Jastrzębski: Dudek za krótko pracuje przy Bukowej, żeby wyciągać wnioski

Dariusz LEŚNIKOWSKI: „Musimy odbudować formę fizyczną. Najlepszy do tego byłby solidny okres przygotowawczy” – powiedział trener Dariusz Dudek po niedawnym meczu ligowym GieKSy z Wartą. I co pan na to?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Myślę, że pan Dariusz Dudek za krótko pracuje przy Bukowej, żeby wyciągać takie wnioski. W Katowicach pracowaliśmy sprawdzonym systemem, z którego również dziś korzysta wiele zespołów. Ot, choćby Bytovia, z którą GKS zagra w weekend. Oczywiście praca w GieKSie nie była wierną kopią tego, co robiliśmy z trenerem Jackiem Paszulewiczem w Grudziądzu; schemat pracy nad motoryką dostosowany był do specyfiki drużyny i zawodników katowickich.

Skoro nie zawodzi przygotowanie motoryczne, to czemu GKS ma tak bardzo „pod górkę”?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Przygotowanie nie zawodzi; służę konkretnymi wynikami badań. Przygotowuję drużyny od 25 lat, pracowałem m.in. z reprezentacją, z wieloma ekipami klubowymi – nie ma możliwości, żeby zawodnicy, z którymi pracuję, nie byli „nabiegani”. A to, że popełniają błędy, wynika z zestawienia zespołu. To nie są źli piłkarze, każdy z nich ma duży potencjał, ale… na razie nie potrafią ze sobą grać. Trzykrotnie w przeszłości zdarzyło mi się pracować z drużyną, która została źle skompletowana. Zawodnicy „nie widzieli się” wzajemnie na boisku, mentalnie do siebie nie pasowali. A to strasznie ważne – i mówię to jako były piłkarz ręczny.

Przecież sztab szkoleniowy miał wpływ na owo kompletowanie składu, prawda?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Owszem, ale odbywało się to z udziałem wielu osób w klubie. Mniejsza wszak o to – powiem o metodzie doboru. Kontraktując piłkarza, bierze się pod uwagę zawsze dwie sprawy: przygotowanie fizyczne oraz umiejętności technicze. My – nie lekceważąc drugiego czynnika – w pierwszej kolejności ocenialiśmy jego „nabieganie”. I pod tym względem – powtórzę – trudno komuś coś zarzucić.

Natomiast o efekcie końcowym na murawie decyduje zespół czynników: poza przygotowaniem fizycznym, również wspomniane umiejętności, a także więź zawodników – ta czysto boiskowa. Ja zaś – prawdę mówiąc – już na początku rundy, po paru meczach, mówiłem trenerowi Paszulewiczowi, że widzę problem w tej dziedzinie. On był dostrzegalny również w gierkach treningowych. Nie sposób piłkarzom odmówić chęci; walczyli, ale w tych grach nie było płynności.

Jest jakieś lekarstwo na taki – poważny! – mankament?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Czas. Powtarzałem u progu sezonu, że nie można spodziewać się wyników po półtora miesiąca pracy, a z jej podsumowaniem trzeba poczekać do końca rundy. Przy tak wielkiej skali rewolucji niezbędne są trzy-cztery miesiące, by drużynę scalić fizycznie i taktycznie. Więc poczekałbym, aż zawodnicy nauczą się współpracy. Powtórzenie 1000 razy konkretnych schematów musi poskutkować ich opanowaniem przez drużynę i każdego z osobna. Zresztą miałem wrażenie, że to w pewnym momencie – w końcówce pracy Jacka Paszulewicza – zaczynało się już dziać. Coś się ruszyło; stwarzało nadzieję na to, że zespół „zapali”. Ale wtedy przyszło rozstanie.

Można zrozumieć działaczy i ich niecierpliwość w czekaniu na owo „zapalenie”?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Szanuję pana profesora Filipiaka za to, że potrafił „trzymać ciśnienie”, że zaufał trenerowi. Myślę, że zbierze tego owoce. A ja – obserwując polską rzeczywistość – że licencje UEFA Pro powinny być obowiązkowe nie tylko dla trenerów, ale i… dla działaczy. Że takie kursy powinien przechodzić i prezes, i dyrektor sportowy w klubie ligowym. Być może wtedy zrozumienie dla pewnych mechanizmów byłoby większe.

W Katowicach jednak stało się, jak się stało – Jacka Paszulewicza nie ma, jest Dariusz Dudek. I jest – obserwowane z trybun na tle rywala – spóźnienie piłkarzy GieKSy do każdej piłki. Jeżeli nie ze złego przygotowania fizycznego, to z czego się ono bierze?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Oczywiście najłatwiej powiedzieć w takich sytuacjach: „Zawodnikowi brakuje szybkości, siły eksplozywnej, bo jest źle przygotowany”. A ja podobne symptomy widziałem całkiem niedawno – w mundialowym meczu Polaków z Senegalem. I nie wynikało to – moim zdaniem – z kwestii fizycznych. Brało się z… ustawienia drużyny na boisku: nie było w niej dyrygenta, nie wychodziła gra taktyczna, a wszystko w komplecie dawało efekt w postaci spóźnionych reakcji. To po pierwsze.

Po drugie – zmieniono w Katowicach nie tylko trenera, ale i koncepcję pracy motorycznej. Kiedy rozstawano się z Jackiem Paszulewiczem, sugerowałem działaczom, że przynajmniej pod tym względem trzeba kontynuowac dotychczasową robotę. Jacek powiedział nawet „tak” dla mojej dalszej pracy przy Bukowej – zapytałem go o to, bo do tej pory zawsze byliśmy lojalni wobec siebie – ale w klubie powiedziano „nie”.

Zatrudniono przedstawiciela AWF w Katowicach, więc mogę się domyślać, że w tej chwili pracuje się w GieKSie w oparciu o szkołę doktora Jerzego Wielkoszyńskiego, stawiającą w przygotowaniu motorycznym na zupełnie odmienne elementy. A trener Dudek, który miał okazję uczestniczyć również w moich zajęciach podczas kursów UEFA Pro, z pewnością wie, że taka zmiana systemu przygotowań musi spowodować zachwianie – albo wręcz tąpnięcie – w dyspozycji fizycznej zespołu.

Sam pan przypomniał na wstępie, że GieKSa zagra teraz z Bytovią, pracującą wedle pańskich wzorców i sugestii. Co się zdarzy w sobotę?

Zbigniew JASTRZĘBSKI: – Oczywiście nie wiem. Wiem natomiast, że w Bytovii potencjał piłkarski jest mniejszy, niż w Katowicach. To, że sklejona na szybko – w oparciu o intuicję trenera Adriana Stawskiego – drużyna jest w czubie tabeli, wynika po prostu z lepszego jej doboru personalnego.

 

Na zdjęciu: Zbigniew Jastrzębski wciąż zastanawia się, jakie są prawdziwe przyczyny obecnej słabości GieKSiarzy.