Jedni chcą, drudzy muszą

Po pierwszym meczu w korzystniejszej sytuacji są radzionkowianie. Z Olimpijskiej wywieźli remis 1:1, a stadion przy Narutowicza nazywają „twierdzą”, gdyż w tym sezonie odnieśli 12 zwycięstw, 2 remisy i tylko raz przegrali. – Według mnie faworytem barażowego dwumeczu pozostaje Polonia – podkreślał po premierowym spotkaniu szkoleniowiec Ruchu, [Kamil Rakoczy]. W podobnym tonie wypowiadali się jego podopieczni. – Rywale byli lepsi i nadal są faworytem. My z kolei byliśmy nieco spięci, ale chcieliśmy coś udowodnić, co się nam udało. Nikt specjalnie na nas nie stawiał, a my pokazaliśmy, że możemy – przekonywał Andrzej Piecuch, strzelec wyrównującego gola, zaś koledzy mu wtórowali. Można było odnieść wrażenie, iż… tak polecił im ich trener, wytaczając armaty na psychologiczną wojnę.

Presja narzucona

Pierwszą bitwę udało mu się wygrać, bo niebiesko-czerwoni byli przekonani o swej wyższości, zapowiadali wysokie zwycięstwo, a tymczasem opuszczali boisko niepocieszeni. Co prawda licznie zgromadzona publiczność podziękowała im za walkę, ale jednocześnie podkreśliła, że chce awansu. Ten jednak nieco się oddalił. – Nie tak to miało wyglądać – zwieszał głowę stoper Polonii, Krzysztof Markowski. – 1:1 daje rywalom mały handicap. Czego nam zabrakło? Drugiej bramki, która zmusiłaby ich do bardziej otwartej gry. Nie wykorzystaliśmy atutu własnego boiska, więc awans będziemy musieli wywalczyć na stadionie Ruchu. Presja? Sami ją sobie narzuciliśmy i nawet jeśli awansujemy, to nikt nas nie będzie nosił na rękach. Promocja do III ligi jest bowiem naszym obowiązkiem. Jeśli mając taki zespół jej nie wywalczymy, to będzie wstyd – argumentował doświadczony zawodnik, a Marcin Lachowski mówił wprost: – Zawiedliśmy. Gramy po to, żeby wygrywać, więc zawiedliśmy. Było sporo sytuacji, sporo strzałów, ale nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Jest jednak drugi mecz, na który pojedziemy wygrać – przekonywał kapitan Polonii.

Rekonesans stadionu

Jej trener przed rewanżem ma pewne obawy i więcej szans daje gospodarzom. – 60 do 40. „Cidry” grają bardzo zdyscyplinowanie i tak samo będzie pewnie w rewanżu – oceniał Jacek Trzeciak, ale żeby wyrównać szanse i przede wszystkim niczego nie zaniedbać, postanowił zabrać swoją drużynę na rekonesans stadionu przy Narutowicza. Bytomianie nie gościli na nim od 7 lat. Wczoraj chcieli zobaczyć co się zmieniło, jaki jest stan murawy. Chcieli też przeprowadzić rozruch w porze dzisiejszego meczu, ale działacze Ruchu się na to nie zgodzili. Wizyta na murawie, sprawdzenie jej stanu musiały niebiesko-czerwonym w zupełności wystarczyć. Jaka jest murawa, na której dziś rozegrany zostanie ostatni oficjalny mecz (za 10 dni kończy się umowa najmu i nie zostanie przedłużona)? Mówiąc łagodnie – nie najlepsza i bardziej będzie sprzyjać bronieniu niż atakowaniu. – Ale my przecież i tak kopiemy piłkę do przodu. Spokojnie. Będzie nam to boisko pomagało – uspokajał szkoleniowiec bytomian, który 19 lat temu debiutował w ekstraklasie jako zawodnik żółto-czarnych.

Przypadłość „Sadzika”

By awansować, Polonia musi wygrać lub zremisować, ale nie 0:0 czy 1:1, bo takie wyniki promują radzionkowian. – W rewanżu zrobimy wszystko, by cieszyć się z awansu, zaczynając od tego, by nie stracić bramki – przedstawił receptę na sukces golkiper Ruchu, [Rafał Strzelczyk], który – choć miał sporo pracy i często był poniewierany – nie czuł się bohaterem pierwszego spotkania, bo po prostu robił to, co do niego należało. Jego występ jest więc niezagrożony. Od soboty wiadomo, że zabraknie Karola Kajdy. Napastnikowi „Cidrów” odnowiła się kontuzja biodra. Były też wątpliwości o dyspozycję [Damiana Sadowskiego], ale trener Kamil Rakoczy natychmiast je rozwiał. – „Sadzik” przez cały sezon ma taką przypadłość, że od 60 minuty go „odcina”, nie potrafi biegać i musimy dokonywać zmian. Ale do środy się zregeneruje – przekonywał szkoleniowiec, a sam pomocnik Ruchu wyjaśniał. – Pracuję w kopalni na nocne zmiany i zwyczajnie łapią mnie skurcze. W sobotę chwyciły mnie jednocześnie w aż trzech miejscach. Jeszcze tak nie miałem. Wiem jednak jak z tym walczyć, więc będzie dobrze. Na noc przed meczem wziąłem wolne – uśmiechał się Sadowski.