Jakość, nie „jakoś”. GKS Katowice musi poprawić ofensywę

Jacek Paszulewicz wielu rzeczy w ciągu czterech miesięcy nauczył podopiecznych; wciąż jednak nie radzą sobie w ataku pozycyjnym. A kolejni rywale z dolnych rejonów tabeli już nie dają GieKSiarzom szans gry z kontry. Efekt? Zero zdobytych goli w ostatnich 180 minutach na murawie, tylko jeden punkt, choć przecież Puszcza Niepołomice i Bytovia to bynajmniej nie rywale rozdający w tym sezonie karty w lidze…

2/3 filara

– Są trzy filary tej gry, jaką chcemy prezentować: motoryka, organizacja gry i jej jakość. Do dwóch pierwszych nie mogę mieć zastrzeżeń. Właśnie motoryka sprawiła, że im bliżej było końca meczu z Bytovią, tym większa była nasza przewaga. Dobra organizacja gry pozwoliła na stworzenie paru okazji, które nie zostały wykorzystane. Te dwa elementy tej wiosny generalnie pozwoliły nam dogonić czołówkę – zaznacza opiekun GKS-u przypominając, że w styczniu obejmował zespół plasujący się na siódmej pozycji, z sześciopunktową stratą do drugiego miejsca. – Wciąż uważam zresztą, że są w stawce zespoły mocniejsze od nas – dodaje.

Klucz w „dziesiątkach”

I tu właśnie wraca słowo „jakość”. Jakość oznaczająca przede wszystkim poziom umiejętności indywidualnych. A te akurat w niedzielę zawodziły: przyjmowana przez katowiczan piłka nijak nie kleiła im się do nóg, a sporo do życzenia pozostawiała celność podań. Elementy banalne, a przecież decydujące o powodzeniu akcji ofensywnej. – Widzimy te mankamenty – nie kryje Paszulewicz. – Kluczem do rozwiązań ofensywnych są „dziesiątki” – mówi.

„Dziesiątki”, czyli – w preferowanej przezeń taktyce 1-4-1-4-1 – dwaj zawodnicy za plecami napastnika. Przy Bukowej wybór był dotąd dość ograniczony. – Najlepiej odnajduje się w tej roli Andreja Prokić. Łukasz Zejdler w grze do przodu nie daje, niestety, tego, co mógłby dawać – analizuje „żelazne” zestawienie tej formacji trener. Pauzującego za kartki Zejdlera w niedzielę zastąpił Armin Cerimagić, ale już w przerwie – oceniony negatywnie – został w szatni. Zresztą był to jego pierwszy w tym roku występ ligowy.

Więcej ryzyka

Po długotrwałej rehabilitacji jest też Tomasz Foszmańczyk. I na tym… w zasadzie wybór się kończy. – Musimy obracać się w tym gronie, jakie mamy; musimy szukać w nim dobrych stron. Ważniejsze jest jednak nastawienie mentalne. Staram się wpajać zawodnikom, by nie uciekali się do gry zachowawczej, jak w I połowie. Ryzykiem nie jest bowiem gra do przodu. Ryzykiem jest stanięcie w miejscu, również w sensie punktowym – tłumaczył Jacek Paszulewicz, długo po meczu z Bytovią tłumacząc zasady przekazywane drużynie. A te są proste: piłkarska jakość zastąpić ma słowa „jakoś (to będzie)”…