Jeszcze będzie normalnie?

To był kolejny trudny rok reprezentacji Polski. Był nowy trener, awans, mundial i wyjście z grupy. A na koniec „aferka” premiowa i dymisja selekcjonera.


Życie kibica reprezentacji Polski przypomina w ostatnich latach jazdę na rollercoasterze. Są wzloty i upadki. Czasami wydaje się, że jest dobrze, że musi być dobrze, a po chwili znów jest źle. Jeden z internetowych memów opatrzony jest wizerunkiem starszego człowieka i podpisem. „Życie kibica reprezentacji Polski wcale nie jest stresujące. Arek, 25 lat”. Coś w tym jest, bo w tym roku stresowaliśmy się bardzo. Wynikało to również z tego, co wydarzyło się w końcówce poprzedniego roku, kiedy to Paulo Sousa postanowił zrejterować. Trzeba było zatrudnić nowego trenera, który zaczynał pracę ze świadomością, że od razu zagra o wszystko. Miał być mecz z Rosją, ale go nie było. Było starcie ze Szwecją i awans na mundial. Niespełna dwa miesiące od dnia, w którym Czesław Michniewicz oficjalnie objął drużynę narodową i niemal dokładnie 200 godzin po tym, jak po raz pierwszy spotkał się z zespołem w komplecie.

11 z 13 spotkań w tym roku nasz zespół rozegrał o stawkę. Rok 2021 był pod tym względem jeszcze bardziej intensywny, bo 13 z 15 spotkań rozegraliśmy o coś, lecz jednak wydaje się, że za Paulo Sousy było nieco spokojniej niż za Michniewicza. W tym roku, po awansie na mistrzostwa świata, wszyscy myśleli już tylko o Katarze, choć trzeba było jeszcze utrzymać się w Lidze Narodów. W wielu meczach tych rozgrywek cierpieliśmy i – dziś możemy to przesądzić – trener przygotowywał nas, siebie i zespół na cierpienie podczas mistrzostw świata. Momentami była to droga przez mękę. Po 1:6 w Brukseli z Belgią wydawało się, że mundial nie jest dla nas. Paradoks sytuacji polega na tym, że Belgowie w Katarze nie wyszli z grupy. A my – tak.

W Lidze Narodów udało się utrzymać, Michniewicz zrealizował drugi cel, a zatem miał sto procent skuteczności, choć styl nie wszystkim się podobał. Mało tego. Nie podobał się większości. Trzeba jednak przypomnieć, że do września graliśmy z: drużyną, która rywalizowała w barażach o mundial (Szkocja), zespołem, który był w finale baraży (Szwecja), także z trzema finalistami mundialu (Walia, Belgia i Holandia). To byli mocni rywale. Nie było zatem wśród przeciwników zespołów, z którymi można było się pobawić. Sousa grał z Andorą czy San Marino. Albania czy Węgry nie wydają się drużynami mocniejszymi od tych wymienionych. Luźniejszy był jedynie mecz – już przed mundialem – z Chile, a później już to, na co wszyscy czekaliśmy.

Liczba 36 będzie nam się nieodzownie kojarzyć z rokiem 2022 w wykonaniu reprezentacji Polski. Po tylu latach, w kolejności, nie przegraliśmy pierwszego meczu na mistrzostwach świata. Wygraliśmy mecz o coś na mundialu, a następnie wyszliśmy z grupy. Michniewicz odhaczył zatem kolejny cel, a więc skompletował potrzebnego do zachowania posady hat tricka. Na stanowisku się jednak nie utrzymał. Raz, ze względu na styl gry, jaki nasz zespół zaprezentował w Katarze. Ale o wszystkim i tak zadecydowała „aferka” wokół domniemanych rządowych premii. Mleko się rozlało i w chyba nie ma sensu do tego wracać, bo Michniewicza już nie ma. Drużyna narodowa jednak jest i w przyszłym roku będzie funkcjonować pod nowymi sterami. Na pewno inaczej. Tzn. jak? Przede wszystkim chcielibyśmy, żeby było normalnie.



Na zdjęciu: Czesław Michniewicz odpowiadał za wyniki reprezentacji Polski w 2022 roku. Co miał zrobić, zrobił. Inne czynniki spowodowały, że już go nie ma.

Fot. PressFocus


Nasz komentarz. Szczęsny był najlepszy

Rok 2022 był piętnastym rokiem kalendarzowym z rzędu, w którym Robert Lewandowski strzelił przynajmniej jedną bramkę w reprezentacji Polski. To wyczyn bez precedensu w historii „biało-czerwonych”. Podobnie, jak w latach poprzednich, zdobywał ważne gole. Dał prowadzenie w barażu ze Szwecją i przypieczętował zwycięstwo z Arabią Saudyjską. Pewnie z łatwością obronilibyśmy tezę, że był najlepszym piłkarzem naszego narodowego zespołu w tym roku. Również dlatego, że spełnił swoje wielkie marzenie, trafiając na mundialu. Jak również z tego powodu, że w plebiscycie „Złotej piłki” zajął wysokie, czwarte miejsce. Biorąc jednak pod uwagę fakty, więcej w tym roku dał reprezentacji Wojciech Szczęsny. Często w przeszłości krytykowany za występy z orzełkiem na piersi. To był zdecydowanie najlepszy rok „Szczeny” w drużynie narodowej. Wybronił nam, w znacznej mierze, baraż ze Szwedami, a także uratował Dywizję A Ligi Narodów, broniąc znakomicie w Cardiff. To, co wyprawiał na mundialu – widzieliśmy. Nie przegraliśmy z Meksykiem też dzięki niemu. Z Arabią Saudyjską utrzymał nam prowadzenie w newralgicznym momencie, a dzięki temu, że zatrzymał karnego Lionela Messiego i świetnie bronił w tym meczu, nie przegraliśmy z Argentyną wyżej. A wyższa porażka wyeliminowałaby nas z turnieju.

Jakub Kubielas