Jak Widzew do II ligi wchodził… W 2025 r. Liga Europy?

Biorąc pod uwagę dane historyczne, pokusić się można o prognozę, że RTS w ekstraklasie znajdzie się 2023 roku, a jesienią 2025 zagra Lidze Europy.

Widzew znów znalazł się ostatnio w centrum uwagi mediów, ale niestety nie ze względu na wyniki sportowe i awans do I ligi, a na okoliczności, w jakich do niego doszło – zamiast radości z awansu, po meczu ze Zniczem Pruszków oglądaliśmy skandaliczną awanturę.

Od 2015 roku drużyna tego klubu walczy o powrót do krajowej czołówki. Jej kibice od razu dodają „na razie do krajowej czołówki”, bo występy łodzian w Lidze Mistrzów to przecież nie legenda, tylko nie tak całkiem odległa – w kontekście 100-letniej historii – rzeczywistość.

Pragnienie czegoś więcej

Warto zwrócić uwagę, że obecna odbudowa Widzewa przebiega podobnie do czasów, gdy dopiero wkraczał do ogólnopolskiej rywalizacji. Już wcześniej ten dzielnicowy klub miał poparcie władz, bo przez 11 lat (1953-64) pierwszym sekretarzem Komitetu Łódzkiego PZPR była Michalina Tatarkówna-Majkowska, urodzona i wychowana na Widzewie włókniarka, mająca duże wpływy także we władzach centralnych (podobno to ona najskuteczniej przeciwstawiła się Nikicie Chruszczowowi, który przyleciał do Warszawy „robić porządek” w październiku 1956 roku).

Pod jej patronatem dopisano klubowi 12 lat historii, by w 1960 roku można było zorganizować jubileusz 50-lecia, na którym klub sporo zyskał pod względem bazy, prestiżu i rozpoznawalności w całej Łodzi, a nie tylko na uliczkach starego Widzewa, Grembacha czy w domkach kunitzerowskich, zbudowanych przez fabrykantów dla robotników.

Sportowym fundamentem był rok 1969, gdy władze dzielnicy Widzew i szefowie potężnych wówczas zakładów pracy o znaczeniu wręcz strategicznym dla miasta i kraju (maszynowo-zbrojeniowej „Wifamy”, włókienniczego „1 Maja” i chemicznej „Anilany”) zadecydowały, by stworzyć w Łodzi konkurencję dla dominującego do tej pory ŁKS-u.

Przez poprzednie 20 lat (od spadku z II ligi w 1952 roku) Widzew był w Łodzi klubem marginalnym, ustępującym w latach 60. drugoligowym wtedy Startowi i Włókniarzowi, a w regionie bezskutecznie walczącym o awans do II ligi z Włókniarzem Pabianice i Concordią Piotrków Trybunalski.

Podrażnione ambicje

Wtedy do Widzewa trafili działacze Startu, Stefan Wroński i Ludwik Sobolewski, którzy wiedzieli, jak się „robi” awans, bo wprowadzili go do II ligi i byli krok od ekstraklasy. Trenerem został Leszek Jezierski, zwolniony właśnie z ŁKS-u (po raz pierwszy w karierze szkoleniowca), co mocno podrażniło jego ambicje.

W 1970 roku Widzew awansował do ligi międzywojewódzkiej, czyli na trzeci poziom w krajowej hierarchii. Ten III-ligowy okres trwał wówczas dwa sezony i tu nasuwa się pierwsze porównanie z teraźniejszą. Po „reaktywacji” Widzewa w 2015 roku kwarantanna w IV lidze trwała tylko sezon, a w III lidze kub – tak jak i wówczas – spędził kolejne dwa lata.

Twórcą potęgi klubu z Alei Piłsudskiego był Ludwik Sobolewski. Fot. Książka Wielki Widzew

10 czerwca 1972 roku, wygrywając – po golu Andrzeja Stępniaka – ze Stalą Kraśnik 1:0 Widzew zapewnił sobie II ligi, czyli znalazł się w tym samym miejscu co teraz, choć dziś obowiązuje inna nomenklatura. To jednak nie koniec podobieństw.

Ostatnie dwa mecze tego sezonu Widzew też przegrał z Avią Świdnik oraz Polonią Warszawa (teraz z Resovią i Zniczem), kończąc rywalizację z 2-punktową przewagą nad Lublinianką, macierzystym klubem trenera Jezierskiego. Jednym z rywali łodzian też był wtedy Znicz, ale nie dał im rady (2:2, 0:2) i spadł.

Nazwiska do zapamiętania

„Sport” wówczas jeszcze o Widzewie nie pisał, ale niżej podpisany wydarzenia sprzed 48 lat ma w pamięci. Nazwiska Gajewski, Nita, Mikulicz, Świderek, Hajduk, Szczakiel, bracia Benkesowie, Stanisław Kaczmarek, Szwamberg, Post i Dziuba (nie Marek) czy wspominany Stępniak pozostały w świadomości tylko lokalnych kibiców. Nie brakło jednak i takich, którzy wraz z zespołem z III ligi dotarli do ekstraklasy.

W 1975 roku wychowanek klubu Janusz Kubicki zagrał w pierwszych czterech meczach I ligi, ale po kontuzji nie utrzymał miejsca w coraz silniejszym zespole i musiał ustąpić perspektywicznym Bońkom, Rozborskim i Tłokińskim, choć miał dopiero 25 lat. Po treningach chodził na boisko Łodzianki – dziś to baza szkoleniowa Widzewa – i grał do upadłego ze spotkanymi tam chłopakami, za co Jezierski zrobił kiedyś awanturę.

Karierę kontynuował w Moto Jelczu Oława, gdzie późnej był trenerem. Symboliczne cztery mecze w ekstraklasie zdążył zaliczyć także młodszy z braci Benkesów, Zbigniew. Jednym z tych, którzy przeszli z ŁKS-u do Widzewa i na trwałe zapisali się w historii tego drugiego klubu, był Janusz Haren, który strzelał tak mocno, że redaktor Arnold Borowik mówił w transmisji radiowej: „Rzut wolny dla Widzewa, Haren ustawia piłkę, bierze rozbieg i pierdut na bramkę”.

Smak ekstraklasy znał jeszcze z ŁKS-u, w barwach Widzewa w najwyższej lidze jednak nie zagrał, bo latem 1975 roku wyjechał do Danii (efekt „marcowej emigracji”) i grał potem w kopenhaskim B93, a jego syn w tamtejszej reprezentacji juniorów.

Kapitanem tej pionierskiej drużyny był Andrzej Pietrzyk, jeszcze jeden, który do Widzewa trafił z ŁKS-u już jako doświadczony, 25-letni piłkarz po debiucie w ekstraklasie. Musiał mieć duży autorytet w zespole, skoro był kapitanem, choć do pierwszoplanowych zawodników się nie zaliczał.

Po awansie w II lidze grał w Widzewie tylko rok, po czym piłkarskie i życiowe losy związał z Białymstokiem – grał w tamtejszym Włókniarzu i w Jagiellonii, był nawet kierownikiem drużyny po awansie do ekstraklasy w 1987 roku i przez wiele lat pracował jako trener drużyn młodzieżowych. Łodzianinem pozostał jego brat Jarosław – w latach 1985-89 prezydent miasta i wojewoda łódzki.

3000 złotych i kolacja

Najdalej – bo aż do europejskich pucharów – zaszedł z tej drużyny Andrzej Możejko, dla kolegów i kibiców „Johny”. To wychowanek ŁKS-u, ale po zakończeniu gry w trampkarzach piłka mu się znudziła i przestał regularnie trenować.

Podczas służby wojskowej był marynarzem. Nie zapomniał jednak jak się gra; wyróżniał się w meczach między jednostkami i w efekcie trafił do Floty Gdynia, grającej wówczas w III lidze. Dopiero wtedy dowiedzieli się o nim działacze Widzewa i w efekcie – zamiast grać w Arce czy Bałtyku – Możejko wrócił do rodzinnej Łodzi, ale nie do ŁKS-u, a do Widzewa. To był bardzo opłacalny transfer.

Ówczesny kierownik drużyny Wacław Kaczmarek opowiadał, że Możejko kosztował klub 3000 złotych „na zagospodarowanie” po powrocie z wojska plus koszt… kolacji, podczas której transfer omawiano. Za niewielką kwotę Widzew zyskał więc zawodnika, który nie tylko przydał się w meczach o wejście do II ligi, ale grał potem w drużynie przez 11 sezonów, z czego 7 w ekstraklasie. Dwa razy (1981, 1982) zdobył mistrzostwo Polski, zagrał w pierwszym „europejskim” meczu z Manchesterem City (1977) i zawsze na prawej obronie.

Miał żelazne zdrowie, ale i fantazję. Kiedyś doprowadził trybuny do ekstazy, gdy podczas meczu stanął na jednej nodze na piłce, robiąc przy tym „jaskółkę”. W 1982 roku wyjechał na trzy lata do Finlandii, po powrocie zniknął z horyzontu kibiców, ale nie z boiska, bo grał jeszcze w Starcie i Kolejarzu, w lokalnych ligach. W życiu wiodło mu się różnie, na futbolu się nie dorobił.

Różne też były później jego stosunki z Widzewem. Był pracownikiem klubu, a już po reaktywacji nawet członkiem zarządu, ale bywało, że stał pod stadionem i czekał aż jakiś znajomy wprowadzi go na mecz, bo na bilet nie było go stać. Dziś, gdy przyjdzie oglądać grę swych następców, jest serdecznie witany przez tych, którzy go pamiętają, odwdzięczając się im uśmiechem.

Kilkakrotnie w powyższych sylwetkach przewija się ŁKS. Obok „odrzuconych” przez silniejszego sąsiada Kostrzewińskiego, Gapińskiego czy Grębosza był też kwartet pozyskany dzięki nietypowej transakcji. Gdy Widzew zrezygnował z prowadzenia sekcji lekkoatletycznej, przekazał do ŁKS-u grupę biegaczy, w której był m.in. późniejszy olimpijczyk z 1972 roku Kazimierz Maranda, a w zamian pozyskał piłkarzy Harena, Pietrzyka, Kaczmarka i Władysława Hajduka.

Potrzeba stabilizacji

Droga przez II ligę nie była łatwa i trwała aż trzy lata, bo awans do ekstraklasy przypadł dopiero na rok 1975 (kolejne miejsca w II lidze: 6., 4., 1.). Biorąc pod uwagę dane historyczne, pokusić się można o postawienie następującej prognozy dla Widzewa: awans do ekstraklasy powinien nastąpić w roku 2023, a na jesień 2025 szykować się należy na występy w Lidze Europy (Manchester City to nie była jeszcze Liga Mistrzów).

Nic na siłę, żadnych „trójskoków” rok po roku, bo czym to może grozić, przekonał się ostatnio bardzo dotkliwie ŁKS. Potrzebna jest stabilizacja, konsekwencja i cierpliwość. Leszek Jezierski prowadził tę historyczną i pionierską dla współczesnych drużynę przez 7 lat, a cały czas – w różnych rolach – nad całością czuwał Ludwik Sobolewski, dla którego Widzew był całym światem.

Na zdjęciu: Uwielbiany przez kibiców Andrzej „Johny” Możejko (z lewej) przeszedł z Widzewem od II ligi do europejskich pucharów. Obok Tadeusz Błachno.

Fot. Facebook/Widzew Łódź