Jagiellonia może czuć niedosyt

Zanim spotkanie się rozpoczęło, gdańscy kibice mogli poczuć lekki dysonans. Poza kadrą znalazł się podstawowy skrzydłowy Lechii, Lukas Haraslin, lecz klub szybko poinformował, że 23-latek tylko zachorował. Jego miejsce zajął Sławomir Peszko, z którego występu niewiele wynikało, co i tak nie przeszkodziło gospodarzom w szybkim zdominowaniu Jagiellonii.

Setka Sobiecha

Pierwsza połowa należała do piłkarzy Piotra Stokowca. Strzelanie rozpoczęli co prawda białostoczanie po tym, jak w 6 min jedno z wielu groźnych dośrodkowań Jakuba Wójcickiego znalazło w polu karnym Jesusa Imaza. Później jednak do roboty zabrali się lechiści, którzy podchodzili z piłką wysoko, zamykając „Jagę” na jej własnej połowie. W 25 min gdańszczanie wyszli na zasłużone prowadzenie, a bramkę zdobył rozgrywający setne spotkanie w ekstraklasie Artur Sobiech. Filip Mladenović dośrodkował z lewej strony, a piłka odbiła się jeszcze od nogi Tomasa Przykrila, poleciała wysoko i spadła na głowę Sobiecha. Napastnik gospodarzy poradził sobie z Zoranem Arseniciem, który powinien wybić to dośrodkowanie, lecz nawet nie wyskoczył do nadlatującej futbolówki.

Urodzony w Rudzie Śląskiej zawodnik podwyższył zresztą prowadzenie kilka minut później, tyle że znalazł się na pozycji spalonej. Lechia poczuła krew i mocniej zaatakowała Jagiellonię, która obudziła się dopiero w ostatnich kilku minutach. Choć większość akcji zespołu przechodziła przez Jesusa Imaza, to chwilowym bohaterem był Przikryl. To właśnie Czech kropnął z powietrza w samo okienko, lecz jego trafienie nie zostało uznane. Na spalonym był bowiem Ivan Runje, który mógł przeszkadzać w interwencji bramkarzowi.

Białostockie odrodzenie

Lechia powinna prowadzić do przerwy wyżej, nie zrobiła tego, co zemściło się w drugiej części meczu. Warunki na boisku zaczęli dyktować goście, niepozwalający gospodarzom na złapanie swojego rytmu. Warto tylko dodać, że gdańszczanie w drugiej połowie oddali tylko… jedno uderzenie. Bronili się co prawda bardzo skutecznie, lecz dało się wyczuć, że bramka dla „Dumy Podlasia” wisi w powietrzu. W wielu akcjach brakowało jej centymetrów, aż w końcu 74 minucie bramkę podarowała… sama Lechia.

Piłkarze z Pomorza po odbiorze chcieli wyprowadzić piłkę spod własnego pola karnego, lecz Wójcicki agresywnie naparł na Mladenovicia, który pomylił się (choć rozgrywał bardzo dobry mecz) i kopnął prosto w przeciwnika. Futbolówka poleciała w pole karne, gdzie czyhał już na nią Ognjen Mudrinski. Serb instynktownie dostawił nogę i zdobył swojego premierowego gola w ekstraklasie. To był w tym meczu atut Jagiellonii – rezerwowi. Zarówno Mudrinski, jak i Bartosz Bida byli wartością dodaną zespołu, czego nie można było powiedzieć o zmiennikach Lechii.
Gdyby Jagiellonia wygrała to spotkanie, nikt nie mógłby mieć o to pretensji. Gospodarze grali świetnie, ale tylko przez 35 minut, a to trochę za mało, żeby walczyć o najwyższe cele.

Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok 1:1 (1:0)

1:0 – Sobiech, 25 min (głową, asysta Mladenović), 1:1 – Mudrinski, 74 min

Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak – Karol Fila (83. Daniel Łukasik), Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Mladenovic – Sławomir Peszko (58. Maciej Gajos), Jarosław Kubicki, Tomasz Makowski, Patryk Lipski (88. Rafał Wolski), Flavio Paixao – Artur Sobiech.

Jagiellonia Białystok: Damian Węglarz – Bodvar Bodvarsson, Zoran Arsenic, Ivan Runje, Jakub Wójcicki – Tomas Prikryl, Taras Romanczuk, Martin Pospisil, Jesus Imaz (89. Mikołaj Nawrocki), Juan Camara (46. Bartosz Bida) – Patryk Klimala (60. Ognjen Mudrinski).

Sędziował Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Asystenci: Radosław Siejka (Łódź), Bartosz Kaszyński (Bydgoszcz). Widzów] 13348. Czas gry 97 min (47+50).

Piłkarz meczu – Jakub WÓJCICKI

 

Na zdjęciu: Jesus Imaz nie zdobył gola ani asysty, jednak to właśnie on był wczoraj głównym dyrygentem Jagiellonii.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem