Jadach: Chcę zagrać na nowym stadionie!

Cztery punkty w trzech meczach to zapewne stanowczo za mało w stosunku do pańskich oczekiwań.
Kamil JADACH: – Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego „urobku”. Trzy punkty zdobyliśmy tylko w meczu z GKS-em Tychy, choć to przeciwnik – trzeba to powiedzieć szczerze – był lepszy…

Skoro byliście słabsi, to jakim cudem zdobyliście trzy punkty?
Kamil JADACH: – Sprawiła to nasza skuteczność, a ich… nieskuteczność. W pozostałych dwóch meczach, z Puszczą i Stomilem, graliśmy lepiej od przeciwników, a mimo to zdobyliśmy w nich tylko punkt. Oba te mecze powinniśmy wygrać, dlatego i ja, i reszta drużyny czujemy niedosyt.

Dlaczego wróciliście z Olsztyna z pustymi rękami? Przejrzałem statystyki z tego meczu i w większości z nich byliście lepsi od rywali, tylko wynik się nie zgadza.
Kamil JADACH: – To samo można powiedzieć o GKS-ie Tychy w meczu z nami. Mieli bodajże 60 procent posiadania piłki, pewnie więcej strzałów na bramkę, a wrócili do domu z niczym. Taka właśnie jest piłka, że jej posiadanie, strzały, akcje nic nie dają. Wystarczą dwa celne strzały, by wygrać mecz. Co mogę więcej powiedzieć? Uważam, że w Olsztynie zagraliśmy w miarę dobry mecz, martwią tylko okoliczności straty bramek. Tracimy je w podobny sposób. Będziemy nad tym pracować i mam nadzieję, że już w najbliższym meczu z Bełchatowem będzie widoczna poprawa.

Skoro posiadanie piłki nie ma przełożenia na wynik, to może warto zastanowić się nad zmianą taktyki w meczach wyjazdowych. Rozważacie taki wariant?
Kamil JADACH: – Nie jesteśmy zespołem, który będzie się bronił. Znowu odwołam się do meczu z Tychami – rywale zepchnęli nas do obrony i było ciężko. Nie mamy w składzie takich zawodników, którymi potrafimy się bronić i którymi będziemy dobrze się bronić. Z Tychami się udało, ale ogólnie nie popieram takiej gry. Myślę, że ani trener Skrobacz, ani reszta zespołu nie ma takiego DNA, aby się cofnąć i czekać na jedną lub dwie kontry. To nie jest nasz styl, nie chcemy tak grać i mam nadzieję, że nie będziemy.

W sobotę czeka was mecz z GKS-em Bełchatów, z którym miesiąc temu przegraliście 0:1 w sparingu. To dla was sygnał ostrzegawczy przed meczem ligowym?
Kamil JADACH: – Beniaminek leci na tzw. fantazji, więc trudno powiedzieć, czego się możemy po nim spodziewać. Ostatni mecz wygrał 3:0 z Radomiakiem, wcześniej w takich samych rozmiarach pokonał Stomil, zdobywając wszystkie gole strzałami z dystansu. To bardzo niewygodny rywal, bo z tego, co pamiętam ze sparingu, cofają się bardzo głęboko. Skoro zagrali tak u siebie, to myślę, że na wyjeździe ich gra będzie wyglądała podobnie.

Jest pan zaskoczony, że bełchatowianie plasują się tak wysoko w tabeli? Sześć punktów to – jak na początek – niezły kapitał.
Kamil JADACH: – Trzy mecze jeszcze niewiele mówią o możliwościach drużyn. Mówiąc szczerze, nawet nie wiem, na którym miejscu my jesteśmy w tabeli, a na którym Bełchatów. Wiem tyle, że liderem jest Nieciecza. Wygrywając sobotni mecz, możemy znaleźć się w czubie tabeli, a nasz przeciwnik w dolnej połówce. Na razie tabela jest bardzo spłaszczona, więc w tym momencie nie warto się nią sugerować, chociaż wolałbym być na ich miejscu niż na naszym.

GKS Jastrzębie. Równania z niewiadomymi

Przed dwoma laty, jeszcze w II lidze, pokonaliście u siebie GKS Bełchatów 2:0. Pan przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny. Pamięta pan okoliczności, w jakich zdobył tego gola? I jak wspomina pan tamto spotkanie?
Kamil JADACH: – Oczywiście, że pamiętam. Prowadziliśmy 1:0, po stałym fragmencie piłkę wybili obrońcy Bełchatowa, ja ją przyjąłem i uderzyłem. Nie był to silny strzał, ale precyzyjny. To był wtedy bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Bełchatów przyjechał do nas w roli faworyta, ale my zmiażdżyliśmy ich w I połowie, którą powinniśmy wygrać przynajmniej 3:0. Skończyło się 2:0 i chciałbym, aby tak samo było w sobotę.

Kibice GKS-u wywierają na was presję, by walczyć o awans do ekstraklasy. Ta presja na was ciąży?
Kamil JADACH: – Rzeczywiście, dochodzą takie głosy o ekstraklasie. Mnie to śmieszy, bo każdy, kto jest blisko klubu, zna realia. Uważam, że po trzech kolejkach tylko głupiec powiedziałby otwarcie, że Jastrzębie gra o awans do ekstraklasy. Oczywiście chcemy każdy mecz wygrać, ale zobaczymy, co przyniesie półmetek rozgrywek. Wtedy usiądziemy i może wówczas padną z naszej strony jakieś deklaracje.

Niedawno minęło dziesięć lat od momentu, gdy dołączył pan do zespołu seniorów GKS-u Jastrzębie. Czuł pan wtedy tremę, wchodząc pierwszy raz do szatni?
Kamil JADACH: – Byłem mocno związany z „trybunami”, nawet prowadziłem stronę kibiców, mocno udzielałem się w życiu kibicowsko-sportowym. Byłem blisko drużyny, starałem się jeździć na mecze, dlatego zaproszenie na trening seniorów to było coś wielkiego. Nieskromnie powiem, że teraz nie ma takich zawodników, którzy wchodzą do szatni z takim respektem, jak ja kiedyś. Przez kilka dni nie mogłem spać, że trenuję z seniorami. Dla mnie, 19-latka, było to coś pięknego i niezapomnianego.

Do jakich momentów z historii GKS-u, którą pan współtworzył, wraca najchętniej?
Kamil JADACH: – Awanse do drugiej i pierwszej ligi. Sezon w III lidze był bardzo fajny, bo przeżyliśmy wtedy wspaniałą przygodę w Pucharze Polski, po awansie nasze głowy ogolone zostały na zero. To był impuls, żeby popchnąć klub ku lepszemu. Udało się, choć sami nie wiedzieliśmy, gdzie się zatrzymamy. Gdy w Pucharze Polski wygraliśmy z Górnikiem Łęczna, to chyba nie byliśmy nawet liderem w III lidze…

Zdąży pan rozegrać mecz na nowym stadionie w Jastrzębiu? Czas ucieka nieubłaganie…
Kamil JADACH: – Mam takie marzenie, żeby zagrać na nowym stadionie w Jastrzębiu, w barwach GKS-u. Oczywiście nie jako oldboj, tylko w pierwszej drużynie. Wierzę w to, bo widzę, ilu ludzi się w ten projekt angażuje.

 

Na zdjęciu: Kamil Jadach chciałby jeszcze zagrać na nowym stadionie w Jastrzębiu.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem