Jastrzębski Węgiel. Robić swoje

Chwili wytchnienia nie mają siatkarze Jastrzębskiego Węgla. Ostatnią dłuższą przerwę mieli jastrzębianie po turnieju finałowym Pucharu Polski, po którym odpoczywali niecały tydzień.


Począwszy od 5 marca i meczu z GKS-em Katowice, „pomarańczowi” grają średnio co trzy dni. Co ciekawe żadnego meczu nie przegrali, a oczywiście najważniejszy był awans do półfinału Ligi Mistrzów. W Plus Lidze drużyna Andrei Gardiniego ma o co grać. Dwie niedawne wpadki ZAKSY Kędzierzyn-Koźle spowodowały, że Jastrzębski Węgiel ma realną szansę na to, by wygrać sezon zasadniczy. Do lidera traci bowiem zaledwie punkt, a przypomnijmy, że zagra z tym rywalem u siebie. To będzie zresztą jastrzębsko-kędzierzyński tryptyk, bo mecz ligowy przedzieli dwie konfrontacje obu zespołów LM. I wszystko to w ciągu zaledwie tygodnia!

Najpierw jednak, już dziś, jastrzębianie zmierzą się u siebie z Projektem Warszawa. Jedną z trzech drużyn, które w tym sezonie pokonały mistrzów Polski w lidze. Na początku sezonu „pomarańczowi” przegrali w stolicy 2:3. Wydawało się wówczas, że Projekt będzie w stanie nawiązać walkę z najlepszymi. Rzeczywistość okazała się jednak inna i dziś zespół Andrei Anastasiego walczy o co najwyżej piąte miejsce po fazie zasadniczej, a równie dobrze może zakończyć ją na pozycji ósmej. Jastrzębianie zdążyli już w tym sezonie się drużynie z Warszawy zrewanżować, bo rozbili ją w ćwierćfinale Pucharu Polski. Teraz, by pozostać w walce o pierwsze miejsce po fazie zasadniczej, potrzebują kolejnej wygranej, najlepiej za trzy punkty.

– Co roku przychodzi taki okres, że gramy często. Ja nie narzekam. Jesteśmy na to gotowi. Czasami zmęczenie jest większe, czasami mniejsze. Ale mamy szeroką ławkę i mam nadzieję, że trener będzie z niej korzystał. A my będziemy robić swoje. Dopisywać kolejne trzy punkty, bo mamy ku temu zarówno potencjał, jak i możliwości – powiedział Jakub Popiwczak, libero Jastrzębskiego Węgla.

Być może w dzisiejszym meczu w Jastrzębiu-Zdroju ponowny debiut w barwach warszawskiego zespołu zaliczy Artur Szalpuk. Przypomnijmy, że gracz ten wrócił do stołecznego klubu po tym, jak rozgrywki na Ukrainie – Polak był zawodnikiem klubu Epicentr-Podolany Horodok – zostały wstrzymane. Mistrz świata z 2018 roku był już w składzie zespołu podczas ostatniego meczu z Katowicami, ale nie pojawił się na parkiecie. Warto przypomnieć, że ojciec przyjmującego, Jarosław, przed laty występował w jastrzębskim klubie, z którym zdobył pierwszy, historyczny brązowy medal MP w 1991 roku.


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus