Jeszcze wrócę na boisko!

Sytuacja wyglądała naprawdę kiepsko. Niby zwykły wyskok do piłki na treningu, ale już efekt lądowania na prawej nodze – fatalny. – Nigdy wcześniej nie miałem tego rodzaju urazu, ale od razu wiedziałem, że to coś poważnego. Nie potrafiłem w ogóle stanąć na tej nodze – opowiada nam Sebastian Nowak. „Coś” okazało się zerwaniem więzadeł – pierwszym w piłkarskiej karierze doświadczonego bramkarza. – Na rezonansie wyszło też pęknięcie łąkotki, więc „przy okazji” lekarze „naprawią” i ten feler – uśmiecha się nasz rozmówca.

Wzorując się na Wojtku

I nie jest to wcale „uśmiech przez łzy”, choć przecież dla piłkarza w wieku 36 lat konieczność rekonstrukcji więzadeł (u profesora Krzysztofa Ficka, specjalizującego się w tego rodzaju sportowych kontuzjach) to poważne wyzwanie, stawiające przed dylematem: „co dalej?”. – Wiem, że po okresie rehabilitacji (trwa zazwyczaj pół roku – dop. red.) będę mieć prawie 37 lat. Jestem jednak nastawiony bardzo pozytywnie: chcę wrócić do gry. Mam zamiar jeszcze przez jakiś czas pokopać piłkę – deklaruje jednak Nowak. – Równam do Wojtka Kędziory, który jest przecież starszy ode mnie, a wciąż prezentuje się świetnie, również motorycznie.

Byle do grudnia!

Sam Nowak pod tym względem też w niczym nie ustępuje młodzieży. Całkiem niedawno przy Bukowej przeprowadzano tzw. testy FMS (Functional Movement Screen – badanie funkcjonalnej sprawności fizycznej), badające – mówiąc ogólnie – zdolności koordynacyjne zawodników. I bramkarz GKS-u miał w nich najlepsze w całym zespole wyniki wyniki! Trudno się więc dziwić, że wciąż jeszcze planuje spędzić parę lat na ligowych boiskach.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że po pechowej kontuzji swego gracza, GKS nie pozostawił go „na lodzie”. Kilka dni temu działacze katowiccy złożyli Nowakowi ofertę przedłużenia wygasającego z końcem czerwca kontraktu. Na razie półroczną – do końca grudnia, ale akurat wystarczy na okres rehabilitacji. I… próbę podjęcia rywalizacji z tymi golkiperami, którzy strzec będą bramki GieKSy w najbliższych miesiącach.

– To miły gest ze strony działaczy, że nie zostawiają mnie samemu sobie – bramkarz z Bukowej z uznaniem przyjmuje tę inicjatywę, niekoniecznie będącą przecież czymś oczywistym w polskiej rzeczywistości piłkarskiej. Jego odpowiedź na ofertę już więc jest: pozytywna.

Podziękowania od „Abrama”

Na razie jednak będzie trzymać kciuki za swych następców między słupkami katowickiej bramki. Jego nieszczęście – czyli kontuzja – jest przecież szczęściem dla innych. W tej chwili numerem jeden został Mateusz Abramowicz, w odwodzie pozostają Maciej Wierzbicki (który jednak ostatni pierwszoligowy występ zaliczył w czerwcu… 2014) i szesnastoletni Szymon Frankowski. No i zakontraktowany do końca tego sezonu Patryk Procek. W zasadzie więc… pozycja „Abrama” wydaje się niepodważalna. Ale – po pierwsze – „wypadki chodzą po ludziach”, co pokazuje przykład Nowaka; po drugie zaś… – Trener Andrzej Bledzewski trzyma nas krótko, nikt raczej nie chodzi z głową w chmurach – podkreśla Abramowicz. Przy okazji zaś – mocno ściska kciuki za swego pechowego konkurenta. – Dzięki ci, Seba, za te półtora roku rywalizacji. Dobrze było mieć u boku takiego faceta, od którego tak wiele się nauczyłem – dodaje.