Jarosław Skrobacz: Latem dokonaliśmy rewelacyjnych transferów

W poprzednim sezonie bardzo wysoko zawiesił pan sobie poprzeczkę, zajmując z drużyną piąte miejsce. Celem na ten sezon jest (było) wyższe miejsce niż przed rokiem?

Jarosław SKROBACZ: – Nie mamy założonego konkretnego miejsca na koniec rozgrywek. Na wynik z poprzedniego sezonu musimy spojrzeć przez pryzmat naszych możliwości. Pragnę zauważyć, że wówczas różnicy były minimalne, jeden-dwa punkty. Zamiast na 5. miejscu równie dobrze mogliśmy znaleźć się na dziewiątym i co wtedy? Po prostu ta różnica między drużynami była bardzo nikła. Zmiana regulaminu i wprowadzenie baraży daje szansę walki o awans z niższych miejsc, ale jest to tylko urozmaicenie rozgrywek. Gdyby ten regulamin obowiązywał w poprzednim sezonie, gralibyśmy w barażach, więc teraz kibice pewnie oczekują skopiowania tego wyniku i mówi się o miejscu w szóstce. Latem dokonaliśmy – jak na nasze możliwości – rewelacyjnych transferów, ale pozyskanie Norkowskiego, Bojdysa, Pawełka, Liszki nie oznacza, że będziemy w pierwszej lidze rządzić i dzielić. Po prostu podejmujemy rozsądne działania i nie wpychamy się w kominy płacowe.

Dysponuje pan lepszym zespołem niż w poprzednim sezonie?

Jarosław SKROBACZ: – Myślę, że tak. Wystarczy spojrzeć, w jakich klubach grają zawodnicy, których z nami już nie ma. Nie zawsze w nowych zespołach odgrywają wiodące role. Znamienne, że żaden z nich nie gra w I lidze. Wprawdzie Maciek Spychała odszedł do Wisły Płock, ale ani razu nie zagrał w ekstraklasie. Na wielu pozycjach rywalizacja jest bardziej zacięta. Straciliśmy wydawało się „żelaznych” stoperów, czyli Adama Wolniewicza i Kamila Szymurę, ale zastępujący ich Bartosz Jaroszek i Michał Bojdys zrobili postępy, chociaż początkowo te wymuszone zmiany były dla nas dyskomfortem, bo na tych pozycjach zbyt częste zmiany nie są wskazane. Kuba Wróbel też poszedł wyraźnie w górę. Niestety, niektórzy zawodnicy stanęli w miejscu, co było widać w końcówce rundy jesiennej.

Czasami zbyt pewni siebie

Z którego z nowych piłkarzy jest pan najbardziej zadowolony?

Jarosław SKROBACZ: – To widać po grze, czyli ilości minut, jakie nowo pozyskani piłkarze spędzili na boisku. Norkowski, Bojdys, Pawełek, Liszka raczej nas nie zawiedli. Powiem więcej – mieliśmy wobec nich pewne oczekiwania, ale oni grali grali o wiele lepiej niż się spodziewaliśmy.

Najlepszy mecz pańskiej drużyny w rundzie jesiennej?

Jarosław SKROBACZ: – Takich spotkań, z których byliśmy zadowoleni, było co najmniej kilka. Oczywiście oprócz bardzo dobrych spotkań były słabsze, lecz nie lamentuję z tego powodu. Najlepszy mecz? Moim zdaniem 80 minut pojedynku z Miedzią Legnica. Gdyby nie ułamki z końcowych 10 minut, to powinniśmy to spotkanie wygrać 4:0. O tę końcówkę, zwłaszcza o brak należytej koncentracji, do tej pory mamy pretensje do siebie. Zmarnowaliśmy sytuacje, w których sztuką było nie trafić piłką do bramki. Wiadomo, jakim Miedź dysponuje potencjałem, a my przez 80 minut dosłownie nie pozwoliliśmy jej na nic.

Występ, po którym pan się wstydził za zespół?

Jarosław SKROBACZ: – Są dwa takie mecze. Pierwszy z Chojniczanką, do którego podeszliśmy bardzo źle jako zespół. Bardzo szybko wyszliśmy na prowadzenie, zdobywając bramkę już w 3. minucie. Naszą nonszalancję spotęgowała czerwona kartka dla piłkarza przeciwnika i szybko zostaliśmy skarceni. Jeżeli za bardzo chce się „gwiazdorzyć”, to potem tak to się kończy. Byliśmy zbyt pewni siebie, przekonani o własnej wielkości, ale w naszej grze brakowało jakości. Drugim spotkaniem, które odbija mi się czkawką, jest mecz ze Stalą Mielec. Przegraliśmy wskutek indywidualnych zachowań poszczególnych zawodników, szczególnie w ofensywie. Popełnialiśmy błędy w ustawieniu po stracie piłki, fatalne były nasze reakcje na boiskowe sytuacje.

Zabrakło świeżości i jakości

Czego zabrakło na finiszu rundy jesiennej, by wygrać przynajmniej ze dwa mecze?

Jarosław SKROBACZ: – Do meczu z Tychami byliśmy w dobrej dyspozycji, o meczu z Miedzią już mówiłem, z Niecieczą Daniel Liszka nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem, bo ten szczęśliwie odbił piłkę. To wszystko odbijało się czkawką i bolało. Mimo wszystko dało o sobie znać zmęczenie, zaś w meczu ze Stomilem Olsztyn zadziałały – powiedzmy – „siły nadprzyrodzone”. Mówiąc o zmęczeniu mam na myśli fakt, że my musieliśmy rozgrywać mecze co trzy dni, a Stomil miał tydzień na regenerację i przygotowanie się do pojedynku z nami. To nie są równe szanse. Z tego powodu w ostatnich meczach brakowało nam świeżości i to miało przełożenie na jakość.

Dlaczego w ostatnich meczach nie dokonał pan zmian w wyjściowej jedenastce? Niektórym piłkarzom przydałaby się odpoczynek…

Jarosław SKROBACZ: – Weźmy dwa ostatnie spotkania u siebie, z Puszczą Niepołomice i ze Stomilem Olsztyn. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że częściej będziemy w ataku pozycyjnym i musimy dłużej utrzymywać się przy piłce. Musieliśmy zatem korzystać z piłkarzy, którzy lepiej czują się w tym sposobie grania. Dodam, że mieliśmy jeszcze „w nogach” 120 minut pucharowego meczu z Miedzią Legnica. Powiem szczerze – myśleliśmy, że zawodnicy z ławki pomogą nam w większym stopniu, lecz zawiedliśmy się.

Młodzi piłkarze, tacy jak Łukasz Gajda, Przemysław Pastuszak, czy Dawid Chochulski robią postępy, czy stoją w miejscu? Może powinniście ich wypożyczyć do innych zespołów, by grali regularnie przeciwko seniorom.

Jarosław SKROBACZ: – Mówiłem już latem, że ci chłopcy – z wyjątkiem Łukasza Gajdy – powinni zostać wypożyczeni do innych klubów, żeby mogli się sprawdzić. Może to być klub IV-ligowy, a nawet występujący w lidze okręgowej. Po prostu muszą zmierzyć się z seniorami. Jeżeli tam graliby regularnie, byli podstawowymi zawodnikami, wówczas moglibyśmy wiązać z nimi jakieś nadzieje. Natomiast występy w lidze juniorów, a przypomnę, że nie jest to Centralna Liga Juniorów, nie służą ich rozwojowi.

Bramkarz do „asekuracji”

W październiku pozyskaliście bramkarza Leonida Otczenaszenkę. Wiosną ma realne szanse zastąpić między słupkami Mariusza Pawełka lub Grzegorza Drazika, czy to taki transfer na „wszelki wypadek”?

Jarosław SKROBACZ: – Mamy jeszcze w kadrze Mateusza Kurzanowskiego, ale do rzeczy. Pozyskanie „Leona” nie jest przypadkowe, bo nie możemy zostać tylko z dwoma bramkarzami prezentującymi odpowiedni poziom. Zdarzył już się mecz, gdy nasz rezerwowy bramkarz siedział na ławce ze złamanym palcem i blokadą. Nie chcemy dopuścić już do takiej sytuacji. Otczenaszenko w poprzednim sezonie rozegrał w Stali Rzeszów 30 meczów w III lidze (dokładnie 32 – przyp. BN) i przyczynił się do awansu tej drużyny do II ligi. Ma szansę udowodnienia swojej wartości, a pozyskaliśmy go naprawdę za skromniutkie pieniądze.

Jest pan zdecydowany na pozyskanie Mateusza Słodowego z IV-ligowej Odry Wodzisław Śląski?

Jarosław SKROBACZ: – Rozmawiałem z Mateuszem i zaprosiłem go na nasze treningi po Nowym Roku. Wyraził chęć treningów z nami, ale do jego transferu jest jeszcze bardzo daleka droga. Nie zapominajmy, że ma ważny kontrakt z Odrą do 30 czerwca przyszłego roku. Znam go bardzo długo, to zawodnik, który może grać na prawej obronie lub prawej pomocy. Jest dla nas fajną opcją, bo jest piłkarzem doświadczonym, ogranym, z potencjałem. Na pewno zacznie z nami przygotowania do rundy wiosennej.

Zimowe poszukiwania

Na jakie pozycje będzie pan poszukiwał zawodników w zimowym okienku transferowym?

Jarosław SKROBACZ: – Szukamy skrajnego obrońcy, na prawą lub lewą stronę. Ponadto poszukujemy piłkarza, który grałby na pozycji wysuniętego napastnika. To są dwie pozycje, na których się skupiamy.

Środkowi obrońcy pana nie interesują?

Jarosław SKROBACZ: – Tego nie powiedziałem. Rozważamy wszystkie „za” i przeciw”. Adam Wolniewicz nie będzie gotowy na początek rundy wiosennej, ale pod koniec lutego będzie wchodził w normalny trening. Być może skrócimy wypożyczenie Kacpra Kawuli do Bytovii i ściągniemy go już zimą. Jeżeli trafi się nam jakiś ekstra piłkarz na bok pomocy lub do środka, to też nim nie pogardzimy. Zresztą w przypadku tzw. złotego strzału pozycja będzie sprawą drugorzędną, ważna jest jakość.

Na zdjęciu: Trener GKS-u 1962 Jastrzębie Jarosław Skrobacz może być zadowolony z dokonań swojej drużyny, chociaż dorobek punktowy powinien być ciut większy.