Joseph Colley: Brzęczek to fachowiec

Rozmowa z Josephem Colleyem, obrońcą Wisły Kraków.


Po derbach z Cracovią Jerzy Brzęczek mówił, że ma nadzieję, że nie odnowi się panu kontuzja. Żeby szybko zamknąć ten temat, ze zdrowiem OK?

Joseph COLLEY: – Wszystko jest w porządku, trenuję z pełnym obciążeniem, nie czuję skutków urazu. Słowa trenera prawdopodobnie wynikały z tego, że przed meczem z Cracovią miałem trzytygodniową przerwę, a sytuacja wymagała, bym od razu wskoczył do składu na 90 minut. To zawsze wiąże się z ryzykiem. Ale jestem gotowy do gry w następnym spotkaniu.

Trener Brzęczek zastąpi Adriana Gulę w bardzo trudnym dla Wisły momencie. Da się porównać tych dwóch trenerów?

Joseph COLLEY: – Z Adrianem Gulą nie pracowałem długo, choć mówiąc szczerze, obu polubiłem. Ale myślę, że z nowym trenerem jestem bliżej. Uważam go za świetnego fachowca. Ma na nas pomysł i wie, jak go przekazać. Oczywiście możemy mówić o wynikach, a te nie są zbyt dobre, ale jeśli spojrzy się na sposób w jaki gramy, jak spory krok naprzód zrobiliśmy w ostatnich tygodniach, ile okazji bramkowych stwarzamy w porównaniu z początkiem rundy, to zrozumie się, co mam na myśli. Czasem brakuje nam szczęścia i zdobywamy punkt zamiast trzech, ale jestem pewien, że Jerzy Brzęczek to właściwa osoba na właściwym miejscu. Jako piłkarz Wisły jestem wdzięczny widząc, ile pracy wkłada w to, by wydobyć nas ze strefy spadkowej.

Wasza gra uległa poprawie, ale wciąż nie macie z tego zbyt wielu punktów. Skąd problem z wygrywaniem? Nie można wszystkiego sprowadzić do szczęścia czy braku…

Joseph COLLEY: – Bardzo chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Niby wszystko się zgadza, a punktów nie przybywa w takim tempie, w jakim powinno. W każdym meczu gramy o zwycięstwo i być może brakuje nam odrobiny pragmatyzmu. Gdy mamy korzystny wynik, powinniśmy być nieco bardziej zachowawczy, skupiać się na taktyce, spróbować dowieźć to przykładowe 1:0, postawić na defensywę, zamiast szukać okazji na kolejne bramki. Mam wrażenie, że to kosztowało nas kilka punktów w meczach, które powinniśmy wygrać, a które ostatecznie zremisowaliśmy. Zostały nam trzy spotkania na udowodnienie, że zasłużyliśmy na znacznie więcej niż widać to po tabeli.

W kontekście Wisły bardzo dużo mówi się o sędziach, o ich pomyłkach na waszą niekorzyść. W szatni to też jest żywy temat?

Joseph COLLEY: – Oczywiście, dyskutujemy o tym. Najbardziej chyba po meczu z Lechem, gdy strzeliłem bramkę na 2:0, a sędzia odgwizdał faul. Do dziś tego nie rozumiem. Trudno nie być złym po czymś takim, tym bardziej że jestem absolutnie przekonany, że ceną było nasze zwycięstwo. Bywaliśmy sfrustrowani niektórymi decyzjami. Nie chcę teraz zwalać winy na arbitrów, mówić, że to przez nich jesteśmy w strefie spadkowej, ale mogę powiedzieć, że trudno się zgodzić z niektórymi interpretacjami i decyzjami.

Czasem jednak sami zabieraliście sobie punkty. Mam na myśli to, co w meczu z Wisłą Płock zrobił Elvis Manu. Jako drużyna mieliście do niego pretensje?

Joseph COLLEY: – Absolutnie nie. Dostał dużo wsparcia. Wszystko działo się wtedy bardzo szybko, a gdy zobaczyłem, że sędzia wstrzymał grę i kontaktował się z VAR, jako widz nawet nie wiedziałem o co chodzi. Wszyscy popełniamy błędy i nie wyobrażam sobie, by po meczu kogoś za nie kamienować. Jesteśmy drużyną. Przegrywamy jako drużyna i tak też wygrywamy. W trudnych chwilach musimy stać za sobą, a nie przeciwko.

Czuje pan, że w drużynie jest blokada psychiczna spowodowana strachem przed spadkiem?

Joseph COLLEY: – Nie nazwałbym tego blokadą. Jak już mówiłem, trudno mi wskazać jednoznaczną przyczynę tego, że nie wygrywamy, ale to nie jest tak, że paraliżuje nas myśl o spadku. Przychodzimy codziennie na trening, widzimy, że mamy w zespole wystarczająco dużą jakość do pozostania w ekstraklasie. Ta drużyna nie zasługuje, by polecieć w dół i nie mówię tego jako jej piłkarz, tylko staram się zachować obiektywizm. Nie czuję żadnego strachu. Wychodzę na boisko i chcę wygrać, zupełnie nie biorę pod uwagę, że mecz może zakończyć się innym scenariuszem. Moje myśli nie krążą wokół tego, że jeśli teraz się nie uda, to zrobimy krok w kierunku I ligi.

Ale o możliwości spadku mówią nawet władze klubu, które na niedawnej konferencji prasowej odnosiły się do tego, co się stanie, jeśli Wisła nie utrzyma się w lidze. Padło m.in. hasło, że piłkarze nie mają klauzuli pozwalającej im odejść w przypadku degradacji. Pan przykładowo podpisał kontrakt do 2025 roku.

Joseph COLLEY: – Nie myślę o tym. Przede wszystkim nie wierzę, że spadniemy, nie dopuszczam takiej myśli do siebie. Bardzo podoba mi się w Wiśle, w klubie wszyscy traktują mnie bardzo dobrze. Czuję się tu jak w domu i ze swojej strony zrobię wszystko, by utrzymać Wisłę w elicie. Jedyne co mnie interesuje to wygranie trzech meczów, które nam pozostały. Mogę powiedzieć, że dziś dalsza przyszłość w mojej głowie zupełnie nie istnieje.

Na ile procent ocenia pan szanse Wisły na pozostanie w ekstraklasie?

Joseph COLLEY: – Byłoby głupie, gdybym powiedział, że mam jakiekolwiek wątpliwości, i że nie do końca wierzę w drużynę. 100 procent, na pewno. Niby nigdy niczego nie możesz być pewien na 100 procent, ale nie wierzę – naprawdę nie wierzę – że możemy spaść.

Śledzi pan mecze innych drużyn? Mam na myśli te, które też są zagrożone degradacją, jak na przykład Zagłębie albo Śląsk.

Joseph COLLEY: – Nie. Z jednej przyczyny – wszystko jest wciąż w naszych rękach. Jeśli wygramy pozostałe mecze, utrzymamy się. Nie mam potrzeby skupiać się na innych.

Czujecie wsparcie fanów?

Joseph COLLEY: – Przed transferem słyszałem o Wiśle, ale dopiero będąc w Krakowie przekonałem się, jak wielki jest to klub. To przekonanie rosło z meczu na mecz. To niesamowite, jakich mamy fanów, jak duże wsparcie z ich strony czuliśmy nawet, gdy przegrywaliśmy. Oni ciągle są z nami, ciągle pokazują, ile dla nich znaczy Wisła. Jest to niezwykle motywujące.

Jako piłkarze czujecie tę presję, że walczycie tak naprawdę dla setek tysięcy ludzi, czy jesteście w stanie odciąć się od tego i skupiać tylko na piłce?

Joseph COLLEY: – To drugie. Presja jest oczywistością. Nie ma co ukrywać, w jakiej sytuacji się znajdujemy, ale drogą do utrzymania jest skupianie się na piłce. Dziś najważniejszy jest trening, jutro tak samo, a następnego dnia mecz. Dzień po dniu zrobimy to utrzymanie.

Mówi pan, że presja jest oczywistością, więc spytam, czy kiedykolwiek w swojej karierze grał pan pod taką presją jak teraz?

Joseph COLLEY: – Nie, to mój pierwszy raz.

Jak ocenia pan poziom ekstraklasy? Jest wyższy czy niższy od Allsvenskan?

Joseph COLLEY: – W ekstraklasie poziom jest wyższy. Liga jest bardzo wyrównana, ma wiele dobrych drużyn, nigdy nie ma tu łatwych meczów, nikt nie odstawia nogi. Jestem przekonany, że jako piłkarz, który chce się rozwijać, zrobiłem spory krok do przodu od momentu transferu do Wisły.

Teraz celem jest utrzymanie, a jakie będą kolejne?

Joseph COLLEY: – Być w zupełnie innym położeniu w tabeli, znacznie wyższym, ale na razie o tym nie myślę.

Jak wyobrażał pan sobie Polskę przed transferem, a jaka się okazała, gdy już pan do niej trafił?

Joseph COLLEY: – Przed transferem nie wiedziałem o Polsce nic. Byłem w tym kraju tylko raz – z reprezentacją Szwecji do lat 15 lub 16. Po przyjeździe przekonałem się, że to świetne miejsce. Kraków to bardzo ładne miasto, szybko je pokochałem. Przekonałem się do życia tu, do ligi, której jakość jest odpowiednia. Jest pewna niewidzialna aura wokół Krakowa, która bardzo mi się podoba.

Jest pan rozpoznawalny na mieście? Często zdarza się, że ktoś podejdzie i coś zagada?

Joseph COLLEY: – Niezbyt często, ale zdarza się. Niedawno podszedł do mnie chłopak i mówi: „o, znam cię, grasz Wiśle. Mogę zdjęcie?” To chyba też się składa na tę aurę, o której mówiłem.


Na zdjęciu: Joseph Colley jest przekonany, że „Biała gwiazda” utrzyma się w ekstraklasie.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus