwoma golami i biało-czerwoni odnieśli cenne zwycięstwo nad rezerwami Łotwy.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus