Jeszcze jest paru chłopaków do wzięcia

Zwykło się mówić, że za darmo to dobra cena. Z tego też powodu niejeden klub będzie wertował teraz rynek w poszukiwaniu piłkarzy, którzy od 1 lipca pozostają bez kontraktów.


Większość Europy rozgrywa sezony w systemie jesień – wiosna, przez co tak się śmiesznie składa, że datą końcową rzadko jest 31 grudnia. Kluczowym dniem jest 30 czerwca, równa połowa roku, kiedy o północy – niczym w bajce o Kopciuszku – wszystko się zmienia. Ogłoszone wcześniej transfery formalnie się dokonują, a kontrakty wygasają, rzucając piłkarzy w wir zawodowego bezrobocia. Karoca zamienia się w dynie.

Wcale nie za darmo

To także dobra okazja do tego, żeby wzmocnić bądź poszerzyć kadrę zespołu nie przejmując się zbytnio kosztami. Oczywiście te zawsze będą istnieć. Zawodnikowi trzeba przecież zapłacić, nie będzie grał w klubie za darmo, a to wiąże się nie tylko z potrzebą zarezerwowania konkretnej sumy, która będzie przelewana na konto w ciągu kolejnych miesięcy. Wielokrotnie przecież umowy zawierają różnego rodzaju bonusy (za wygraną, za wejście na boisko, za zdobycie trofeum, za liczbę goli itp.), a często też praktykuje się przekazanie graczowi pewnej kwoty za samo złożenie podpisu na skrawku papieru.

Dodatkowo swoje inkasują agenci, o których mówi się najmniej, a którzy w całej tej zabawie mają do powiedzenia najwięcej, sprytnie jednak chowając się w cieniu i unikając światła fleszy. Kilka miesięcy temu głośno było o tym, że ekstraklasowy spadkowicz ŁKS przez rok wypłacił agentom prowizje o łącznej wartości… prawie 870 tysięcy złotych! Poza tym klub musi też gracza zarejestrować, ale to są już koszty w ogólnej skali znikome, choć czasem mogą być odczuwalne.

Kilka lat temu Leszek Bartnicki, obecnie prezes pierwszoligowego GKS-u Tychy, mówił w jednym z wywiadów – Transfer wydawałoby się bezgotówkowy to dla pierwszoligowego klubu suma często nawet kilkunastu tysięcy złotych albo więcej. Trzeba też wyrejestrować piłkarza z jednego ZPN-u, zarejestrować w drugim, to wszystko kosztuje. Łatwo narzekać, że klub bierze Słowaków czy Ukraińców, ale kiedy siedzisz za biurkiem, liczysz, a w kasie masz raczej niedobór niż nadmiar, patrzysz na to zupełnie inaczej – mówił Bartnicki.

Pieniądz nie krąży

Prawda jest jednak taka, że w polskich realiach transferów gotówkowych między jednym a drugim klubem jest stosunkowo mało. Na Zachodzie w topowych ligach praktycznie od stycznia do grudnia wszyscy emocjonują się kolejnymi ruchami i kwotami rzucanymi w milionach euro. U nas takie sytuacje są rzadkością, a rynek wewnętrzny wyraźnie kuleje. Oczywiście nie znaczy to, że takich transferów w ogóle nie ma.

Chociażby Raków Częstochowa wykupił z Jagiellonii Białystok Zorana Arsenicia za 100-350 tysięcy euro, dając mu zresztą zaskakująco długą umowę, bo aż na 5 lat. To jednak jeden z wyjątków, bo polskie kluby dużo chętniej sprzedają niż kupują, dzięki temu zresztą generując jakieś fundusze na ewentualne działanie. W większości przypadków jednak te transfery są darmowe, a wielokrotnie dotyczą zawodników, którzy z niejednego polskiego pieca chleb już w naszych ligach jedli.

Gracze będący najbardziej łakomymi „darmowymi” kąskami już zostali zaklepani. Nie jest tajemnicą, że ci, którzy obecnie pozostają bez klubu, gwiazdami w swoich drużynach raczej nie byli. Nie zmienia to jednak faktu, że kilku z nich ma ciekawe CV i potencjał, by pograć jeszcze nieco w którymś zespole i – jeśli wszystko dopomoże – dać mu nieco jakości. Lista, która jest widoczna obok, w ciągu kolejnych dni będzie się kurczyć. Z każdą chwilą tak naprawdę mogą zostać ogłoszone transfery np. Ariela Borysiuka, Vullneta Bashy czy Igora Lewczuka. Niejeden klub widziałby też u siebie Martina Chudy’ego…

ONI SĄ JESZCZE DO WZIĘCIA!*

  • Z Legii: Inaki ASTIZ, Radosław CIERZNIAK, Walerian GWILIA, Igor LEWCZUK, Marko VESOVIĆ
  • Z Rakowa: Piotr MALINOWSKI
  • Z Pogoni: Tomas PODSTAWSKI
  • Ze Śląska: Guillermo COTUGNO, Mathieu SCALET
  • Z Warty: Robert JANICKI, Jakub KUZDRA, Mariusz RYBICKI
  • Z Piasta: Gerard BADIA, Bartosz RYMANIAK
  • Z Lechii: Egy MAULANA VIKRI
  • Z Zagłębia: Dominik JOŃCZY, Samuel MRAZ, Miroslav STOCH
  • Z Jagiellonii: Ariel BORYSIUK, Fernan LOPEZ, Andrej KADLEC, Maciej MAKUSZEWSKI, Damian WĘGLARZ
  • Z Górnika: Martin CHUDY
  • Z Lecha: Tomasz DEJEWSKI
  • Z Wisły Płock: Airam CABRERA, Giorgi MEREBASZWILI, Cillian SHERIDAN, Bartłomiej SIELEWSKI
  • Z Wisły KRAKÓW: Vullnet BASHA, Souleymane KONE, David MAWUTOR
  • Z Cracovii: Diego FERRARESSO, Jakub KOSECKI
  • Ze Stali: Petteri FORSELL, Andreja PROKIĆ
  • Z Radomiaka: brak
  • Z Niecieczy: brak
  • Z Łęcznej: brak
  • Z Podbeskidzia: Dmytro BASZŁAJ, Gergo KOCSIS, Peter MAMIĆ, Marco TULIO, Serhij MIAKUSZKO, Filip MODELSKI, David NIEPSUJ, Kornel OSYRA, Michał RZUCHOWSKI, Peter WILSON

*Pod uwagę brani byli tylko piłkarze, którzy w poprzednim sezonie zagrali co najmniej 5 spotkań w ekstraklasie lub odcisnęli jakieś piętno we wcześniejszych rozgrywkach. Nie tyczy się to rzecz jasna beniaminków. Do listy zostało dopisane Podbeskidzie Bielsko-Biała, jako spadający ekstraklasowicz.



Na zdjęciu: Walerian Gwilia „szefował” w Zabrzu, potem miał kilka dobrych momentów w Legii. Jego kontrakt w Warszawie nie został jednak przedłużony.
Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus