Iskra Pszczyna. Wleciałowski z odsieczą

Syn znanego trenera będzie wiosną odpowiadał za wyniki „czerwonej latarni” tabeli II grupy śląskiej IV ligi.

Jan Wleciałowski został trenerem IV-ligowca z Pszczyny. Zbieżność nazwisk przypadkowa nie jest – to syn Marka, byłego członka sztabu reprezentacji Polski, szkoleniowca Ruchu Chorzów czy Piasta Gliwice. 27-latek zastąpił Janusza Iłczyka.

– Czas na młodość! Po rundzie jesiennej uznaliśmy, że trzeba coś zmienić. Nazwisko dostaliśmy z polecenia, spotkaliśmy się z trenerem Wleciałowskim dwa razy, porozmawialiśmy i doszliśmy do porozumienia. Mamy młody zespół, który będzie prowadzony teraz przez młodego szkoleniowca. Może to zaskoczy – mówi Andrzej Puchała, prezes Iskry.

Jan Wleciałowski w piłkę grał najwyżej na poziomie III ligi, w Polonii Łaziska Górne, do której trafił z zespołu Ruchu Chorzów rywalizującego w Młodej Ekstraklasie. Jako trener posiada licencję UEFA B i ma już doświadczenie z pracy w IV lidze, będąc asystentem Marcina Molka w Szombierkach Bytom czy Piotra Mrozka w Unii Kosztowy. Iskra to pierwszy zespół, który poprowadzi samodzielnie.

Od razu czeka go wyzwanie, bo pszczynianie jako beniaminek zimują na ostatnim miejscu. Jesienią pokonali tylko GKS II Tychy oraz GKS Radziechowy-Wieprz, pozostałe 14 meczów przegrali i ich sytuacja jest bardzo trudna.

– Gdy usiedliśmy z trenerem Iłczykiem i zrobiliśmy analizę, doszliśmy do wniosku, że w czterech innych spotkaniach wręcz nie mieliśmy prawa zejść z boiska bez żadnej zdobyczy. Powinniśmy mieć minimum 11-12 punktów, a wtedy nasza sytuacja byłaby zgoła odmienna. Do połowy rundy w większości meczów byliśmy równorzędnym przeciwnikiem, zawodziła skuteczność, a po stratach bramek wszystko się załamywało. Dopóki dysponowaliśmy pełną kadrą, naprawdę nie wyglądało to źle.

Potem trapiły nas kontuzje, kwarantanny, walczyliśmy niemal o przetrwanie, dlatego obraz minionej rundy jest fatalny. Chcemy powalczyć wiosną o jak najlepszy wynik. Utrzymać będzie się bardzo trudno, ale spróbujemy ugrać tyle, ile się da. Raczej nie wykurują się kontuzjowani Jakub Krawczyk i Michał Prusek, dlatego przy założeniu, że nikt nie odejdzie, będziemy musieli sprowadzić zimą 3-4 zawodników, by wzmocnić zespół – opisuje prezes Iskry.

Pszczynianie czekają też na powrót na własny stadion, będący w remoncie. Jesienią honory gospodarza pełnili kilkanaście kilometrów obok, po sąsiedzku – na boisku Nadwiślana Góra.

– Stadion był modernizowany pod kątem lekkoatletyki. Powstało zaplecze, bieżnia tartanowa z 8 torami, płytę boiska wymieniono, nawodniono i przesunięto. Chcielibyśmy grać u siebie już wiosną. Murawa jest gotowa, czeka na odbiory i zielone światło z MORiS-u, kiedy będzie można na nią wejść. Nie ma jeszcze krzesełek na trybunie i możliwe, że nie stanie się to tak szybko.

Jeśli nadal będziemy grali bez publiczności, to nie widzę tu jednak problemu, a jeśli na stadiony wrócą kibice, to najwyżej wystąpimy z wnioskiem, by przez jakiś czas grać bez publiczności. Czekamy na ten powrót. Janusz Iłczyk to chyba jedyny trener w historii Iskry, który prowadził zespół 1,5 roku, wywalczył awans, a żadnego meczu nie rozegrał w Pszczynie – uśmiecha się Andrzej Puchała.

Runda wiosenna w IV lidze śląskiej ruszy w drugi weekend marca.


Fot. Facebook.com/IskraPszczyna