Ivan Groźny wrócił na front i rzuca kości

Dwa triumfy, dwa remisy, dwie porażki. Bramki – 9:10. To bilans meczów otwarcia nowo mianowanych szkoleniowców Zagłębia, biorąc pod uwagę wyłącznie pierwszy mecz rozgrywany pod ich wodzą na Stadionie Ludowym. W sobotę te statystyki podrasować zechce Litwin Valdas Ivanauskas, od lat nazywany w swej ojczyźnie Ivanem Groźnym…

Powrót na front

W rejestrze debiutantów na specjalnych zasadach umieszczamy Artura Derbina, który był przecież współarchitektem promocji do I ligi w 2015 roku. Po wywalczeniu awansu ustąpił jednak miejsca Romualdowi Szukiełowiczowi, posiadającemu stosowne uprawnienia trenerskie. Okazało się jednak, że tylko na miesiąc. Jeszcze przed startem rozgrywek ponownie chwycił stery – na spółkę z Robertem Stankiem – i na inaugurację ligowych zmagań przegrał przy Kresowej 0:1 z Wisłą Płock. Stare czasy. Spośród uczestników tamtego spotkania w ekipie z Sosnowca został już tylko Martin Pribula, obecnie przechodzący rekonwalescencję po rekonstrukcji więzadeł krzyżowych kolana.

„Magic” bierze wszystko

Na kolejną premierę na Stadionie Ludowym przyszło czekać rok. Tym razem szaty prawdziwego debiutanta przywdział Jacek Magiera i w tej roli wygrał 1:0 z Pogonią Siedlce. Zwycięską bramkę zdobył Łukasz Matusiak. Co ciekawe, „Magic” w Sosnowcu kompletem punktów zakończył wszystkie potyczki ligowe. Zanim przeprowadził się w trybie pilnym do Warszawy, na obiekcie Zagłębia z kwitkiem odprawił Sandecję Nowy Sącz (2:0), Górnika Zabrze (2:1) i MKS Kluczbork (4:0). Poległ tylko w pucharowym starciu z Wisłą Kraków 3:4, ale dopiero po dogrywce.

Bolesne początki

W drugiej połowie roku 2016 przy Kresowej miały miejsce także dwie inne trenerskie premiery. Jedna nie całkiem poważna, bo Jarosław Araszkiewicz przybył do Sosnowca krótko przed meczem z Olimpią Grudziądz, nie bardzo kojarząc swoich zawodników. Został wpisany do protokołu jako pierwszy szkoleniowiec i poległ 3:5. A zapowiadało się na prawdziwą katastrofę, gdy już po 18 minutach było 0:3. Z czerwoną kartką mecz kończył Tomasz Nowak. W drużynie gości przez ponad pół godziny występował Adam Banasiak, obecny zawodnik Zagłębia.

Niedługo potem w tej samej roli debiutował Piotr Mandrysz. I też zaczęło się źle – w konfrontacji z Bytovią Bytów sosnowiczanie przegrywali szybko 0:2. Wyciągnęli na 3:2, ale ostatecznie goście dołożyli jeszcze jedno trafienie i skończyło się podziałem punktów. Dla Zagłębia był to pierwszy z trzech kolejnych meczów u siebie. Dwa następne Mandrysz wygrał bez straty gola – 1:0 z Miedzią Legnica i 2:0 z Wigrami Suwałki. Potem popadł jednak w tarapaty pozaboiskowe…

„Mulario” przesądził

Rok 2017 to premierowe próby Dariusza Banasika i Dariusza Dudka. Ten pierwszy zaczął od remisu 1:1 ze Stomilem Olsztyn – drużyna grała fatalnie, a punkt tuż przed końcowym gwizdkiem udało się wyszarpać po rzucie karnym. Ten drugi miał z kolei powody do zadowolenia. Zagłębie wygrało 1:0 z Puszczą Niepołomice po złotym golu Patryka Mularczyka. Odnotujmy jednak, że przez niemal całą drugą połowę przyjezdni grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Longinusa Uwakwe.

Bez zadraśnięcia

W ubiegłym sezonie przed własną publicznością sosnowiczanie radzili sobie z beniaminkami doskonale. W trzech potyczkach nie stracili ani gola, ani punktu. Z kwitkiem odprawili Raków Częstochowa (2:0), Odrę Opole (1:0) i – w debiucie trenera Dudka – Puszczę Niepołomice. Czy to dobry prognostyk przed sobotnim starciem z Miedzią Legnica? Zatrudniony w poniedziałek Ivanauskas ma świadomość, że na efekty jego pracy jest stanowczo za wcześniej. Jutro bazował będzie na swych zdolnościach motywacyjnych oraz na intuicji przy ustalaniu wyjściowej jedenastki. Zwycięzców musi stworzyć z tego, co udało mu się zaobserwować na przestrzeni ledwie pięciu dni…

 

Na zdjęciu: Trener Valdas Ivanauskas musi jutro udowodnić, że posiada szósty zmysł. Zmysł obserwacji…