Jastrzębski Węgiel. Starzy znajomi z Maaseiku

Portorykański rozgrywający Arturo Iglesias został wczoraj nowym zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla. Ma 24 lata, mierzy 183 cm wzrostu i jest reprezentantem swojego kraju. W trakcie dotychczasowej kariery próbował swoich sił m.in. w drugiej lidze włoskiej, a także we francuskiej ekstraklasie. Grał również w ojczyźnie, a jastrzębski klub na jego angaż zdecydował się w związku z przedłużającą się absencją Raphaela Margarido Vinhedo. Przypomnijmy, że doświadczony brazylijski rozgrywający ma problemy z plecami. Jastrzębski Węgiel to renomowany klub z wieloma znakomitymi graczami, wspaniałym trenerem i sztabem szkoleniowym, gdzie bardzo dobrze traktuje się zawodników – powiedział Arturo Iglesias.

Solidny i mocny zespół

Zawodnik jest już po pierwszych treningach z zespołem i dziś – wszystko na to wskazuje – znajdzie się w meczowej kadrze na starcie drugiej kolejki fazy Ligi Mistrzów. Jastrzębianie zmierzą się z belgijskim Greenyardem Maaseik, a mecz ten – w kontekście walki o wyjście z grupy – jest niezwykle dla obu ekip ważny. Przypomnijmy, że tydzień temu ekipa z Belgii niespodziewanie pokonała Zenit Kazań 3:2. A na inaugurację rywalizacji – również po pięciosetowym boju – wygrała z Halkbankiem Ankara.

– Mecz z Kazaniem wyciągnęli w imponującym stylu. Przegrywali 0:2, a zdołali wygrać – mówi Paweł Rusek, libero Jastrzębskiego Węgla.

– To bardzo solidny i mocny zespół, mimo iż nazwiska zawodników nie są może bardzo znane. Czeka nas ciężka przeprawa – mówi doświadczony siatkarz Jastrzębskiego Węgla, który z drużyną z Maaseiku miał już do czynienia.

Rywalizacja z tym rywalem, w historii jastrzębskiego klubu, ma bowiem wymiar szczególny. W sezonie 2004/05, kiedy „pomarańczowi” debiutowali w LM, Noliko, bo pod taką nazwą występował wówczas rywal, gładko wyeliminowało jastrzębian w pierwszej rundzie fazy pucharowej. Przeszło sześć lat później, w marciu 2011 roku, oba zespoły stanęły naprzeciw siebie w decydującej fazie rywalizacji o final four.

Nie wiedzieli, co się dzieje

W Jastrzębiu-Zdroju było 3:2 dla gospodarzy, choć Noliko prowadziło 2:1. W rewanżu belgijski zespół, łatwiutko, wygrał 3:0. Ale o losach awansu decydował wówczas „złoty set”. Który, choć niewielu w to wierzyło, jastrzębianie rozstrzygnęli na swoją korzyść 17:15 i znaleźli się – pierwszy raz w historii – w gronie czterech najlepszych zespołów Europy.

– Obowiązywał wówczas ten dziwny przepis, ale to zadziałało na naszą korzyść. W trzech pierwszych setach dostaliśmy straszne lanie. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Na decydującą partię wyszliśmy jednak odmienieni. Było na przewagi i Mitja Gasparini skończył najważniejszą piłkę. To było niesamowite uczucie, bo zagraliśmy następnie w final four. To była świetna przygoda. Tym bardziej, że na pewno nie byliśmy stawiani w roli faworytów do awansu do najlepszej czwórki Europy – podkreśla Paweł Rusek.

Drużynę Geenyardu Maaseik prowadzi Joel Banks. To… Brytyjczyk, który jednocześnie jest selekcjonerem reprezentacji Finlandii. O sile zespołu stanowią przede wszystkim obcokrajowcy. M.in. rozgrywający Jan Zimmermann, który jest zmiennikiem Lukasa Kampy w reprezentacji Niemiec. W ataku bryluje z kolei Robert Wojcik. To Kanadyjczyk, polskiego pochodzenia, którego ojciec, Mariusz, również był siatkarzem.

Na zdjęciu: Tak, w marcu 2011 roku, jastrzębianie cieszyli się w Maaseiku z awansu do final four Ligi Mistrzów. Dziś kolejny raz zagrają z tym rywalem.