Jaroszewski: Nie trzeba się nad nami litować

Wokół beniaminka z Kresowej narosło w ostatnim czasie wiele złych emocji i intrygujących spekulacji. To efekt głównie niskiego miejsca w tabeli, choć nie tylko. Dobry moment na serię pytań do sternika klubu…

Łukasz ŻUREK: Spróbujmy zacząć sensacyjnie. Ile razy Zagłębie zostało w tym sezonie „okradzione”?

Marcin JAROSZEWSKI: – „Okradzione”? Rozumiem, że kontynuujemy tweeta prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego i echa wpisu o tym, żeby wycofać drużynę, bo i tak chce się naszego spadku?

Fot. Michał Chwieduk/400mm

Tak. Gdzieś tam między wierszami przemykają grabieżcy. Tweet prezydenta to tylko efekt frustracji? Czy może trafiona w punkt reakcja na formalnie zakamuflowaną krzywdę wymierzoną w Zagłębie?

Marcin JAROSZEWSKI: – Najlepiej byłoby zadać to pytanie prezydentowi. Nie wygląda na osobę sfrustrowaną. Reprezentuje miasto, którego rada decyduje o przekazywaniu środków na swoją spółkę, planuje budować stadion. Przez ostatnie lata, od II ligi do ekstraklasy, prezydent jest z klubem także jako kibic i czuje się odpowiedzialny za cały projekt. Widzi, ile pracy trzeba było wykonać, ile przeżyć emocji, by znaleźć się w miejscu, w którym jesteśmy i szlag go trafia, gdy ktoś to wszystko niweczy niezrozumiałą decyzją. Inna rzecz, że doskonale zdaje sobie sprawę, iż sedno naszego problemu tkwi gdzie indziej. Uznał jednak, że mały budżet i słabszy poziom sportowy nie upoważnia nikogo do wypaczania rywalizacji sportowej. Tak to czuł i tak napisał, mając pewnie gdzieś z tyłu głowy te dziewięć rzutów karnych przeciwko nam i „cały ten VAR”

W porządku. Nie obawiacie się jednak, że teraz w niekontrolowany sposób wytworzy się coś na kształt samospełniającego się proroctwa? Na prostej zasadzie – skoro czują się ciemiężeni, to nie będziemy ich wyprowadzać z błędu…

Marcin JAROSZEWSKI: – Kto powiedział, że czujemy się ciemiężeni? Akurat w sytuacji, po której w Szczecinie padł gol dla Pogoni, trzeba było mieć mnóstwo złej woli, żeby nie widzieć spalonego. Nie widzieć faulu na linii pola karnego na Pawłowskim albo pokazać kartkę Mrazowi. Tyle że tak moglibyśmy „przepłakać” każdy mecz. Sześć lat jestem prezesem i nigdy na temat sędziów się nie wypowiadałem. Zawsze daję im prawo do pomyłki, taka praca. Ale jeśli jest system VAR, to wymagamy więcej. Stąd „afera”. Bardziej mnie martwi coś innego…

Co takiego?

Marcin JAROSZEWSKI: – Trzy lata z rzędu do półfinału Pucharu Polski awansowały drużyny z I ligi. Błękitni Stargard Szczeciński, potem Zagłębie Sosnowiec i Wigry Suwałki. Wszystkie trzy odpadły, za każdym razem mając, zupełnie słusznie, ogromne pretensje do sędziów Gila, Frankowskiego i Mycia – o ile dobrze pamiętam. Przed naszymi półfinałowymi meczami z Lechem znajomy działacz PZPN zapytał żartobliwie: „Marcin, mamy was wpuścić do tego finału? Ilu kibiców przyjedzie na Narodowy?”. Jakoś do dziś o tym czasem myślę. Przypadek, nie przypadek… Ale płaczą wszyscy, więc jak raz na pięć lat ostatecznie wyprowadzili nas z równowagi, to i tak nieźle. Zresztą wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby mecze odbywały bez sędziów…

Nasuwa się jednak pytanie, czy komuś może dzisiaj przeszkadzać klub z Sosnowca w krajowej elicie…

Marcin JAROSZEWSKI: – Myślę, że nikomu. Co wolno prezydentowi miasta, prezesowi klubu już nie przystoi. Nie mam Twittera itd., nie mam potrzeby komentowania życia na bieżąco. Wściekam się w samotności, żeby ludzie nie mieli mnie za wariata. Jeśli jako prezes uznam, że winny naszemu miejscu w tabeli jest pech, VAR czy inne okoliczności towarzyszące, to możemy się pakować. Po prostu gorzej gramy w piłkę. Potrafimy lepiej, ale jakoś nie możemy tego pokazać i ustabilizować formy. To nasz największy problem.

Wróćmy jeszcze na moment do prezydenckiego tweeta. Błyskawicznie odpowiedział na niego prezes PZPN Zbigniew Boniek…

Marcin JAROSZEWSKI: – Nie będę się wpisywał w dyskusję nie na swojej półce. Kiedyś prezes Boniek zadzwonił do mnie po meczu I ligi, Zagłębie – Chojniczanka, który sędziował Daniel Stefański. Arbiter powtórzył w końcówce karnego dla Chojnic, choć Kuba Szumski wytrzymał na linii i obronił. Drugiego strzału – już nie. Zremisowaliśmy 1:1. Do awansu w tamtym sezonie zabrakło nam punktu. Zbigniew Boniek powiedział, że widział, przeprasza i już. Tylko tyle i aż tyle. Sędzia zrobił to, co zrobił – nie dlatego że jest słaby, bo to fachowiec, tylko dlatego, że chciał. VAR-u nie było. Co do prezesa Bońka – trzeba na niego patrzeć przez pryzmat całokształtu pracy. Mam na myśli wprowadzane reformy, projekty, których beneficjentem jest także Zagłębie i potrafiło je wykorzystać. Między innymi dlatego jesteśmy w wymarzonej ekstraklasie. Prezydent Chęciński zwrócił uwagę na niepokojącą go tendencję, jeśli chodzi o interpretację VAR-u. Zapewniam, że nikt w Sosnowcu nie myśli, że Boniek w zaciszu domowym knuje przeciwko Zagłębiu (śmiech).

To może warto skrobnąć coś do szefa sędziów, Zbigniewa Przesmyckiego?

Marcin JAROSZEWSKI: – Myślę, że nie warto. Kiedyś byłem świadkiem, jak próbę poskarżenia się podjął jeden z klubowych prezesów. Przypominało to scenę ze „Sztosu 2”, kiedy Borys Szyc macha kartami przed Bogusławem Lindą, a ten jest nafaszerowany ciastkami z marihuaną i grzybkami halucynogennymi. Zrobili z faceta wariata. Tak więc list to nie jest dobry pomysł (śmiech).

Jeśli mielibyśmy pogadać o aspektach wyłącznie sportowych, to trzeba postawić sprawę uczciwie: przy Kresowej nie ma dzisiaj zespołu, który by do szczebla ekstraklasowego przystawał…

Marcin JAROSZEWSKI: – Za mocno powiedziane. Ale to przede wszystkim właśnie na sportowych aspektach musimy się skupić. Drogą pracy – zarówno na boisku, jak i w gabinetach.

A propos pracy – podobno ostatnio złożył pan rezygnację. Prawda czy fałsz?

Marcin JAROSZEWSKI: – Po prostu rozmawialiśmy z prezydentem miasta o przyszłości klubu. Zasugerowałem, że na tym poziomie stery powinien przejąć ktoś, za kim stoi kapitał, biznes. Bardziej ekonomista-prawnik, ktoś zdolny przyciągnąć inwestorów. To nie jest praca na całe życie. Koszt emocjonalny jest zbyt duży. Zagłębie jest na sprzedaż. Wierzymy, że do niej dojdzie, bo to stabilny klub. Latem dostałem absolutorium, kontrakt na trzy lata. Gdy jednak pojawi się ktoś, kto zagwarantuje klubowi skok na wyższy poziom funkcjonowania, na pewno ustąpię.

Nowy właściciel może sobie zażyczyć przemodelowania polityki transferowej klubu…

Marcin JAROSZEWSKI: – Polityka transferowa zawsze będzie komentowana. Przez lata się sprawdzała, w ekstraklasie poszukaliśmy kompromisu finansowego i teraz… mamy czkawkę. Poza tym za dużo było analogii do przygody Górnika Zabrze po awansie. To w jakiś sposób zamazało obraz. Dziś płacimy za to razem. Oni mieli wtedy Kurzawę, stałe fragmenty i Angulo, którego w ekstraklasie nikt nie znał. Nie ukrywam – po awansie popełniłem wiele błędów. Zabrakło mi szacunku do ekstraklasy i doświadczenia na tym poziomie.

Na litanię grzechów przyjdzie jeszcze czas. Teraz kibiców Zagłębia bardziej interesuje, w jakim stopniu – wskutek obecnego miejsca w tabeli i niemałej straty do bezpiecznej lokaty – komplikują się zimowe plany transferowe.

Marcin JAROSZEWSKI: – Wierzę, że w stopniu niewielkim. Na razie nikt nam nie powiedział „nie”. Ale po dwóch najbliższych meczach to się może zmienić…

Na koniec pytanie najwyżej punktowane. Dlaczego Zagłębie Sosnowiec nie spadnie w tym sezonie z ekstraklasy?

Marcin JAROSZEWSKI: – Bo potrafi wychodzić z opresji i ma wieloletnie doświadczenie w pokonywaniu przeciwności losu. Ma wspaniałych kibiców. Bo jest prawdziwym klubem z atmosferą, który był degradowany, karany, ale ciągle walczy. Zawsze wstaje z kolan. I to się nie zmieni. Co będzie, jak spadniemy? To znowu awansujemy. Nie trzeba się nad nami litować. Damy sobie radę. „Jeszcze Zagłębie nie zginęło, póki my żyjemy!”.

 

Na zdjęciu: Piłkarze Zagłębia Sosnowiec w tej rundzie zawodzą.