Jest się czym martwić

Kolejny mecz na swoim podwórku i już trzecia przegrana. W Zabrzu mają się czym martwić.


Wygrana Górnika w trudnym meczu w Kielcach w 10. kolejce nie została przez drużynę prowadzoną przez Bartoscha Gaula zdyskontowana w kolejnym ważnym ligowym spotkaniu.

W sobotę zabrzanie po ciekawym i emocjonującym spotkaniu przegrali na Stadionie im. Ernesta Pohla z Zagłębiem Lubin 2:3. Rywal za każdym razem prowadził, a gospodarze musieli odrabiać straty. Ostatecznie nie udało się wywalczyć nawet punktu i dobra seria pięciu kolejnych meczów bez porażki, wygrana i cztery remisy, została zakończona.

– Szkoda, że tak się to potoczyło. W meczu z Zagłębiem przeważaliśmy jeśli chodzi o posiadanie piłki, a także samymi sytuacjami bramkowymi. Niestety wygrać się nie udało. Trzeba teraz usiąść, przeanalizować wszystko, bo rywale za łatwo trafiają do naszej bramki – trafnie ocenia wszystko Kryspin Szcześniak, obrońca „górników”.

Zabrzanie raz, że w ostatnim czasie tracą mnóstwo goli, to jeszcze przegrywają kolejne spotkanie na swoim stadionie. Na inaugurację przy Roosevelta wygrała przecież Cracovia 2:0, a w połowie sierpnia lepsza okazała się tam Stal Mielec zwyciężając 3:1. W 6 meczach u siebie Górnik zdobył ledwie pięć punktów! W czterech na wyjeździe osiem.

Sztab szkoleniowy i kibiców martwi duża ilość straconych goli bo już 16. Gorsze pod tym względem w ekstraklasie są tylko zamykające tabelę Lechia (20), Miedź (21) oraz Korona i Stal (po 17). Widać, że w porównaniu z poprzednim sezonie nie ma żadnej poprawy, a przecież pościągano mnóstwo zawodników z zagranicy do tej formacji.

– Czego brakuje? Krycia w polu karnym. Przeciwnik za łatwo dochodzi do sytuacji strzeleckich, piłka grana do boku, dośrodkowanie i są groźne sytuacje. Na pewno jednak pozbieramy się przed tym najbliższym meczem. Ciężko pracujemy i mam nadzieję, że w tym kolejnym spotkaniu wyjdziemy odmienieni, szczególnie w defensywie, bo tego potrzebujemy – podkreśla Szcześniak.

Kolejnym rywalem „górników” będzie w sobotę po południu Śląsk we Wrocławiu. W październiku jeszcze w ekstraklasie mecze z Lechem, Wartą i Widzewem + Puchar Polski z GKS Katowice. Grania nie zabraknie.


Stać nas na wiele

Rozmowa z Bartoszem Kopaczem, kapitanem Zagłębia Lubin

Z Zabrza wywieźliście trzy punkty, ale akurat do gry obrony i waszej i Górnika można było w sobotę mieć zastrzeżenia. Jak pan to widział z boiska?

– Straciliśmy dwie bramki, popełniliśmy błędy przy ich stracie, ale najważniejsze, że jako zespół potrafiliśmy wychodzić na prowadzenie i w końcu utrzymaliśmy wszystko do końca, choć trzeba przyznać, że było nerwowo. Górnik na pewno zagrał z nami dobre spotkanie i był to dla nas trudny mecz. Tym bardziej trzeba docenić te trzy zdobyte punkty.

Sporo w starciu z Górnikiem pomógł wam Kacper Bieszczad, który popisał się kilkoma świetnymi interwencjami, prawda?

– Tak, dokładnie. Kacper dobrze w tym sezonie wygląda i jest mocnym punktem naszej drużyny. Trochę żałujemy, że do przerwy nie udało się strzelić jeszcze jednej bramki, bo była ku temu wyśmienita okazja. Gdyby tak się stało, to ten mecz mógł wyglądać inaczej i w drugiej połowie zagralibyśmy w innym stylu. A tak trzeba było najeść się trochę stresu, żeby wywieźć z Zabrza te ważne dla nas trzy punkty.

Co było kluczem do tego, żeby wygrać z Górnikiem na jego terenie?

– Przejścia z obrony do ataku, bo po tym stwarzaliśmy najgroźniejsze sytuacje, zdobywaliśmy bramki, a parę razy po takich wypadach mogliśmy się jeszcze lepiej zachować, ale nie ma co narzekać, bo trzy strzelone bramki na naszym koncie i chciałoby się, żeby co mecz było podobnie.

Już 16 zdobytych punktów na koncie. Niewielka strata do ścisłej czołówki. Na co stać Zagłębie w tym sezonie?

– Nie chcę deklarować tutaj jakiegoś konkretnego miejsca. Na pewno widzimy, że idzie to w dobrą stronę. Widać, że mamy bardzo mocny zespół. Nie tylko ta pierwsza jedenastka, ale także ci co wchodzą z ławki dokładają swoje. Stać nas na wiele, ale to trzeba pokazać w lidze, na boisku, a nie ma co rzucać pustych słów.


Na zdjęciu: Bartosz Kopacz (z lewej) w starciu z Jeanem Julesem Mvondo.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus