Janusz Białek: Zlani na kwaśne jabłko

Rozmowa z trenerem Januszem Białkiem, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski U-19 i U-20.


Wynik środowego meczu w Brukseli odzwierciedla różnicę dzielącą reprezentacje Belgii i Polski?

Janusz BIAŁEK: – Odpowiem nieco kontrowersyjnie – uważam, że ta różnica nie jest taka wielka, jak wskazuje na to wynik środowego meczu. Belgia na pewno pod względem sportowym jest od nas lepsza, ale nie w takim stopniu, jak pokazał to wynik.

Zostaliśmy zmiażdżeni, bo…

Janusz BIAŁEK: – Na pewno mamy ograniczoną liczbę piłkarzy nadających się do gry w reprezentacji i ten mecz to pokazał. Wadliwy jest system budowy drużyny narodowej, nie powinniśmy do niej wciskać przypadkowych zawodników, tak to nie działa. Reprezentant musi być przygotowany do gry na tym poziomie, wprowadzany do niej konsekwentnie, ale stopniowo. Tymczasem my ciągle wystawiamy kogoś nowego, wprost kochamy debiutantów. Reprezentacja Polski to nie poligon doświadczalny, jej wyniki mają wpływ nie tylko na wizerunek polskich piłkarzy, ale również trenerów pracujących w lidze. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że nie mamy najlepszej marki w oczach polskich kibiców. Belgowie po porażce z Holandią mieli podrażnioną ambicję i odkuli się na nas. Tymczasem my ciągle coś kleimy, łatamy, bez kilku piłkarzy drużyna narodowa nie wygląda najlepiej, a zaplecze mamy takie, jakie mamy. Ja nie wystawiłbym przeciwko Belgom takiego składu, zrobiłbym inaczej, bo to co oglądaliśmy w środę nie służy polskiej piłce.

Czy to nie ironia losu, że naszym najlepszym zawodnikiem w tym spotkaniu był… bramkarz, Bartłomiej Drągowski? Ja w każdym razie będę się upierał, że był najjaśniejszym punktem w zespole biało-czerwonych, zaś jego koledzy z obrony byli biernymi tyczkami wbitymi w ziemię.

Janusz BIAŁEK: – Zdecydowanie zgadzam się z pańską opinią. Polscy bramkarze od lat mają markę na świecie. Jak mawiał klasyk, są tylko dobrze lub źle trafiani. Dragowski wszystko, co było w jego zasięgu, wybronił fantastycznie. Natomiast gra defensywna, podkreślam – całego zespołu, była tragiczna, przykro było patrzeć, jak nas leją. W przeszłości takie klęski też się nam zdarzały, ale teraz zobaczymy, jak na nią zareagują obecni reprezentanci. Musimy na ich reakcję spojrzeć z perspektywy mistrzostw świata, które odbędą się za kilka miesięcy. Jestem ciekaw, jak się odnajdą w kolejnym meczu z Holandią, czy dojdą do równowagi pod względem psychicznym. Nie mam wątpliwości, ze tacy piłkarze jak Robert Lewandowski, czy Kamil Glik, sobie z tym poradzą, ale co z resztą? Zobaczymy, czy w następnym spotkaniu będą uciekali od odpowiedzialności, czy będą brali ciężar gry na swoje barki.

Był jakiś element gry, w którym wypadliśmy przyzwoicie?

Janusz BIAŁEK: – Godne zapamiętania – w mojej opinii – były tylko dwa wydarzenia. Pierwszym jest postawa naszego bramkarza Bartłomieja Drągowskiego, który kilka razy uratował nas przed niechybną utratą gola i pozwolił nam być w tym meczu. Drugim to koronkowa akcja, po której zdobyliśmy gola.

Piotr Zieliński, Sebastian Szymański i Robert Lewandowski naprawdę pokazali w niej klasę. O pozostałych „wyczynach” naszych reprezentantów chcę jak najszybciej zapomnieć. Jeżeli ktoś próbuje mnie przekonywać, że przynajmniej były chęci ze strony naszych piłkarzy, to… ja ich nie widziałem.

Moment poprzedzający zdobycie przez Belgów drugiego gola to strata piłki na naszej połowie przez Roberta Lewandowskiego. Po jakiego diabła nasz kapitan cofa się tak głęboko po piłkę, skoro wiadomo, że najgroźniejszy i najbardziej efektywny jest pod bramką przeciwnika? Nie uważa pan, że to jest błąd nie tyle taktyczny, co strategiczny?

Janusz BIAŁEK: – Znowu trudno się z panem nie zgodzić. Nasza reprezentacja jest jedyną ze znanych mi na świecie drużyn, która swojego najlepszego snajpera odsuwa jak najdalej od bramki przeciwnika. W Bayernie wiedzą doskonale, jak wykorzystać atuty „Lewego”, a my z tego nie wyciągamy żadnych wniosków. Przecież ten wariant nie sprawdza się od lat, czy inni tego nie widzą?

Nasi antagoniści mogą sięgnąć po argument, że przecież Lewandowski strzelił w drużynie narodowej ponad 70 goli…

Janusz BIAŁEK: – A nie uważa pan, że mógłby o wiele więcej, gdyby był ustawiany jak w drużynach klubowych? Niestety, tego się już nigdy nie dowiemy.

Fot. Lukasz Laskowski / PressFocus

Nie uważa pan, że były prezes PZPN-u Zbigniew Boniek zagalopował się twierdząc, że Piotr Zieliński jest lepszym piłkarzem niż „dyspozytor mocy” Belgów, Kevin de Bruyne? Moim zdaniem gwiazdor Manchesteru City to piłkarz co najmniej o klasę lepszy niż pomocnik Napoli.

Janusz BIAŁEK: – Wypowiedź byłego prezesa PZPN-u jest trochę nieszczęśliwa. Piotrek Zieliński debiutował u mnie w reprezentacji Polski juniorów. Prowadziłem go przez trzy lata, więc mogę coś powiedzieć na jego temat. Na turnieju w La Mandze pokonaliśmy reprezentację Danii, która wtedy w tej kategorii wiekowej nie miała sobie równych. Piotrek nie tylko strzelił im bramkę, ale chyba nawet został najlepszym zawodnikiem turnieju. Mam o nim jak najlepsze zdanie, problem w tym, że od lat nikt nie ma pomysłu, jak go „zagospodarować”. U mnie w reprezentacji miał z przodu Arka Milika, a teraz jest rzucany na różne pozycje. W Napoli raz gra na półlewej pomocy, raz na półprawej, ale nie samo ustawienie jest najważniejsze. To bez znaczenia, czy będzie grał na „8”, czy na „10”, używając dzisiejszej nomenklatury. Bardzo ważna, o ile nie najważniejsza, jest rola jego „współpracowników” na boisku, czyli tych piłkarzy, których ma obok siebie. Gdybym miał w detalach miał opowiadać, jak – moim zdaniem – trzeba wykorzystać potencjał Zielińskiego, wyszłaby z tego rozprawka, albo nawet książka. Wracając zaś do Zbyszka Bońka – ja nie odważyłbym się na takie słowa. Moim zdaniem Piotrek Zieliński niewiele ustępuje Kevinowi De Bruyne, ale powstaje pytanie, czy my, trenerzy – nie tylko polscy – potrafimy wykorzystać jego potencjał? W tej chwili przypomina to sytuację, że idziemy do dentysty i każemy sobie wyrwać zdrowe zęby.

Jakie są pańskie prognozy przed sobotnią konfrontacją z reprezentacją Holandii w Rotterdamie? Mamy jakiekolwiek szanse nawiązania walki z „pomarańczowymi”?

Janusz BIAŁEK: – Nie spodziewam się powtórki z rozrywki, czyli klęski takiej, jak z Belgami. Po dotkliwym laniu potrafimy się podnieść, lecz absolutnie nie wolno nam mówić, że jedziemy do Holandii po zwycięstwo. Przede wszystkim od naszych reprezentantów oczekuję innej postawy niż w środę, bo my, kibice, czujemy się tak samo zlani jak piłkarze. W końcu wszyscy nasi reprezentanci grają w klubach zagranicznych, to nie jest przypadek. Mamy dobrych piłkarzy, z których jednak nie potrafimy zrobić dobrego zespołu. Nasi piłkarze mają jednak papiery, by grać przynajmniej z czołowymi drużynami jak równy z równym. A wtedy wynik jest sprawą otwartą. Z Belgią – biorąc pod uwagę wymianę podań – nie graliśmy, to była przepaść, zaś strzały na bramkę to były dwa światy.


Na zdjęciu: Gest Nikoli Zalewskiego po meczu z Belgią mówi wszystko. Nic, tylko siąść i płakać.
Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus