Blisko, a jednocześnie daleko

Jedno zwycięstwo. Właśnie tyle Jastrzębski Węgiel potrzebuje do trzeciego w historii klubu mistrzostwa Polski. Tytuł „pomarańczowi” mogą zdobyć już dziś we własnej hali.


W 2004 roku finał Polskiej Ligi Siatkówki rozgrywany był do trzech zwycięstw, czyli podobnie, jak teraz, ale w nieco innej formule. Po dwóch zwycięstwach u siebie – 3:0 i 3:1 – zespół KS Ivett Jastrzębie-Borynia pojechał na trzecie spotkanie do Olsztyna. Wygrał po tie breaku i po raz pierwszy w historii zdobył mistrzostwo Polski. Tytuł wrócił do Jastrzębia-Zdroju po 17 latach przerwy, przed 2 laty, ale wówczas – z powodu skróconej fazy play off – grano do 2 wygranych meczów. Jastrzębie wygrało w Kędzierzynie-Koźli 3:1 i u siebie przypieczętowało tytuł po zwycięstwie w takim samym stosunku.

Nietrudno zatem znaleźć do obu omawianych finałów pewnych analogii. W stosunku do tego, co dzieje się obecnie. Otóż jastrzębianie prowadzą z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle 2:0, a dwa pierwsze mecze wygrywali 3:0 i 3:1, czyli tak samo, jak w 2004 roku. Tytuł przed dwoma laty zdobyli wygrywając u siebie, po zwycięstwie na parkiecie rywala 3:1. A przecież taki wynik osiągnęli w Kędzierzynie-Koźlu w minioną sobotę.

Biletów na dzisiejsze spotkanie, które odbędzie się w hali przy al. Jana Pawła II nie ma już od dawna. Wyprzedały się już przed rozpoczęciem finałowej rywalizacji, bo wiadomo było, że 3 mecz na pewno rozegrany zostanie. Ale chyba niewielu spodziewało się, że to spotkanie może zadecydować o mistrzostwie Polski dla zespołu z Jastrzębia-Zdroju.

– W tej sytuacji można powiedzieć, że wygraliśmy… dwa sety. Każde wygrane spotkanie, to jednocześnie wygrana partia – mówi Benjamin Toniutti, rozgrywający Jastrzębskiego Węgla.

– Rywalizacja jest bardzo trudna. Ale w dwóch ostatnich odsłonach w Kędzierzynie-Koźlu zagraliśmy znakomicie. Tomek Fornal i Stephene Boyer zrobili różnicę. Zagrali niesamowity mecz, choć tak naprawdę, to wszyscy zaprezentowaliśmy się super – dodał mistrz olimpijski z Tokio, któremu wspomniany Fornal, po meczu, oddał nagrodę MVP. Miły gest związany był również z tym, że „Totti” został w sobotę – po raz trzeci – ojcem.

– To był emocjonujący dzień, Trudny pod względem mentalnym. Ale na pewno zawsze będę go wspaniale wspominał – dodał zawodnik, który po raz siódmy z rzędu gra w finale Plus Ligi.


Czytaj jeszcze:


Z ZAKSĄ wygrywał 2016, 17 i 19 roku. Przegrywał w 2018, 21 z kędzierzyńskim klubem, a także w 22 z jastrzębskim. Dwa lata temu jego drużynę Jastrzębski Węgiel pokonał, a przed rokiem, gdy był już graczem „pomarańczowych”, zespół ten uległ… ZAKSIE.

– Jesteśmy blisko, ale jednocześnie daleko – mówi zawodnik, który ma szansę na 4 w karierze tytuł mistrza Polski. Takich obcokrajowców, jak on, czyli z trzema złotymi medalami, jest kilku, ale tylko jeden z nich zdobył mistrzostwo Polski więcej niż trzy razy. Mowa o rodaku Toniuttiego, Stephanie Antidze, który po złoto sięgnął – w barwach Skry Bełchatów – aż 5 razy. W pewnym sensie Toniutti „wyrówna”, jeżeli zdobędzie z JW złoto, rekord byłego selekcjonera reprezentacji Polski. Przypomnijmy, że w 2020 roku, kiedy przerwano sezon z powodu pandemii i nie rozegrano fazy play off, ZAKSA – w której Toniutti występował – prowadziła na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu w momencie jego przerwania. Medali wprawdzie nie przyznano, ale końcowa kolejność ustalona została.


Jurij Gładyr: Wszystkie ręce na pokład

Jastrzębski Węgiel
Fot. Tomasz Kudala / PressFocus

Cztery pytania do Juruja Gładyra, środkowego Jastrzębskiego Węgla.

Jastrzębski Węgiel w środę może zostać mistrzem Polski. Jakie jest wasze nastawienie przed trzecim starciem finału Plus Ligi?
Jurij GŁADYR:
– Tylko Pan Bóg wie, co nas czeka w trzecim spotkaniu o złoto. My postaramy się zaprezentować swoje siatkarskie umiejętności i zrobić wszystko, co w naszej mocy. Jak będziemy mieli dobry dzień i będzie dobra gra z naszej strony, to jest szansa, by zakończyć tę rywalizację u siebie i świętować mistrzostwo Polski. Cały czas jednak powtarzamy, że droga wciąż jest bardzo długa. Mecz meczowi nie równy. Musimy być na maksa skupieni. Nie możemy doprowadzić do najmniejszego rozluźnienia. Wiemy, o co gramy i jaki jest przeciwnik. Wszystkie ręce na pokład. Będzie pełna hala. Mamy nadzieje, że kibice znowu nas poniosą do zwycięstwa.

W dwóch pierwszych meczach pokazaliście, że na ten moment jesteście lepszym zespołem od ZAKSY. Przegraliście w finale tylko jednego seta.
Jurij GŁADYR:
– Właśnie w tej pierwszej odsłonie w Kędzierzynie-Koźlu było z naszej strony trochę „brudnej gry”. Dlatego nie wyglądało to najlepiej. Straciliśmy niepotrzebnie zbyt wiele punktów, bo pojawiło się wiele niedokładności na prostych piłkach. Mogliśmy jednak tę odsłonę wygrać, bo dogoniliśmy i wszystko mieliśmy w swoich rękach. Rywal przycisnął jednak zagrywką i rozstrzygnęli losy tej partii.


Czytaj jeszcze o siatkówce!


Później jednak wszystko poszło po waszej myśli. Co było kluczowe w tej rywalizacji?
Jurij GŁADYR:
– Drugi set, a szczególnie jego końcówka. Zdołaliśmy w niej odskoczyć i wygrać całą odsłonę. Dwie kolejne partie mieliśmy już całkowicie pod kontrolą. Szybko odjeżdżaliśmy i dowoziliśmy przewagę do samego końca.

W czym tkwi siła Jastrzębskiego Węgla w tej rywalizacji?
Jurij GŁADYR:
– Po tym, co zobaczyłem w dwóch pierwszych meczach, uważam, że przede wszystkim wszyscy bardzo jesteśmy skupieni i gramy swoją najlepszą siatkówkę. O to chodzi w finale. Dlatego nie ma specjalnej potrzeby, by kogoś z osobna motywować. Wszyscy doskonale wiemy, co mamy robić. Jasne, że zdarzają się gorsze momenty, ale wychodzimy z nich – jako drużyna – zwycięsko. Wspieramy jeden drugiego na boisku i o to chodzi.



Na zdjęciu: Jastrzębski Węgiel jest o krok o mistrzostwa Polski. Czy postawi go w dzisiejszym meczu przed własną publicznością.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.