Ivanauskas „kupił” Ludowy

Krótko po zatrudnieniu w Sosnowcu Valdas Ivanauskas rozpoczął cykl spotkań z piłkarzami. Nowy szkoleniowiec musiał jak najszybciej poznać zespół, by zestawić optymalną jedenastkę na arcyważne spotkanie z Miedzią Legnica (3:1). Efekt rozmów okazał się znakomity – Zagłębie zgarnęło komplet punktów, a wybrany przez Litwina kapitan wpisał się na listę strzelców dwukrotnie.

Cudowna metamorfoza

Wobec kontuzji Tomasza Nowaka opaskę na ramię założył Szymon Pawłowski. Aż do minionej soboty nie zdobył bramki na Stadionie Ludowym. Zaufanie ze strony sztabu szkoleniowego wyraźnie dodało mu jednak skrzydeł. Był pierwszoplanową postacią zespołu. A przy odrobinie szczęścia do siatki mógł trafić nawet cztery razy.

Przynajmniej o klasę lepiej niż w poprzednich kolejkach zagrali również inni piłkarze Zagłębia. Kibice z Kresowej nareszcie zobaczyli w akcji taki zespół, jaki chcieliby oglądać już do końca rozgrywek. Zdeterminowany, agresywny, nieustępliwy. Nikt nie miał wątpliwości, że cudowna metamorfoza to zasługa przede wszystkim kilkudniowych wysiłków Ivanauskasa…

Spojrzenie z boku

– W sobotę potencjał każdego zawodnika został właściwie wykorzystany – ocenia prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski. – Dobrze nam zrobiło zimne spojrzenie z boku kogoś, kogo w klubie do tej pory nie było. Może my tu w środku nie byliśmy w stanie na pewne sprawy w taki sposób spojrzeć. Jednocześnie mecz z Miedzią pokazał drużynie, ile pracy trzeba włożyć w każdy wywalczony punkt. Oglądanie się na kolegę po stracie piłki albo wiara, że jakoś się uda, kosztuje bardzo drogo. Prawda jest taka, że wszystko trzeba na murawie wyszarpać. Oczywiście cały czas wiedziałem, że mamy też swoje walory piłkarskie. Czekałem tylko na ich pokazanie. Jedno z drugim ściśle się wiąże, bo im bardziej zamęczaliśmy rywala, tym łatwiej było nam zademonstrować to, co potrafimy.

Ludowy „kupiony”

Dla Ivanauskasa to był bardzo ważny dzień. Przez 90 minut mógł wiele wygrać i wiele przegrać. Wydaje się, że zyskał więcej, niż sam przypuszczał. Niezwykle ekspresyjnym i żywiołowym zachowaniem przy linii bocznej w mig zdobył uznanie wymagającej publiczności. Kiedy podbiegł do niego z reprymendą arbiter Zbigniew Dobrynin, zaraz potem Litwin zebrał gromkie oklaski. W tym momencie stało się jasne, że już pierwszym występem „kupił” Stadion Ludowy.

– Jeśli ta moja agresja ma pozytywny ładunek, to myślę, że drużynie może tylko pomóc – tłumaczy Ivanauskas. – Cieszę się, że w meczu z Miedzią wszyscy moi gracze zrealizowali nakreślony plan i zasłużyli na pochwałę. Po tym spotkaniu wiemy dokładnie, gdzie leżą nasze problemy. Na treningu nie widać tego tak dokładnie. Mecz i trening to dwie różne sprawy. Oglądałem wcześniej kilka występów Zagłębia. W drugiej połowie zespół miał często takie momenty, kiedy wyraźnie dołował. Tym razem było inaczej. Żeby podobnie działo się w kolejnych spotkaniach, każdy zawodnik musi być gotowy nie na 99, ale na 100 procent. Musimy pamiętać, że to bardzo trudna liga.

Dwa dni radości

Pojawiają się pierwsze głosy, że to najbardziej charyzmatyczny trener, jaki trafił na Kresową za kadencji obecnego sternika klubu, czyli w ostatnich pięciu latach. Czy rzeczywiście? Odpowiedź na to pytanie przyniosą najbliższe tygodnie i miesiące. W Sosnowcu na razie wszyscy są szczęśliwi, bo nareszcie udało się przełamać dławiący letarg. Drużyna nie potrafiła przecież odnieść zwycięstwa w dziewięciu kolejnych potyczkach…

– Mamy nadzieję, że wszystkie tamy puściły i na stałe wróciliśmy na dobre tory – mówi prezes Jaroszewski. – Ciśnienie zeszło, da się już w klubie oddychać. Liczę na to, że na naprawdę głęboki oddech przyjdzie pora zimą, po pierwszej części rozgrywek. Stanie się tak, jeśli będziemy się plasować nad strefą spadkową. Po zwycięstwie nad Miedzią cieszyliśmy się dwa dni. Teraz koncentrujemy się już na wyjazdowym starciu z Wisłą Kraków. Wierzymy, że jeżeli podejdziemy do meczu z taką sama determinacją jak w sobotę i znów będziemy konsekwentnie zamęczać rywali, to w którymś momencie… pękną.