Jakub Arak: Dobry chłopak na długim wirażu

Dla Jakuba Araka zderzenie z ekstraklasą okazało się wieloaspektowo bolesne. Niebawem znów zagra na jej zapleczu. Czy Mielec stanie się dla niego miastem renesansu?

Kiedy u progu lata 2015 roku [Jakub Arak] – jako zawodnik Zagłębia Sosnowiec – sięgał po tytuł wicekróla strzelców II ligi, wyobraźnia podsuwała mu najśmielsze wizje. Pragnął grać w ekstraklasie i nie obawiał się mówić o tym głośno. Przy Kresowej awansu do elity wywalczyć się nie udało, ale i tak swego dopiął. Podpisał kontrakt z Ruchem Chorzów i stanął twarzą w twarz z najlepszymi.

Cztery skalpy

Zanim związał się z „Niebieskimi”, do sezonu 2016/17 przygotowywał się z Legią Warszawa, prowadzoną wówczas przez Besnika Hasiego. Wierzył, że przy Łazienkowskiej już zostanie, skąd do Zagłębia był tylko wypożyczony. Uznania w oczach albańskiego szkoleniowca jednak nie znalazł.

Nie podcięło mu to skrzydeł. Na Cichą przychodził z wielkim entuzjazmem. Parafował trzyletnią umowę i już w ekstraklasowym debiucie wpisał się na listę strzelców. Zagrał w wyjściowym składzie, otworzył wynik spotkania, a chorzowianie pokonali u siebie Górnika Łęczna 2:1. Później wiodło mu się różnie. Przez rok rozegrał dla Ruchu 33 potyczki o punkty i zdobył cztery bramki. Do podstawowej jedenastki trafił wprawdzie tylko dziewięć razy, ale konkurencję miał silną – Jarosław Niezgoda, Eduards Visznakovs, a początkowo również Mariusz Stępiński.

Paterman miał rację

Serca do walki mu nie brakowało, ale kiedy chorzowski team zaczął się sypać organizacyjnie, piłkarz postanowił odpuścić. Złożył wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy pracodawcy. Uzasadnieniem były zaległości finansowe przekraczające dwa miesiące. Ruch tłumaczył, że zawodnik nie ma racji, bo klub znajdujący się w fazie restrukturyzacji może korzystać z prawa do nieregulowania zobowiązań na bieżąco. Izba ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN stanęła jednak po stronie Araka.

W Chorzowie gorliwie obiecano, że pensje zostaną wypłacone na przełomie września i października. Tyle że piłkarz nie chciał czekać i 12 września ubiegłego roku rozwiązał z Ruchem kontrakt. Zaraz potem podpisał umowę z Lechią Gdańsk, za nic mając przestrogi Janusza Patermana. Sternik Ruchu przestrzegał publicznie, że Arak w ekipie biało-zielonych nie będzie miał żadnych szans na grę. I jak się okazało, nie mylił się. Wygranie rywalizacji z Marco Paixao okazało się niemożliwe. A rychło po wyleczeniu kontuzji do gry wrócił również Grzegorz Kuświk.

Milion pytań

Tym sposobem 22-letni snajper jesienią nie wyszedł na murawę choćby na minutę. Ale słowa otuchy płynęły do niego regularnie – głównie z Sosnowca. Dał się tam poznać z jak najlepszej strony nie tylko na boisku. Nie zapomniano, że w 2014 roku udaną reanimacją uratował życie pracownikowi klubu, który dostał ataku padaczki z zatrzymaniem akcji serca.

– Dobry chłopak, grzeczny, kulturalny, inteligentny – wylicza jednym tchem trener Artur Derbin, były szkoleniowiec Zagłębia. – Zawodnik z ogromnymi ambicjami, niesamowity pracuś. Jego myśli cały czas krążyły wokół ekstraklasy. Na każde zajęcia musiałem być perfekcyjnie przygotowany, bo zadawał milion pytań. Dlaczego tak? Dlaczego tyle powtórzeń? Dlaczego teraz przerwa? Bardzo mnie cieszyło, że mam w zespole piłkarza, który chce być całkowicie świadomy tego, co robi.

Arak już parę lat temu podjął decyzję, że po zakończeniu kariery zostanie trenerem. Dlatego zdecydował się studiować wychowanie fizyczne. To jednak melodia odległej przyszłości. Ma jeszcze przecież tak wiele do zrobienia na murawie…

Zaczekajmy do marca

Po nieudanej przygodzie z Lechią zaczęto mówić, że zamknął się w sobie i od nikogo nie odbiera telefonów. To nie do końca prawda. Ale rzeczywiście nastał nie najlepszy moment na dopytywanie o kulisy rozstania z Ruchem albo o bariery nie do przeskoczenia w Gdańsku…

– Nie mógłbym powiedzieć całej prawdy, a nie chcę kłamać – tłumaczy Arak w krótkiej rozmowie ze „Sportem”. – Poza tym pamiętajmy, że ostatni mecz rozegrałem w sierpniu. Bardzo nie lubię odmawiać wywiadów i szanuję pracę dziennikarzy, ale proszę zaczekać przynajmniej do marca. Mam nadzieję, że wtedy znów będę tam, gdzie moje miejsce, czyli na boisku.

Renesansu poszuka wiosną w Stali Mielec. Został wypożyczony z Lechii do końca bieżącego sezonu. – Na liście życzeń miałem wielu napastników, bo runda jesienna minęła w moim zespole bez rywalizacji o miejsce w ataku – przypomina opiekun mielczan, [Zbigniew Smółka]. – Dysponowałem w zasadzie tylko Dejanem Dermanoviciem. Teraz jego rywalem będzie Kuba. Fajnie się wkomponował w szatnię i ciężko pracuje. Czas powinien pracować na jego korzyść.

Ostrożnie z formatem

Wcale nie tak dawno Araka porównywano do samego Roberta Lewandowskiego, dowodząc że w zapalonym młodzieńcu drzemie podobna skala talentu. Przekonywano przy tym, że I liga to dla niego za niskie progi. Dzisiaj tego typu dywagacje nie mają racji bytu.

– Na razie znam Kubę z bardzo solidnej gry na poziomie I ligi – stawia sprawę jasno Smółka. – Od tamtej pory nie przypominam sobie rewelacyjnej rundy w jego wykonaniu. Nie miał choćby jednej stabilnej połówki sezonu. Nie widzę powodu, by zawodnika, który cały czas musi ciężko pracować na swoją renomę, postrzegać jako snajpera formatu ekstraklasowego. Żeby marzyć o krajowej elicie, trzeba zaliczyć przynajmniej dwie rundy z rzędu z 10 bramkami na koncie. I tego Kubie naturalnie życzę.

Dycha na snajperskim liczniku? Arak takiego pułapu na zapleczu ekstraklasy nie osiągnął. Do Ruchu odchodził po sezonie, w którym strzelił dla Zagłębia osiem goli.

Zacięty cyngiel

– Mimo wszystko to typowy egzekutor – twierdzi z naciskiem Derbin. – Większość bramek zdobywa po pierwszym kontakcie z piłką. Świetnie gra tyłem do bramki, ale jednocześnie doskonale wie, jaki mankament powinien wyeliminować, żeby być jeszcze groźniejszym napastnikiem. Chodzi o umiejętność dłuższego utrzymania się przy piłce, by dać czas partnerom na podłączenie się do akcji. Jestem pewien, że pod skrzydłami Zbyszka Smółki Kuba szybko się odbuduje i zrobi oczekiwany postęp.

Póki co, fakty są jednak dławiące. Ostatni mecz o stawkę Arak rozegrał 12 sierpnia w Bytowie. Cztery dni wcześniej po raz ostatni wpisał się na listę strzelców – w pucharowym meczu z Chrobrym Głogów przy Cichej. Pół roku niebytu oznacza najtrudniejszy okres jego kariery. Teraz nadchodzi wiosna prawdy…