O podium na koniec roku

Od prawie trzech lat zespół Jastrzębskiego Węgla nie przegrał meczu z Cerradem Czarnymi Radom. Po raz ostatni musiał uznać wyższość tego rywala 6 kwietnia 2016 roku, w starciu PlusLigi. „Wojskowi” wygrali wówczas u siebie 3:0, a później oba zespoły mierzyły się sześciokrotnie. Pięć razy w lidze i raz w Pucharze Polski. Za każdym razem górą byli jastrzębianie, którzy w meczach tych stracili jedynie dwa sety. Po raz ostatni obie ekipy mierzyły się na inaugurację bieżących rozgrywek. Był to w ogóle pierwszy mecz tego sezonu w lidze mistrzów świata. Wzmocnieni radomianie liczyli na to, że w końcu uda im się pokonać „Pomarańczowych”, ale się przeliczyli. I to zdecydowanie. Tylko w jednym z setów udało im się przekroczyć barierę 20 punktów. Zespół prowadzony wówczas przez Ferinando De Giorgiego wygrał w Radomiu pewnie, 3:0.

Różne potrzeby rewanżu

Co ciekawe pięć dni później Cerrad Czarni odniósł pierwsze zwycięstwo w sezonie. Niemal tak samo pewnie pokonał na wyjeździe Indykpol AZS Olsztyn, prowadzony przez… Roberto Santillego, obecnego szkoleniowca JW. Tak się składa, że włoski trener ma na początku swojej pracy w Jastrzębiu-Zdroju same okazje do rewanżów. Poprzednią wykorzystał, bo jego nowy zespół odkuł się GKS-owi Katowice za porażkę… Indykpolu. Pomijając już olsztyński watek dodajmy, że po porażce z Jastrzębiem Cerrad Czarni zanotowali imponującą serię sześciu kolejnych zwycięstw do zera. Później przegrali ze Stocznią Szczecin, ale wynik ten już się nie liczy, a następnie – znów w trzech setach – uporali się z MKS-em Będzin.

Dzięki znakomitej passie podopieczni trenera Roberta Prygla, byłego zresztą siatkarza Jastrzębskiego Węgla, są wysoko w tabeli PlusLigi, mimo iż trzy z czterech ostatnich spotkań przegrali. Warte uwagi w bilansie radomian są dwa elementy. Zespół przegrał w pierwszej rundzie cztery mecze, wszystkie z drużynami tzw. wielkiej czwórki, czyli JW, Skrą Bełchatów, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Asseco Resovią, ale udało mu się pokonać ONICO Warszawa, czyli aktualnie drugą siłę naszej ligi. – Do Jastrzębia jedziemy pełni nadziei. Znamy wartość tego zespołu, ale wiemy, że i nas stać na wiele. Pokazaliśmy w tym sezonie, że umiejętności nam nie brakuje. Nie ma co zbytnio oglądać się na pierwszy mecz, bo to był początek ligi. Liczę jednak na rewanż – powiedział w rozmowie z klubowymi mediami Michał Ostrowski, przyjmujący Cerradu Czarnych.

Potencjał tkwi

W ligowej tabeli radomianie zajmują czwartą lokatę i do wyprzedzających ich jastrzębian tracą punkt. Stawką dzisiejszego spotkania jest zatem to, który z zespołów zakończy rok 2018 na podium klasyfikacji. W Jastrzębiu-Zdroju doskonale zdają sobie sprawę z tego, że drużynie przyjdzie mierzyć się z wymagającym rywalem. – Radom jest rewelacją PlusLigi, ale my gramy coraz lepiej – mówi Jakub Popiwczak z Jastrzębskiego Węgla. – Ostatnio w naszym zespole było trochę zawirowań, ale czujemy się dobrze. Wygraliśmy mecz w Radomiu i teraz nie bierzemy pod uwagę innego scenariusza. Święta spędziliśmy w dobrych nastrojach po zwycięstwie nad Katowicami, dlatego po Nowym Roku też chcemy wrócić w jak najlepszych humorach – przekonuje libero „Pomarańczowych”.

Wspomniany mecz z GKS-em jastrzębianom wyszedł, co nie ulega najmniejszej wątpliwości. W grze podopiecznych trenera Santillego widać było sporo świeżości. Zespół pozwalał sobie na odrobinę szaleństwa, a najważniejsze było to, że potrafił trzymać rywala na dystans, a w newralgicznych momentach nie popełniał błędów. Gra JW nie falowała, jak to miało miejsce za czasów trenera De Giorgiego. – Nie daliśmy rywalowi szans, aby rozwinął skrzydła – mówił Roberto Santilli. W głowach jastrzębskich kibiców istnieje przekonanie graniczące z pewnością, że jeżeli drużyna będzie grać tak dalej, to wyniki przyjdą, bo w zespole tkwi potencjał, którego grzechem jest nie wykorzystywać.