Jarosław Kaszowski: Być w Piaście do końca życia

2 z 2Poprzedni
Użyj strzałek ← → do nawigacji

Trenerzy…

Którzy zapadli mi najbardziej w pamięci? Na pewno Kazimierz Gontarewicz – pierwszy trener. On rozpędził tę maszynę, a potem przejął nas Wacław Cholewa. To był niesamowity człowiek. Kiedy pojechaliśmy na obóz do Szczyrku, myśleliśmy, że jedziemy biegać po górach. Gdzie tam! Biegaliśmy po ulicach, między samochodami, bo wyżej ślisko! Ale kiedy weszliśmy w prawdziwe góry, to mieliśmy za zadanie wnosić tam.. piłki lekarskie! Ledwo łapaliśmy równowagę, bo wszędzie był lód. Wspominam go z sentymentem. Człowiek starej daty, ale niesamowity szczególarz. Miał ksywkę „Papapa” – bo zawsze tak tłumaczył, jak szybko ma chodzić piłka.
Krzysztof Zagórski z kolei wykręcił taki numer, że pamiętam to do dziś. Kilka razy informowałem go, że będę świadkiem na ślubie brata. Zbywał mnie mówiąc: „Później, później.” Ale kiedy już nie było czasu na „później” oświadczył, że nie wyobraża sobie, żeby mnie zabrakło. Na szybko trzeba było szukać świadka. W Myszkowie wszedłem na boisko w 88. minucie…
Jacek Zieliński. Fantastyczny, życiowy facet. W zimie mówił: „Kasza, jeszcze jesteś zaśnieżony?”. W lecie pytał, czy jeszcze jestem w lesie. Z czasem przyzwyczaił się do tego, że trochę później wchodzę na wysokie obroty. Wiedział kiedy przyostrzyć, wiedział, kiedy odpuścić. Nawet gdy nas opieprzał, nikt nie powiedział na niego złego słowa.
Bogusław Pietrzak nastawił się na przygotowanie siłowe. Z kolei Piotr Mandrysz, który go zastąpił, po prostu rzucił nam piłkę i nauczył wykorzystywać stałe fragmenty gry. Połączenie jednego z drugim dało piorunujący efekt. Awansowaliśmy do ekstraklasy w dniu moich trzydziestych urodzin. Wygraliśmy 1:0 w Warszawie przy Konwiktorskiej.
No i Marcin Brosz. Jego treningi wiele mi dały. Nawet jako już niemłody piłkarz podciągnąłem się taktycznie. Uważam go za świetnego fachowca, choć nie wszystko co robił potrafiłem zrozumieć.

Ikona…

Nigdy nie lubiłem górnolotnych określeń. Jak trybuny skandują twoje nazwisko a kibice mają do ciebie szacunek, to wartość tego jest nie do przecenienia. To jest najlepszy miernik, jak oceniana jest twoja praca. Grasz dla kibiców, oni przychodzą na mecze, kupują bilety i zrzucają się na twoją pensję.
Z drugiej strony, od kilku lat prowadzę swoją akademię i po początkowym dystansie między rodzicami i ich dziećmi, teraz zżyliśmy się na tyle, że ta cała aura wyjątkowości, gdzieś uleciała i szczerze mówiąc cieszę się z tego. Nie wyobrażam siebie, że jako siedemdziesięcioletni dziadek idę na środek boiska kopnąć piłkę na rozpoczęcie jakiegoś jubileuszowego meczu. Ale chciałbym być w tym klubie do końca życia. Takie jest moje marzenie.

Wysłuchał Adam Drygalski

 

 

2 z 2Poprzedni
Użyj strzałek ← → do nawigacji