Jan Furlepa: Poprzeczka idzie w górę

Rozmowa z Janem Furlepą, nowym trenerem Pniówka 74 Pawłowice.


W dniu meczu z Rekordem Bielsko-Biała kilku kolegów i znajomych zapytało mnie, czy informacja o pańskim zatrudnieniu w Pniówku Pawłowice była z mojej strony żartem primaaprilisowym? Pan odebrał podobne sygnały?

Jan FURLEPA: – Też dostałem telefony z takim pytaniem (śmiech). Doszły mnie nawet słuchy, że specjalnie opuściłem Kuźnię Ustroń, bo miałem już nagraną pracę w Pawłowicach. Niczego bardziej niedorzecznego nie słyszałem.

Ten grzech biorę na swoje barki, bo informację o pańskim angażu w Pniówka opublikowałem 1 kwietnia. Wiedziałem o tym dwa dni wcześniej, ale na prośbę wiceprezesa do spraw sportowych Rafała Wadasa zwlekałem z jej publikacją, by piłkarze nie dowiedzieli się tego ze strony internetowej „Sportu” i gazety, lecz od szefostwa klubu.

Jan FURLEPA: – Nie powinien pan mieć wyrzutów sumienia, zwykły zbieg okoliczności. Widzę, że wyznaje pan podobną zasadę jak ja „moje słowo droższe pieniędzy”. Dopowiem jeszcze tylko, że mój kolega z ROW-u Rybnik, Stasiu Ciesiul zapytał wprost: „Janek, mów szybko, czy to jest prima aprilis”. Przyjechałem w piątek do Pawłowic na trening i wysiadając z samochodu na wszelki wypadek zapytałem prezesa: „Czy to jest aktualne, bo dzisiaj jest prima aprilis”.

Jak długo bił się pan z myślami, nim wytypował podstawową jedenastkę w swoim pierwszym meczu jako trener Pniówka? Z czym miał pan największy problem?

Jan FURLEPA: – Nie będę ściemniał, bardzo długo. Praktycznie myślałem o każdej pozycji. Na przykład gra Bartosza Gocyka w poprzednich trzech meczach nie dawała gwarancji, że będzie spisywał się bez zarzutu. Ale zdecydowałem, że po jednym treningu nie będę robił rewolucji. Konsultowałem się z trenerem bramkarzy Robertem Zapałą i kierownikiem drużyny Krzysztofem Milanowskim, którzy długo są z tym zespołem. Muszę uczciwie przyznać, że ich podpowiedzi były trafne.

Tych wątpliwości natury personalnej było dużo?

Jan FURLEPA: – W poprzednich meczach słabo wypadł na przykład Piotr Pacholski i zastanawiałem się, czy wpuścić go na boisko od początku meczu. Zresztą miałem obawy o postawę kilku innych zawodników, ale moje wątpliwości dosyć szybko rozwiali na boisku. Wspomniany Pacholski zagrał lepiej niż poprawnie i nie mówię tak tylko dlatego, że strzelił bramkę. Bardzo dobrze ustawiał się jako środkowy obrońca, „wyciągnął” mnóstwo piłek zagrywanych przez przeciwnika górą. Mam nadzieję, że zwycięstwo w pierwszym meczu „nakręci” tych chłopaków, bo nie ukrywajmy, że byli w dołku. Widziałem spuszczone głowy, a teraz zrobimy wszystko, by ich entuzjazm wykorzystać w najbliższym meczu wyjazdowym z Lechią Zielona Góra.

Jaki był klucz do zwycięstwa z Rekordem Bielsko-Biała?

Jan FURLEPA: – Zdobycie pierwszej bramki, uważam bowiem, że scenariusz meczu układają strzelone gole. Trochę bałem się o tzw. otwarcie, bo jeszcze nie znam tych chłopaków. Nie wiedziałem jak zareagują w momencie, gdy stracili bramkę „do szatni”. Zwłaszcza po takim prostym błędzie, bo uważam, że nasi dwaj zawodnicy nie zachowali się w tej konkretnej sytuacji tak, jak należy. Rykoszet po strzale przeciwnika to już zupełnie inna sprawa. Ale wierzę, że małymi kroczkami będziemy szli do przodu, co będzie związane z większą liczbą treningów.

Co pan konkretnie ma na myśli?

Jan FURLEPA: – To, że im dłużej będę pracował, tym lepiej poznam zespół. Po drugie – zmieniłem układ treningów, już nie będzie wolnych czwartków. W poniedziałki po wyjściu z pracy zawodnicy będą mieli 45 minut odnowy biologicznej, a potem jeszcze rozbieganie, ale to już indywidualnie, po powrocie do domu.

Gdyby w meczu z Rekordem był remis, niezależnie od przebiegu spotkania, byłby pan zadowolony?

Jan FURLEPA: – Na początku pracy z nowym zespołem trzeba szanować każdą zdobycz, ale dla mnie remis zawsze jest stratą dwóch punktów. Przyznaję jednak uczciwie, że jeden punkt z Rekordem byłby do zaakceptowania, bo w tej chwili jeszcze nie możemy zagrać otwarcie, na wskroś ofensywnie. W pierwszym spotkaniu wymagałem od swoich zawodników przede wszystkim zaangażowania. Przekonywałem ich, że sto procent może nie wystarczyć. Nie wszyscy dali owe 110 procent, ale kilku przekroczyło tę normę, dało jeszcze więcej. Wygraną z Rekordem okupiliśmy dwoma kontuzjami, bo z tego powodu spotkania nie dokończyli Tomek Musioł i Bartek Musiolik. Szkoda mi zwłaszcza pierwszego z nich, bo zagrał na moją prośbę. Urazu nabawił się tydzień wcześniej i nie był on do końca zaleczony. Bardzo dobrą zmianę dał Kuba Kasperowicz, jego postawą byłem mile zaskoczony.

Do końca bieżącego sezonu pańskim jedynym współpracownikiem w sztabie będzie Robert Zapała?

Jan FURLEPA: – Nie, sztab szkoleniowy na pewno będzie uzupełniony o jedną, a może nawet dwie osoby (do Jana Furlepy i Roberta Zapały ma dołączyć trener przygotowania motorycznego, Małgorzata Rak, która współpracowała ze szkoleniowcem w MKS-ie Kluczbork – przyp. BN), mam swoje pomysły i postaram się je wdrożyć. Mam nadzieję, że dodatkowy trening pozytywnie wpłynie na drużynę i jej postawę w pozostałych do rozegrania dwunastu meczach. W tej chwili cieszymy się z tego, co mamy, ale poprzeczka idzie w górę.

Nie zamierzam roztrząsać powodów i kulisów pańskiego rozstania z Kuźnią Ustroń, ale to była w pańskiej karierze trenerskiej chyba najszybszy „odstrzał”. Zaledwie po rozegraniu dwóch meczów…

Jan FURLEPA: – Szybciej zostałem „odpalony” z Decoru Bełk, po zaledwie tygodniu pracy. Do rozstania doszło jednak na moją prośbę, bo dostałem wtedy ofertę pracy z Kluczborka. Żartobliwie powiem, że z drużyną z Bełku wygrałem wszystkie mecze (śmiech).

Tak szczerze, był pan zaskoczony utratą posady w Kuźni?

Jan FURLEPA: – A pan nie byłby zaskoczony na moim miejscu? Odpowiem szczerze – tak, byłem zaskoczony. Uważam, że dobrze przygotowałem zespół z Ustronia do rozgrywek ligowych, ale czas pokaże, czy tak będzie. Liczyłem na to, że czas będzie pracował na moją korzyść. Przegraliśmy w pierwszym meczu z rezerwami Piasta Gliwice, w następnym był progres, bo zremisowaliśmy z Drzewiarzem Jasienica. Niektórzy narzekali, kręcili nosem, a ten Drzewiarz w następnej kolejce ograł na wyjeździe rezerwy Podbeskidzia Bielsko-Biała. Nie ma jednak co tego roztrząsać, teraz stoję przed nowym wyzwaniem.

No właśnie, jakie ma pan plany związane z Pniówkiem Pawłowice do końca tego sezonu?

Jan FURLEPA: – Naszym celem długofalowym jest utrzymanie w III lidze. Natomiast w najbliższym meczu z Lechią Zielona Góra oczekuję takiej samej postawy, jak w meczu z Rekordem. Czyli walka, walka i… walka. Pod wpływem treningów umiejętności pójdą w górę, ponieważ wierzę w swoją pracę. Jeżeli mój zespół będzie na boisku zostawiał zdrowie, to na nasze mecze będzie przychodziło więcej kibiców.

Na zakończenie jeszcze jedno pytanie dotyczące meczu z Rekordem. Dlaczego drugi rzut karny egzekwował Dawid Weis, a nie Dawid Hanzel? Nie czepiam się, pytam z ciekawości, bo obie „jedenastki” zostały wykonane perfekcyjnie.

Jan FURLEPA: – Czemu doszło do zmiany egzekutora rzutu karnego? Do wykonywania „jedenastek” zawsze wyznaczam trzech zawodników i tak zrobiłem na piątkowym treningu – zapowiedziałem im, że to oni będą decydować, który z nich podejdzie do piłki. Ja w to się nie wtrącam.


Na zdjęciu: Trener Pniówka Jan Furlepa nie ukrywał, że bił się z myślami układając skład na mecz z Rekordem Bielsko-Biała.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus