„Jogi” to niedźwiedź, a nie potulny miś

Po pasjonującym spotkaniu gwardziści we wtorkowy wieczór sprawili sensację i pokonali wicemistrza kraju 33:32. Jednym z bohaterów opolskiej siódemki znów był Adam Malcher – pod dachem opolskiego „Okrąglaka” raz po raz z blisko trzech tysięcy gardeł niosło się gromkie „Jo-gi! Jo-gi!”, jak pieszczotliwie nazywany jest bramkarz niespodziewanych półfinalistów PGNiG Superligi.

W sumie to nic wyjątkowego. Niemal w każdym spotkaniu sezonu Malcher wprawiał fanów w ekstazę, a kolegom z boiska dawał zastrzyk motywacji i poczucie pewności, że za swoimi plecami mają nie potulnego misiaczka z kreskówki, lecz prawdziwego niedźwiedzia, który nie lęka się największych strzelb rywali.

– Początkowo popełnialiśmy proste błędy, ale kolejne udane interwencje Adama dodały nam pewności siebie. Zaczęliśmy się rozpędzać, grać coraz lepiej aż do szczęśliwego finału – podkreślał po meczu z Wisłą rozgrywający Gwardii Kamil Mokrzki.

Malcher imponuje równą formą, trudno mówić teraz o jej apogeum – to drużyna dorównała do niego w najważniejszej części sezonu. W pierwszym ćwierćfinale z NMC Górnikiem „Jogi” obronił 19 rzutów zabrzan, prowadząc Gwardię do zwycięstwa (28:24); w rewanżu statystyki miał słabsze, podobnie jak w drugiej połowie potyczki z „nafciarzami”, ale nikt lepiej niż on nie pasuje do starej prawdy, że dobry bramkarz to 50 procent wartości drużyny.

W środowisku piłki ręcznej powszechny jest sąd, że gdyby „Jogi” mógł zagrać w styczniu w Portugalii w turnieju kwalifikacji do mistrzostw świata – akurat leczył kontuzję – biało-czerwoni nie odpadliby w przedbiegach z rywalizacji o mundial 2019.

We wtorek odbił 13 piłek, trzech bramkarzy Orlenu Wisły – łącznie 5. – Adam odbijał w ważnych momentach. Niestety my nie stanęliśmy na wysokości zadania, nie pomogliśmy zespołowi – bił się w piersi Adam Morawski, kolega z reprezentacji.

Dyspozycja Malchera rodzi pogłoski, że po sezonie odejdzie z Gwardii, choć ma jeszcze ważny kontrakt. Wszyscy zawodnicy opolskiego klubu mieli jednak czas do końca marca, czy mają inne propozycje i chcą zmienić środowisko. – Nikt nie przyszedł, nie było też nawet telefonicznych zapytań z innych klubów, również o Adama – przekonuje prezes gwardzistów Marcin Sabat.

Wszystko wskazuje na to, że „Jogi” przynajmniej jeszcze rok zostanie przy Oleskiej. Trener Rafał Kuptel podchodzi do sprawy ze spokojem. – Nie można budować zespołu na jednym czy dwóch zawodnikach. U boku Adama jest młody Mateusz Zembrzycki, który ma spore możliwości. Gdy dostawał szanse, w większości je wykorzystywał. Liczymy, że będzie dobrym bramkarzem – mówi szkoleniowiec.

Na razie jednak sukces zespołu w sporej mierze zależy od Malchera. Jeżeli w sobotnim rewanżu brązowy medalista mistrzostw świata 2009 po raz kolejny zamuruje bramkę Gwardii, kto wie, czy nie będziemy świadkami sensacji dekady w krajowym handballu. I wymarzonego prezentu urodzinowego, bo dwa dni później „Jogi” skończy 32 lata…