Jastrzębski Węgiel. Rollercoaster na przyjęciu

Bieżące rozgrywki miały być przełomowe. Wydawało się, że działacze zrobili wszystko, by odpowiednio zabezpieczyć pozycję przyjmującego. Przedłużyli umowę z Salvadorem Hidalgo Olivą, gwiazdą poprzednich sezonów, do zespołu doszli reprezentanci Francji, Julien Lyneel oraz Niemiec, Christian Fromm. Taki tercet gwarantował stabilność, bo nawet jeśli jeden z nich nagle wypadnie ze składu, następca gwarantował utrzymanie wysokiego poziomu.

Rozczarowany Kubańczyk

Szkopuł w tym, że jeden z nich musiał usiąść na ławce rezerwowych. Rywalizację przegrał Oliva. Kubańczyk z niemieckim paszportem źle się czuł w roli rezerwowego. I postawił szefów Jastrzębskiego Węgla pod ścianą. Poprosił o rozwiązanie kontraktu, bo zapragnął szukać szczęścia w Turcji. To był szok. Działacze na gwałt w trakcie rozgrywek, gdy rynek transferowy jest mocno przetrzebiony musieli szukać nowego przyjmującego. Ostatecznie udało im się ściągnąć z Francji Wojciecha Ferensa. 28-letni siatkarz debiut w barwach „pomarańczowych” ma już za sobą. Zagrał w minioną środę w ćwierćfinale Pucharu Polski, przeciwko BBTS-owi Bielsko-Biała.

Wszedł na parkiet pod koniec trzeciego seta, kiedy losy spotkania były rozstrzygnięte. W meczowym protokole zapisał się szczątkowo, bo zdobył tylko jeden punkt. Jeden atak skończył, jeden popsuł i odnotował 50-procentową skuteczność w przyjęciu. Niemniej jednak jego ligowe doświadczenie jest niemałe, a w drużynie trenera Roberto Santilliego będzie pełnił rolę pierwszego zmiennika dla żelaznej pary przyjmujących, którą tworzą Lyneel i Fromm.

Przedwczesny koniec kariery

Takie zawirowania w Jastrzębskim Węglu to nic nowego. Problemy z obsadą pozycji przyjmującego powili stają się bowiem tradycją. Zaczęło się przed trzema laty. W 2016 roku, kiedy klub podnosił się z kolan po problemach finansowo-organizacyjnych, ściągnięto do Jastrzębia-Zdroju Olivę i Scotta Touzinsky’ego. Pierwszy z nich był wielką niewiadomą, a został gwiazdą… jednego sezonu. Drugi miał na swoim koncie złoty medal igrzysk olimpijskich i jego marka była nie do podważenia. Sęk jednak w tym, że pełnego sezonu nie wytrzymał pod względem fizycznym.

– Scott był dla nas kluczową postacią. Szczególnie na początku sezonu, kiedy nie wszyscy wierzyli, że jesteśmy w stanie osiągnąć sukces – powiedział po zakończeniu rozgrywek 2016/17, w jednym z wywiadów Mark Lebedew, ówczesny szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla. Przypomnijmy, że „pomarańczowi” stanęli wówczas na najniższym stopniu podium, ale kiedy odbierali brązowe medale w rzeszowskiej hali Podpromie Amerykanina z nimi nie było. W połowie rozgrywek sezonu zasadniczego siatkarzowi rodem z St. Louis odnowiła się kontuzja kolana. Konieczna była operacja. 35-latek zdecydował się zakończyć karierę. Udał się do ojczyzny, przeszedł zabieg i obiecał, że przyjedzie do Polski, aby mentalnie wesprzeć zespół w walce w fazie play off. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo rekonwalescencja po operacji trwała dłużej niż zakładano. Touzinsky cały czas był jednak w kontakcie z kolegami z zespołu, motywował ich, a po ostatnim meczu zawodnicy podkreślali, że jego wsparcie było niezwykle istotne.

Chińskie marzenie

W miejsce Amerykanina sprowadzono Sebastiana Schwarza. To nie było spektakularne wzmocnienie, bo więcej grał Kanadyjczyk Jason De Rocco, ale w meczach o brązowy medal obecność Niemca okazała się nie do przecenienia. Choćby dla tych dwóch spotkań warto było, na krótko, zakontraktować tego zawodnika.

– Jestem w zespole bardzo krótko, ale niezmiernie cieszę się z tego medalu. Pokazaliśmy charakter, a kibice dali nam pozytywnego kopa – powiedział po ostatnim meczu w tamtym sezonie Schwarz. Niemiec dłużej miejsca w Jastrzębskim Węglu nie zagrzał. Również z tego powodu, że władze kluby zdołały pozyskać czołowego przyjmującego PlusLigi, Kevina Tillie. Radość nie trwała długo. Francuz w Jastrzębskim Węglu nie zagrał jednak nawet ani minuty. Choć umowę podpisał, po kilku tygodniach wysłał pocztą elektroniczną wiadomość do klubu, że chce spróbować sił w lidze chińskiej, co zawsze było jego marzeniem… I tyle go w Jastrzębiu widzieli.

Prezes Adam Gorol znów znalazł się pod ścianą. W ostatniej chwili udało się pozyskać Rodrigo Quirogę. Nazwisko sporo znaczące w siatkarskim środowisku. Argentyńczyk najlepsze lata miał jednak już za sobą, co dało się zauważyć już po pierwszych meczach. Na dodatek Oliva, który sezon wcześniej grał wyśmienicie, wyraźnie obniżył loty, a De Rocco to gracz bardzo chimeryczny. Nie chodzi o to, aby za brak medalu w poprzednim sezonie obarczać przyjmujących, ale niezbyt pewna sytuacja na tej pozycji na pewno nie wpłynęła dobrze na zespół. Czy w tym sezonie, po odejściu Olivy, wśród przyjmujących zapanuje równowaga? W Jastrzębiu mają taką nadzieję, bo chcąc walczyć o najwyższe cele, to pozycja kluczowa.

Na zdjęciu: Scott Touzinsky (z prawej) i Salvador Hidalgo Oliva w Jastrzębskim Węglu pojawili się w tym samym czasie. Amerykanin wytrwał jednak zaledwie pół sezonu.