Jest problem, czy go nie ma?

Miała być walka o możliwość gry w barażach o ekstraklasę, będzie drżenie o pierwszoligowy byt. Po kolejnej porażce przed własną publicznością sytuacja Zagłębia robi się naprawdę nieciekawa.


Zespół Krzysztofa Dębka mecz z Chrobrym przegrał, jeszcze zanim wyszedł na boisko. Goście z Głogowa z kolei od początku wiedzieli po co przyjechali na Stadion Ludowy. Chcieli wygrać, wyszarpać zwycięstwo i uciec ze strefy zagrożonej grą w barażach.

Miejscowi im w tym nie przeszkadzali. Od pierwszego gwizdka grali tak, jakby w tym sezonie wszystkie karty były już rozdane, nie groził im ani awans ani spadek. Najwierniejsi kibice sosnowiczan, bo na Ludowy chodzą już tylko tacy, z przerażeniem patrzyli na poczynania piłkarzy, którym w tym meczu brakowało wszystkiego.

Pomysłu na grę, zaangażowania, a przede wszystkim sił. O tym, że w I lidze nie trzeba wielkich umiejętności, a większość spotkań wygrywa się po walce, wiadomo nie od dziś. To nie Liga Mistrzów. Tutaj naprawdę wygrywa ten, kto ma więcej siły, więcej biega, po prostu zasuwa od pierwszej do ostatniej minuty.

To co było na Ludowym to żenada.
Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca po meczu z Chrobrym na Twitterze

Zagłębie od pierwszej do ostatniej minuty piątkowego meczu wyglądało na drużynę bezsilną. Poza bramkarzem Krystianem Stępniowskim nikt nie miał nawet siły krzyknąć, czy podpowiedzieć koledze. O poderwaniu kolegów do walki już nie wspominając. Przyjechali, zagrali, przegrali. Ot, nic się nie stało.

Zobrazowaniem piątkowego meczu niech będzie sucha statystyka. Jedyny strzał w światło bramki – nie licząc anemicznego ni to podania ni to strzału Patryka Mularczyka – oddał w całym meczu Fabian Piasecki. Tym strzałem był niewykorzystany rzut karny…


Czytaj jeszcze: Zagłębia Sosnowiec równia pochyła


– Ciężko cokolwiek rozsądnego powiedzieć po takim meczu. Wygrała drużyna, która na to zasłużyła, szczególnie w pierwszej połowie. To właśnie wtedy głogowianie byli zdecydowanie lepsi i wyszli na prowadzenie. Jeszcze ta czerwona kartka po niefortunnej interwencji dwóch stoperów…

W drugiej połowie straciliśmy drugą bramkę, to też było spowodowane właśnie grą w osłabieniu – powiedział po meczu trener Zagłębia, Krzysztof Dębek, który co rusza łapał się za głowę, widząc co wyczyniają jego podopieczni. Z tymi słowami można się zgodzić. Gorzej, że po końcowym gwizdku padło jeszcze takie stwierdzenie:

– Mimo wszystko trzeba podziękować drużynie za umiejętne granie w dziesięciu. Zostawili na boisku dużo zdrowia i paradoksalnie wyglądali lepiej niż grając w pełnym zestawieniu – dodał trener Dębek. Dalszych komentarz jest już chyba zbyteczny…