Jak Puchar Stanleya przegrał z „hiszpanką”

 

Po dziś dzień bardzo trudno jest oszacować liczbę ofiar jednej z największych znanych nam pandemii w dziejach ludzkości. Na przełomie 1918 i 1919 roku – później zbierała żniwo w wyniku grypy „hiszpanki” – zmarło od 50 do 100 milionów ludzi, a zainfekowanych zostało ponad pół miliarda.

Pierwszy przypadek został odnotowany na początku 1918 roku w stanie Kansas. Najwięcej ofiar pochłonęła jednak druga i trzecia fala pandemii. Ta ostatnia miała niebagatelny wpływ na wydarzenia sportowe, a konkretnie na finał Pucharu Stanleya. O to najstarsze i najbardziej prestiżowe hokejowe trofeum rywalizowano wówczas w nieco inny sposób niż obecnie.

Starcie, które miało wyłonić najlepszą drużynę na świecie, rozgrywano między triumfatorem NHL a najlepszą drużyną nieistniejącej od 1924 roku, Pacific Coast Hockey Association (PCHA). Tę pierwszą wygrali Montreal Canadiens, a u wybrzeży Pacyfiku najlepsza okazała się drużyna Seattle Metropolitans i to właśnie ona – na nieistniejącym już od ponad pół wieku lodowisku Seattle Ice Arena – zorganizowała rywalizację finałową.

Pięciu zawodników w szpitalu

Puchar Stanleya miał trafić do zespołu, który jako pierwszy wygra trzy spotkania. Warto również zaznaczyć, że same przepisy gry w poszczególnych ligach się różniły. Dlatego postanowiono, że mecze nieparzyste w kolejności będą rozgrywane według przepisów PCHA, a parzyste – NHL.

Po trzech spotkaniach Metropolitans prowadzili 2-1. W czwartym meczu bramki, mimo dwóch dogrywek, nie padły. W piątym meczu, który formalnie był kontynuacją czwartego spotkania, Canadiens wygrali 4:3 po dogrywce, choć przegrywali już 0:3. Piątą konfrontację wyznaczono na 1 kwietnia, ale… nigdy do niej nie doszło.

W zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych uderzyła bowiem trzecia fala pandemii „hiszpanki”, która nie oszczędziła hokeistów obu zespołów. W obozie drużyny przyjezdnej sytuacja była wręcz dramatyczna. Pięciu graczy kanadyjskiego zespołu trafiło do szpitala, z gorączką sięgającą 40 stopni Celsjusza.

Nie były to czasy, że każdy klub NHL miał w swoich szeregach ponad 20 graczy, a na dodatek mógł liczyć na zawodników z klubów farmerskich. George Washington Kendall, znany bardziej jako George Kennedy, który był trenerem i zarazem właścicielem drużyny, miał w składzie ledwie czterech (!) zdrowych hokeistów.

Kennedy był wielkim miłośnikiem sportu. W młodości trenował zapasy, a następnie zaangażował się w kilka inicjatyw w obszarze kanadyjskiego sportu. Oprócz hokeja na lodzie zajmował się boksem, a także rozgrywkami niezwykle popularnego w Kanadzie lacrosse’u. Montreal Canadiens kupił w 1910 roku, zaledwie rok po jego założeniu. Kilka lat później działacz ten odegrał kluczową rolę w kształtowaniu się NHL.

Honorowe rozwiązanie

W 1919 roku, w barwach Montreal Canadiens, występował m.in. słynny już wówczas Georges Vezina. Ten syn francuskich emigrantów był bramkarzem, pierwszym w historii NHL, który zachował czyste konto. Od jego nazwiska nazwę nosi nagroda przyznawana dziś najlepszemu zawodnikowi ligi na tej pozycji.

Co prawda w 1919 roku „hiszpanka” go oszczędziła, ale w 1926 roku ten legendarny golkiper zmarł na gruźlicę, rozpoznaną u niego po zasłabnięciu na lodzie… Siedem lat wcześniej Kennedy nie miał wyjścia – musiał oddać mecz walkowerem.

Takie rozwiązanie nie było jednak w smak gospodarzom, którzy liczyli na zyski z biletów. Ponadto Pete Muldoon, szkoleniowiec Seattle, koniecznie chciał grać. Uważał bowiem, że tak będzie honorowo. Zaproponował rywalowi wypożyczenie kilku zawodników z innej drużyny PCHA, Victoria Aristocrats.

Kennedy na takie rozwiązanie nie przystał, zresztą zgody na nie nie wyraził szef ligi, Frank Patrick. – Wiem, że kibice Seattle byli przekonani, iż piąte starcie skończy się zwycięstwem ich ulubieńców. Jest mi tym bardziej żal, że mecz nie dojdzie do skutku. W takich okolicznościach nie mogliśmy go rozegrać – powiedział Patrick.

„Zawodnicy gości będą w stanie grać najwcześniej za dwa, trzy tygodnie. Seria zostaje anulowana. Oba zespoły miały na swoim koncie po dwa zwycięstwa. Dzisiejsze spotkanie miało decydować o mistrzostwie, ale nie dojdzie do skutku” – głosił wywieszony na wrotach hali komunikat, który przeczytali rozczarowani kibice.

,,Zły Joe” nie przeżył

Sytuacja zaczęła być bardzo poważna i sport zszedł na dalszy plan. Chorzy hokeiści zaczęli czuć się coraz gorzej, stan Joe’a Halla, najstarszego z nich, był krytyczny. Ten 38-latek, który na świat przyszedł w Staffordshire w środkowej Anglii, a w młodości wyemigrował za ocean, uchodził na prawdziwego brutala.

Dziś powiedzielibyśmy, że był raczej hokejowym… mikrusem. Mierzył niespełna 180 cm i ważył niecałe 80 kg. W tamtych czasach, kiedy gra fizyczna nie odgrywała aż takiej roli, jak teraz, warunki fizyczne Halla były jednak zupełnie wystarczające.

Na przestrzeni prawie 20 lat zawodowej gry dorobił się pseudonimu ,,Bad Joe”, czyli ,,Zły Joe”. Bardzo często ten twardo grający obrońca wędrował na ławkę kar, choć podobno był niezwykle sympatycznym człowiekiem. Był też zawodnikiem utytułowanym.

,,Bad Joe” Hall nie przeżył pandemii „hiszpanki”… Fot. Wikipedia

Na swoim koncie miał trzy Puchary Stanleya. W 1907 roku wygrał rozgrywki z Kenora Thisthles, a w latach 1911 i 1913 triumfował z Quebec Bulldogs. W 1917 roku trafił do Montreal Canadiens. W finałach przeciwko Seattle zagrał we wszystkich meczach i były to jego ostatnie występy na lodzie.

Joe Hall zmarł w szpitalu w Seattle 5 kwietnia 1919 roku. Przyczyną śmierci było zapalenie płuc, które było następstwem zachorowania na „hiszpankę”. Kanadyjski hokej pogrążył się w żałobie. W pogrzebie kolegi, który odbył się w Brandon w prowincji Manitoba, uczestniczyła cała drużyna.

Tymczasem szefostwo ligi stanęło przed sporym dylematem. Logicznym rozwiązaniem było przyznanie tytułu drużynie z Seattle.Władze amerykańskiego klubu, honorowo, odmówiły jednak dostąpienia takiego zaszczytu i ostatecznie trofeum pozostało niczyje.

O ile Montreal Canadiens, 24-krotny triumfator rozgrywek, to po dziś dzień najbardziej utytułowana drużyna w historii Pucharu Stanleya, o tyle zespół z Seattle – rozwiązany w 1924 roku – nigdy po niego nie sięgnął.

Seria niedokończona

Joe Hall, jak się później okazało, nie był jedyną ofiarą „hiszpanki” z otoczenia Montreal Canadiens. George Kennedy, który był rówieśnikiem zmarłego hokeisty, odszedł w październiku 1921 roku. Zaangażowany menedżer, podczas pobytu na finale Pucharu Stanleya w Seattle, również zachorował na grypę. Wyleczył się, ale powikłania ciągnęły się za nim przez wiele miesięcy. Zmarł w wieku niespełna 41 lat, a dwa tygodnie po śmierci wdowa po nim sprzedała Montreal Canadiens.

Klub kupiło trzech biznesmenów – syn chorwackiego marynarza i były hokejowy bramkarz, Joseph Cattarinich, urodzony w stanie Illinois, Leo Dandurand oraz Louis Letourneau. Nazwano ich ,,Trzema Muszkieterami”, a pod ich rządami klub zdobył trzy Puchary Stanleya.

W latach 30. panowie wycofali się z działalności, sprzedając klub za 165 tysięcy dolarów. Zarobili zatem, jak na tamte czasy, krocie. Dwóch pierwszych, już po II wojnie światowej, trafiło do NHL Hall of Fame i znaleźli się w sekcji ,,Budowniczych ligi”.

Również po II wojnie światowej, na pierścieniach stanowiących podstawę zdobycia Pucharu Stanleya, wygrawerowano ślad o tym, że rozgrywki w 1919 roku przeprowadzono. Wcześniej, z racji faktu nie wyłonienia triumfatora, miejsce na to przeznaczone pozostawało puste. W 1948 roku napisano: ,,1919 Montreal Canadiens, Seattle Metropolitans Series Not Completed”, czyli po nazwach drużyn zaznaczono, że seria nie została dokończona.

 

Na zdjęciu: Z uwagi na pandemię koronawirusa rozgrywki NHL zawieszono. 101 lat temu było podobnie…