Jakub Szymański nie zrezygnował z marzeń

Najważniejsze, by prezentować stabilną formę – uważa przyjmujący GieKSy, Jakub Szymański.


Podczas przygotowań do sezonu solidnie pracował i waga pokazała przyrost masy mięśniowej o 11 kg, a w meczach kontrolnych wraz z kolegą Damianem Kogutem grał od deski do deski, bo było ich dwóch w zespole. Rozgrywki zaczął wielce obiecująco, podobnie jak jego drużyna, ale potem nadeszły kłopoty zdrowotne kolegów – tak prezentuje się przyjmujący GKS-u Katowice, Jakub Szymański. – Jeżeli nic nie będzie mi dolegało (odpukujemy!) i wszystko będzie się toczyło jak do tej pory, to wówczas może mi się uda wskoczyć na wyższy poziom wtajemniczenia – mówi nasz bohater. A po chwili zastanowienia dodaje: – Może to już najwyższy czas…

Nieoczekiwany zwrot

W szkole podstawowej nic nie zapowiadało, że Kuba w przyszłości będzie siatkarzem. Wśród rówieśników ginął w tłumie, bo miał zaledwie 170 cm (dzisiaj 200 – przyp. red.), ale z bratem oraz wujkiem ze swojej wioski jeździli do Ciechocinka, by grać amatorsko w siatkówkę.

– Miałem problemy pod siatką, ale nie rezygnowałem z marzeń – uśmiecha się wspominając Kuba. – Poszedłem do szkoły sportowej w Bydgoszczy i lekko się przeraziłem, bo moi rówieśnicy mieli ponad 190 cm. Wytrzymałem chyba z pół roku i przeniosłem się do innego gimnazjum. Miałem nawet myśli, że trzeba szukać innej drogi sportowej niż siatkówka. Po 2 latach „wystrzeliłem” w górę i pod koniec gimnazjum już mierzyłem 195 cm.

Pojechałem na turniej nadziei olimpijskich do Spały i ku mojej uciesze dostałem się do tej elitarnej szkoły. Sporo z tej sportowej edukacji wyniosłem, ale zawsze pod koniec roku szkolnego wszyscy rozjeżdżaliśmy się do klubów, by rywalizować w mistrzostwach Polski juniorów. Reprezentowałem MOS Wola Warszawę, z którą zdobyłem dwa wicemistrzostwa oraz brązowy medal. Wiele klubowi zawdzięczam, bo trenerzy pomogli mi w trudnej momentach. Sukcesy juniorskie dały mi sporego kopa i przekonały mnie, że wybrałem dobrą ścieżkę.

Jakub wraz z kolegami pod kierunkiem trenera Sławomira Pawlika zdobył złoty medal mistrzostw świata kadetów w 2015 r. W tej drużynie występowali m.in.: Tomasz Fornal, Bartosz Kwolek czy Jakub Kochanowski. Dzisiaj to elita w PlusLidze.

Debiut z Olsztynem

Po SMS-ie w Spale trzeba było szukać miejsca w dorosłej siatkówce i zazwyczaj to trudny czas dla młodego zawodnika. Był już po słowie w jednym z zespołów I-ligowych, ale zadzwonił telefon od trenera Wojciecha Serafina dotyczący gry w zespole z Kielc w PlusLidze. Trudno nie skorzystać z takiej oferty i miał okazję zadebiutować w meczu z Olsztynem.

– Wszedłem do drugiej linii przy zagrywce Jana Hadravy i… przyjąłem piłkę, posyłając ją w trenera – śmieje się Kuba. – Przy drugiej było już lepiej, ale na tym koniec. Wchodziłem na zmiany, ale spadliśmy z PlusLigi, zaś w I lidze się utrzymaliśmy, ale kłopoty organizacyjno-finansowe sprawiły, że klub wycofał się z rozgrywek. Trzeba było szukać nowego miejsca.

Po odejściu trenera Piotra Gruszki i przyjściu Dariusza Daszkiewicza nastąpiła rewolucja w katowickim składzie. W zespole zostało zaledwie 2 zawodników, a reszta była nowa. A mimo to drużyna spisywała się bez zarzutu i na finiszu sezonu zasadniczego zajmowała 6. miejsce.

– Wchodziłem na zmiany, ale wspólnie z kolegami już omawialiśmy play off – mówi Kuba. – Pandemia sprawiła, że rozgrywki odwołano i wszystko legło w gruzach. W kolejnym sezonie mój wkład do drużyny był znacznie większy, jednak do końca nie byłem z tych występów zadowolony.

Pod kuratelą lekarzy

Jakub Szymański wcale nie ukrywa, że ciągle mu coś dolegało, a potem jeszcze miał kłopoty pocovidowe. Jednak podczas przygotowań zwiększył masę mięśniową, ale przyszły kłopoty z barkiem. Jest pod kuratelą lekarzy, bo trzeba dmuchać i chuchać na zdrowie.

– Ligowy start mieliśmy jak marzenie, bo dwie wygrane – przypomina nasz bohater. – Jednak po przeciętnym meczu w Lublinie dopadły nas poważne kłopoty zdrowotne i część kolegów było na kwarantannie. Mój udział w meczu z Olsztynem był wątpliwy, ale jak tu nie grać, skoro trener miał do dyspozycji zaledwie 8 zawodników. Na szczęście wszystko wraca do normy i, mam nadzieję, że zwycięski mecz z Radomiem był dobrym zwiastunem.

Para przyjmujących Szymański – Thomas Rousseaux (grał w masce) prezentowała się bardzo dobrze, zwłaszcza w ataku.

– To było ważne spotkanie po kryzysie z przyczyn obiektywnych – dodaje MVP tego spotkania. – Najważniejsze, bym uzyskał pewną stabilizację i utrzymał ją jak najdłużej. Po tym meczu jestem przekonany, że nachodzą dla nas lepsze czasy, choć teraz jedziemy do Nysy, gdzie o punkty będzie trudno. Rywal do tej pory spotykał się z tuzami tej ligi i nie ma co się sugerować tabelą.

Dla Szymańskiego nadchodzą lepsze czasy – tak twierdzą fachowcy – i ten sezon może być poważnym skokiem w górę.- Zrobię wszystko, by tak było – deklaruje Kuba na pożegnanie.


Na zdjęciu: Jakub Szymański jest ważnym ogniwem GKS-u i pragnie utrzymać miejsce w wyjściowym składzie.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus