Jakub Wróbel: W Jastrzębiu tworzyliśmy zgraną paczkę

Rozmowa z Jakubem Wróblem, napastnikiem Apklanu Resovii, byłym zawodnikiem zespołu z Jastrzębia Zdroju.


Jakie ma pan wspomnienia z okresu gry w GKS-ie 1962 Jastrzębie? Same dobre?

Jakub WRÓBEL: – Rzeczywiście, to są tylko przyjemne wspomnienia. To był naprawdę dla mnie fajny czas, dostałem szansę od klubu z Jastrzębia w momencie dużych niewiadomych, nie wiedziałem, co ze mną dalej będzie. GKS mnie przygarnął i czas na nowy etap mojej przygody w piłce. Mieliśmy, naprawdę, świetną szatnię, to dzięki między innymi tej atmosferze osiągnęliśmy tak znakomity wynik, jakim było 5. miejsce w I lidze. A przecież byliśmy beniaminkiem.

Jastrzębie to trochę specyficzne miasto, ale ja nie narzekałem, wprost przeciwnie. Wszystkie sprawy zawodowe i prywatne miałem uporządkowane. Mieszkanie jest do tego, by piłkarz mógł wypocząć, zregenerować się. A gdy przyjeżdżała do mnie żona z córką (teraz rodzina Wróblów powiększyła się, na świat przyszedł syn Mieszko – przyp. BN), to pomieszkiwaliśmy w Ustroniu. Ładne miejsce i… blisko Jastrzębia.

Utrzymuje pan do dzisiaj z byłymi kolegami z GKS Jastrzębie? O Marka Mroza chyba nie muszę pytać, bo to dla mnie oczywiste.

Jakub WRÓBEL: – To prawda, z Marunią mam stały kontakt i to się już nie zmieni. Nawet jak przez jakiś czas do siebie nie dzwonimy, to jak złapiemy „za słuchawkę”, to rozmawiamy bardzo długo, nawet godzinę, albo nawet dłużej. Ale nie tylko z Markiem utrzymuję kontakt. Często rozmawiam z Mariuszem Pawełkiem, Bartkiem Jaroszkiem który teraz gra w GKS-ie Katowice, czy Damianem Trontem, który jest piłkarzem Miedzi Legnica. Po naszym meczu wymieniliśmy się nawet koszulkami. Spotkałem się też z Kamilem Szymurą, pogadaliśmy trochę.

Żałuję, że do Rzeszowa nie przyjechał Łukasz Norkowski, bo byłoby też co wspominać. Jestem na łączach również z Patrykiem Skóreckim, Faridowi Alemu złożyłem życzenia urodzinowe. Czasami jeden telefon może zrobić dużo dobrego. Naprawdę byliśmy zgraną paczką. Muszę przy tej okazji dodać, bo żona mi „podpowiada”, że utrzymuję dobre relacje z kibicami GKS-u Jastrzębie. I są nie tylko kontakty kibic – piłkarz, ale wykraczające poza ten obszar. Jednym z nich jest Rafał, którego chcę w tym momencie pozdrowić.

Kiedy po dobrej rundzie jesiennej odszedł pan z GKS-u 1962 Jastrzębie do ŁKS-u Łódź, drużyna zaczęła „pikować” w dół i do ostatniej kolejki walczyła zażarcie o utrzymanie w I lidze. Przypadek? Moim zdaniem pańskie odejście było kluczowe dla losów zespołu…

Jakub WRÓBEL: – Trudno i niezręcznie mi się na ten temat wypowiadać. Owszem, byłem ważną postacią w tej drużynie, ale przecież nie ma ludzi niezastąpionych. Odszedłem akurat ja, ale gdyby zrobił to ktoś inny, być może efekt byłyby taki sam lub podobny. Po prostu wypadło z tej maszynerii jedno ogniwo, ale każdy zawodnik coś wnosił do tej drużyny, do szatni. Dlatego brak któregokolwiek z nas mógł mieć właśnie takie skutki. Cóż więcej mogę dodać?

Z perspektywy czasu – żałuje pan, że trafił do ŁKS-u?

Jakub WRÓBEL: – Absolutnie! Trafiłem ligę wyżej, do ekstraklasy. Miałem swoją szansę, lecz na razie jej nie wykorzystałem. Z pokorą pracowałem na treningach, ale piłka po moich strzałach nie chciała wpaść do bramki przeciwnika. Dalej czekam na pierwsze trafienie w ekstraklasie i wierzę, że w końcu się doczekam. Nie ma jednak sensu rozwodzić się nad tym, piłka nożna czasami bywa brutalna. To tyle, jeżeli chodzi o aspekt sportowy.



ŁKS to kapitalny klub pod każdym względem – organizacyjnym, medialnym oraz kibicowskim i jego miejsce jest w ekstraklasie, nie w I lidze. Nie żałuję ani jednej chwili, którą w nim spędziłem. Poznałem wielu ludzi, których wcześniej znałem tylko z ekranu telewizora, jak choćby Arek Malarz, Maciej Dąbrowski, Jakub Tosik. Cieszę się, że mogłem z nimi dzielić szatnię, że znalazłem z nimi wspólny język. Cieszę się, że potrafiłem się do takiej szatni „wkleić”, a nie tylko przykleić.

Skoro było panu tak dobrze w Łodzi, to dlaczego odszedł pan do Stali Mielec?

Jakub WRÓBEL: – Sprawa jest bardzo prosta – ŁKS wpłacił GKS-owi Jastrzębie kwotę odstępnego, która była wpisana w klauzuli kontraktu. To samo zrobiła Stal Mielec. Oczywiście nie rwałem sobie włosów z głowy, bo pozostałem w ekstraklasie. Muszę jednak uczciwie przyznać, że trener Wojciech Stawowy żałował, że tak się stało. Miałem z nim dobre relacje i powiedział mi, że wiązał ze mną duże nadzieje po spadku z ekstraklasy do I ligi.

Poza tym sprawa mojego transferu do Mielca została załatwiona w ciągu trzech dni. W niedzielę zagrałem jeszcze mecz w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław, który wygraliśmy po rzutach karnych 4:1, a kilka dni później byłem już zawodnikiem Stali. Trudno było z tego nie skorzystać, to była dla mnie kolejna szansa.

W jakim klubie zobaczymy pana w przyszłym sezonie? Kończy się panu wypożyczenie ze Stali Mielec…

Jakub WRÓBEL: – W Mielcu rozpocznę przygotowania do nowego sezonu, ale nie wiem, jak się rozwinie sytuacja, więc nie będę zgadywał.


Na zdjęciu: Jakub Wróbel (w środku, w koszulce Stali Mielec) zachował same dobre wspomnienia z okresu gry w GKS-ie 1962 Jastrzębie.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus