Jego zadanie to… łatanie. Bartłomiej Poczobut obrazem dobrej gry GKS-u Katowice tej wiosny

To był bardzo zaskakujący ruch transferowy GieKSy. Choć bowiem jego bohater miał za sobą już 2,5 sezonu na pierwszoligowych boiskach, nie był na nich postacią szczególnie rzucającą się w oczy. Doceniali go natomiast wytrawni spece od czytania gry: „czarna robota”, wykonywana przezeń w destrukcji, była bezcenna dla Bytovii i znajdowała odzwierciedlenie w liczbach. Przeciętni kibice statystyki w programie InStat analizują nader rzadko; dla szkoleniowców wysoka pozycja 24-latka np. w rankingu odebranych piłek to istotna wskazówka. – To typ piłkarza, jakiego poszukiwaliśmy. Waleczny zawodnik, który dobrze radzi sobie nie tylko z rozegraniem, ale także z odbiorem piłki rywalom. Agresywna gra w defensywie to jego znak firmowy – uzasadniał zakontraktowanie Bartłomieja Poczobuta dyrektor sportowy GKS-u, Tadeusz Bartnik.

Bandyta w cudzysłowie

Jacek Paszulewicz był nieco bardziej lakoniczny, za to bardziej dosadny. – Potrzebujemy kogoś o charakterze „boiskowego bandyty” – zapowiadał. I tłumaczył, że w tym pojęciu wcale nie chodzi o grę brutalną; raczej o szybkość podjęcia decyzji o przerwaniu akcji przeciwnika, nawet za cenę sędziowskiego upomnienia.

Trudno oczywiście byłoby sprowadzić trzy ostatnie zwycięstwa katowiczan jedynie do obecności Poczobuta w środku pola jedenastki z Bukowej. Fakty jednak mówią same za siebie: GieKSiarze nie dali się w tej strefie zdominować żadnemu z trzech wiosennych rywali. A pochodzący ze Szczecinka zawodnik – nie aspirując bynajmniej do roli kreatora gry – bardzo często jest dokładnie w tej strefie boiska, w której akurat trzeba przeszkadzać rywalowi. – To moje zadanie: łatać wszystkie dziury – pointuje krótko trenerskie wskazówki Bartłomiej Poczobut.

Jakość to nie wszystko

Taka rola to dużo większe ryzyko „podpadnięcia” arbitrowi i zapracowania na żółtą kartkę. Defensywnemu pomocnikow ina razie jednak udaje się ich unikać! – Sam się dziwię, że jeszcze tej kartki wiosną nie oglądałem! – katowiczanin uśmiechem przy wypowiadaniu tych słów daje dowód dystansu, jaki ma do siebie i swych piłkarskich umiejętności. Ale też przypomina, że pojęcie „boiskowego bandyty” jest raczej przenośnią, niż rejestracją faktów. – Z reguły nie gram brutalnie; zawsze staram się czysto odbierać piłkę. Inna rzecz, że w I lidze – poza jakością czysto piłkarską, której akurat w GieKSie nie brakuje – trochę tego „piłkarskiego bandytyzmu” trzeba, by wygrywać. Cały nasz zespół gra twardo i to daje nam punkty – dodaje Poczobut.

Najlepszy, choć… najbrzydszy

„Szóstki” za mecze z Rakowem i Odrą, „siódemka” za potyczkę z sosnowiczanami – te oceny występów pomocnika w naszym rankingu pierwszoligowców świadczą o jego boiskowej solidności. Ale – jak się okazuje – czasami widzowie patrzą na mecz (i postawę poszczególnych graczy) zupełnie inaczej, niż szkoleniowiec. – To był pierwszy występ Bartka, w którym w pełni zrealizował wszystkie założenia – mówi o spotkaniu GKS – Zagłębie Jacek Paszulewicz, opiekun gospodarzy. – W spotkaniach z Rakowem i Odrą – mimo pozytywnego odbioru jego gry – nawet korzystny wynik nie powinien zamazywać pewnych obowiązków, które nakładam na poszczególnych zawodników. Mecz derbowy z Zagłębiem – najbrzydszy spośród tych trzech, które przyszło oglądnąć naszym kibicom – był jednak wreszcie tym, w którym Bartek pokazał pełnię tego, czego od niego wymagam. I pełnię śląskiego charakteru na boisku – dodaje trener GieKSiarzy.